Ostrzał na oślep i sankcje zrobiły swoje. Rosja na zakupach w Korei Północnej i Iranie

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Rosjanie mają coraz większy problem z amunicją artyleryjską
Rosjanie mają coraz większy problem z amunicją artyleryjską mil.ru
Rosyjska „królowa wojny” dostała poważnej zadyszki. Sądząc po sposobie wykorzystania artylerii w wojnie z Ukrainą generałowie Putina uznali chyba, że „armat u nas mnogo”, modyfikując nieco znane powiedzenie z czasów Żukowa i Koniewa. No ale ta „operacja specjalna” miała trwać krótko. Więc dziś Rosjanom zaświecił w oczy brak amunicji. Jak sobie z tym radzą?

Przedstawiciel ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR) Wadym Skibicki twierdzi, że około 40 procent sprzętu bojowego, który dostają nowe oddziały tworzone w Rosji do walk przeciwko Ukrainie, nie działa i wymaga naprawy. Nic dziwnego, to uzbrojenie projektowane lub wręcz wyprodukowane jeszcze z czasów sowieckich. Rosjanie muszą sięgać już naprawdę na samo dno magazynów. HUR udostępnił przechwyconą rozmowę telefoniczną, w której żołnierz rosyjski skarży się swemu rozmówcy na wyposażenie nowych oddziałów wysyłanych do walk. Na pytanie, czy nowe oddziały dostają chociaż broń, żołnierz odpowiada: „dają im automaty, z 1976, 1978 roku, niektóre wykrzywione... Strzelają, u mnie jeden mniej więcej trafił, a u innych to w ogóle nie wiadomo, gdzie trafiają. Poważnej broni nie dają, a rzucają na pierwszą linię”.

Zdaniem ukraińskiego wywiadu to, co najlepsze i najnowsze, miały na wyposażeniu oddziały wkraczające w pierwszych tygodniach inwazji. I to zostało już w dużej części „zużyte”. A należy pamiętać, że Ukraińcy, dzięki nowoczesnej broni, są w stanie dziesiątkować sprzęt rosyjski także teraz. - Para należących do ukraińskiej armii dronów Bayraktar TB-2 zniszczyła w ciągu trzech dni rosyjski sprzęt wojskowy wart 26,5 mln dol., w tym osiem czołgów i armatohaubicę Akacja - powiadomił niedawno naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy generał Wałerij Załużny.

Problem w trzech punktach

Od dawna mówi się o tym, że Rosja na różne sposoby próbuje łatać dziury w obsadzie kadrowej wojsk walczących na Ukrainie. Dużo większym problemem, już niedługo, może okazać się podobny deficyt, ale techniczny.

Sankcje nałożone po 24 lutego poważnie ograniczyły możliwości Moskwy zarówno w zakresie importu gotowej amunicji i broni, jak i komponentów potrzebnych do ich produkcji na miejscu, w Rosji. Rosja jest wszak jednym z czołowych producentów broni na świecie, ale przy jej budowie często opiera się na komponentach importowanych z innych krajów. Przykładem takiego produktu jest pocisk manewrujący dalekiego zasięgu Kalibr. Rocznie Rosja mogła wyprodukować 150-180 tych pocisków. Teraz? Trudno powiedzieć, wszak 70 proc. elementów potrzebnych do zbudowania pocisku nie jest produkcji rosyjskiej.

Problem Rosji z brakami amunicji i broni na froncie można sprowadzić do trzech punktów. Przy czym wszystkie one są ze sobą powiązane. Po pierwsze, przysłowiowe wystrzelanie się w walkach z Ukraińcami. Rosjanie, w przeciwieństwie do przeciwnika, nie szczędzi, jeśli mowa o artylerii. Nie ma precyzyjnych uderzeń, ale dywanowe bombardowania. A to wymaga dużo, dużo amunicji. Po drugie, rosyjska zbrojeniówka nie nadąża za produkcją amunicji. Co wynika z problemów technicznych (sankcje), ale też polityki. I tu przechodzimy do punktu trzeciego. Putin podobnie jak nie chce ogłaszać powszechnej mobilizacji Rosjan do wojska, by rozwiązać braki kadrowe, tak samo nie chce wojennej mobilizacji gospodarki.

Paweł Łuzin, niezależny rosyjski analityk wojskowy, ocenia, że jeśli wojna będzie trwała na obecnym poziomie intensywności, to do końca 2022 roku Rosja stanie w obliczu „namacalnego niedoboru pocisków” i będzie musiała ograniczyć użycie artylerii, by oszczędzać amunicję.

Skoro nie da się własnymi siłami, to szuka się innych źródeł pozyskanie amunicji i broni. Ale i tu pole manewru ograniczone. Wszak dziś wsparcie Rosji na niwie zbrojeniowej oznacza sankcje zachodnie. Więc Moskwa szuka pomocy tam, gdzie Zachodem od dawna się nie przejmują. W krajach, które wiele lat temu ówczesny prezydent USA George W. Bush nazwał państwami zbójeckimi („rogue states”). Rosja chcąc kupować od nich broń, sama schodzi do tej kategorii międzynarodowych pariasów. Ale bardziej poniżające dla Rosjan musi być chyba to, że ich państwo – pretendujące do miana jednego z kilku globalnych potęg – ratuje się importem broni i amunicji z krajów takich jak Korea Północna czy Iran.

„Zbójcy” ratują Rosję

Rzecznik Pentagonu generał Patrick Ryder potwierdził, że USA mają informacje o tym, iż Rosja stara się o zakup amunicji artyleryjskiej z Korei Północnej. - Sprawy nie układają się dla nich zbyt dobrze na froncie - dodał. O kierunku koreańskim w zakupach broni i amunicji napisały wcześniej amerykańskie media powołując się na odtajniony raport wywiadu. „New York Times” podał, że Kreml chce kupić od reżimu w Pjongjangu miliony sztuk amunicji artyleryjskiej i rakiety krótkiego zasięgu. Waszyngton nie ujawnił szczegółów rosyjskich transakcji z Pjongjangiem, zwłaszcza dotyczących konkretnych rodzajów uzbrojenia, a także wielkości i terminów dostaw. Ale wiadomo, że Moskwa jest zainteresowana nie tylko pociskami artyleryjskimi i pociskami rakietowymi krótkiego zasięgu, ale też innymi rodzajami broni ofensywnej produkcji północnokoreańskiej.

Rzeczniczka Białego Domu Karin Jean-Pierre potwierdziła też 31 sierpnia krążące wcześniej w amerykańskich mediach informacje, że Rosja otrzymała drony bojowe z Iranu. W ciągu kilku dni sierpnia dostarczono drony Mohadżer-6 i Szahed. W obliczu sankcji gospodarczych i ograniczeń w łańcuchach dostaw Rosja coraz częściej zwraca się do Iranu jako dostawcy uzbrojenia. - Stany Zjednoczone posiadają informacje, z których wynika, że Iran wesprze Rosję w działaniach wojennych na Ukrainie, dostarczając jej nawet kilkaset dronów, w tym także uzbrojonych – mówił jeszcze 11 lipca doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. Na początku sierpnia Iran wysłał do Rosji pierwszą partię dronów, a rosyjscy żołnierze odbyli szkolenie z obsługi irańskich samolotów bezzałogowych, zdolnych do przenoszenia precyzyjnie naprowadzanych pocisków rakietowych.

Tyle, że wiele dronów zakupionych przez Rosję od Iranu doznało już licznych awarii podczas testów, więc nie jest jasne, jaki mogą one mieć wpływ na przebieg wojny na Ukrainie. Spadająca liczba dronów, którymi Rosja dysponuje, co wynika zarówno z ich utraty w walce, jak i braku części będącego efektem sankcji, utrudnia jej prowadzenie działań zbrojnych na Ukrainie - przekazało brytyjskie ministerstwo obrony. Na zachodnim brzegu Dniepru intensywność wylotów dronów rosyjskich spadła aż o połowę. To skutek częstych awarii i skutecznej ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Mniej dronów oznacza gorsze rozpoznanie, a to z kolei oznacza, że coraz więcej wystrzeliwanych pocisków rakietowych i z artylerii lufowej po prostu nie trafia w cel. To zaś wymusza większą intensywność ostrzału, a to z kolei oznacza szybsze wyczerpywanie się zapasów amunicji.

Fakty i mity

Wbrew pozorom, Rosja wcale nie posiada gigantycznych zapasów amunicji po Związku Sowieckim i jego armii. Tymczasem już podczas drugiej wojny czeczeńskiej, latem 2002 roku, okazało się, że brakuje podstawowych pocisków kalibru 122 mm i 152 mm. Dlaczego? Bo na papierze gigantyczne zapasy posowieckiej amunicji tak naprawdę tylko w części nadają się jeszcze do użytku. Dlaczego? Po pierwsze, nieodpowiednie warunki przechowywania. Po drugie – jak się okazało – wady konstrukcyjne. Jak pisał jeszcze w 2011 roku rosyjski analityk Aleksandr Szirokorad, na przykład zakazano używania pocisków 122 m wyprodukowanych do 1987 roku. Powód? Odpadają miedziane paski, a po wystrzeleniu pocisk ma nawet dwa kilometry odchylenia w bok od zakładanej trajektorii.

Jak zauważa Paweł Łuzin w artykule na portalu The Insider, nie można też lekceważyć faktu, że arsenał artyleryjski Rosji został w dużym stopniu wyeksploatowany w dwóch wojnach czeczeńskich, wojnie z Gruzją, walkach z Ukrainą 2014-2015, a także w Syrii.

W obecnej wojnie tempo wykorzystania amunicji artyleryjskiej sięga 40-60 tys. pocisków wszystkich typów na dobę w fazach dużej intensywności walk, a w fazach mniejszej intensywności do 24 tys. na dobę. Tymczasem tempo produkcji nowych pocisków lub przywrócenia przydatności bojowej starym posowieckim jest znacznie mniejsze. Z wyliczeń Łuzina wynika, że przez pół roku wojna Rosja powinna była zużyć nie mniej niż 7 mln pocisków, i to bez uwzględnienia strat w przyfrontowych składach w wyniku ukraińskich ataków. To zaś oznacza, że przy utrzymaniu intensywności wojny na obecnym poziomie Moskwa już pod koniec tego roku będzie miał problem z zaspokojeniem „głodu amunicji”. To zmusi dowództwo do ograniczenia wykorzystania artylerii, a to był główny militarny argument Rosjan. Wystarczy przypomnieć walki o Siewierodonieck i Łysyczańsk, gdy Rosjanie najpierw systematycznie przy użyciu zmasowanego i na ogół na oślep ognia artyleryjskiego równali z ziemią tereny bronione przez Ukraińców, a dopiero potem rzucali na nie piechotę – gdy na ogół Ukraińcy już byli zmuszeni się stamtąd wycofać.

„Oprócz pocisków pojawia się również problem zużycia luf. O ile prowadnice na wielu wyrzutniach rakietowych, przy odpowiedniej konserwacji, mają długą żywotność, o tyle systemy artyleryjskie, a także armaty czołgowe, zużywają swoje lufy znacznie szybciej. (…) I nawet zakładając, że rosyjscy żołnierze nie zaniedbują procedur konserwacyjnych luf i innych mechanizmów działowych, oraz że Rosja ma ich choć nieznaną, ale nie nieskończoną liczbę w rezerwie (zwłaszcza na działach z baz magazynowych), to do końca 2022 roku zużycie samej artylerii doprowadzi do drastycznego obniżenia jej skuteczności” – pisze Łuzin.

Rakieta doleci?

Z doniesień amerykańskiego wywiadu wynika, że Rosjanie chcą od reżimu Kima kupić nie tylko mnóstwo amunicji artyleryjskiej, ale też pociski rakietowe krótkiego zasięgu. To nic dziwnego. Na froncie ukraińskim z arsenałem rakietowym jest bowiem niewiele lepiej, niż z artylerią lufową. Według ukraińskiego wywiadu, Rosji zostało na przykład mniej niż 200 pocisków typu Iskander, więc je oszczędza. Ostatni raz wystrzeliła go w stronę Kijowa z Białorusi w sierpniu. I sięga po przestarzałe S-300, których ma dużo (ok. 7 tys.), a które tak naprawdę nadają się do utylizacji.

Miarą problemów Rosjan jest coraz częstsze używanie do ataków na cele naziemne systemów przeciwlotniczych S-300. „Z powodu braku broni precyzyjnej Rosjanie zaczęli częściej używać przestarzałych pocisków kierowanych systemów przeciwlotniczych S-300” – twierdzi Sztab Generalny ukraińskiej armii. Według komunikatu Rosjanie użyli już ponad 500 takich pocisków rakietowych, część z nich nie doleciała do celu.

td

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl