Wczoraj rano 45-letnia ratowniczka pogotowia medycznego firmy Falck zgłosiła się do pracy pod wpływem alkoholu. Na pierwsze wezwanie do 74-letniego pacjenta, u którego doszło do zatrzymania krążenia, wyjechała z lekarzem i jeszcze jednym ratownikiem. Gdy przyjechali na miejsce, rodzina pacjenta prowadziła akcję resuscytacyjną. Przejęła ją lekarka. Niestety, mężczyzny nie udało się uratować. Rodzina zmarłego miała zwrócić uwagę pani doktor, że ratowniczka wygląda na pijaną.
Lekarka zdecydowała, że zespół wracając do bazy podjedzie na najbliższy posterunek i podda się badaniom. U 45-latki pierwsze badanie wykazało 1,4 promila alkoholu, kolejne 3. Zespół wrócił do bazy, a kierownictwo firmy w trybie natychmiastowym zwolniło ratowniczkę z pracy.
- Przesłuchaliśmy rodzinę zmarłego oraz załogę karetki i zabezpieczyliśmy dokumentację medyczną dotyczącą interwencji pogotowia medycznego - mówi Witold Błaszczyk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie. - Udział nietrzeźwej był drugoplanowy. Nie wykonywała akcji resuscytacyjnej. Nie przedstawiliśmy jej zarzutów, bo kodeks karny mówi o sprowadzeniu bezpośredniego zagrożenia życia. Poprosimy jeszcze o opinie biegłego czy udział osoby nietrzeźwej, która nie wykonywała resuscytacji, mógł przyczynić się do sprowadzenia bezpośredniego zagrożenia życia. Spodziewam się, że poznamy ją za 2-3 miesiące.
Znane są już wyniki sekcji zwłok mężczyzny. Bezpośrednią przyczyną śmierci 74-latka był rozległy zawał mięśnia sercowego.