Klienci i pracownicy sklepu Biedronka przy ulicy Kozielskiej w Kędzierzynie-Koźlu zauważyli podejrzanie zachowującego się mężczyznę który przyszedł na zakupy. Miał bandaże na ręce, a także wenflon do wlewów dożylnych. Pracownicy podejrzewali, że klientem może być pacjent tutejszego szpitala dla zakażonych koronawirusem.
Na miejsce wezwano policję. Ta przyjechała na miejsce i zatrzymała podejrzewanego o ucieczkę ze szpitala. Pod sklep przyjechała karetka pogotowia z ratownikami ubranymi w kombinezony ochronne. Mężczyzna został przewieziony do izolatorium.
- Mężczyzna ten oddalił się z placówki medycznej. Prowadzone są czynności wyjaśniające w tej sprawie - mówi portalowi nto.pl komisarz Magdalena Nakoneczna, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Kędzierzynie-Koźlu.
Wiadomo, że mężczyzna był zakażony koronawirusem, co potwierdziły wcześniejsze badania. Teoretycznie mogą mu grozić nawet zarzuty z art. 165 kodeksu karnego. Mówi on, że "ten, kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób powodując zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej podlega karze. Jej wymiar może sięgnąć od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności."
Do podobnej sytuacji doszło w marcu tego roku. Z izby przyjęć kozielskiego szpitala oddalił się pacjent u którego podejrzewano koronawirusa. Zrobił to w momencie oczekiwania na wyniki badań.
Policjanci po kilkunastu godzinach namierzyli go w jego własnym domu. Cały czas był traktowano jaki potencjalnie zakażona osoba. Ostatecznie okazało się, że jego gorączka i złe samopoczucie nie ma związku z COVID-19.
