Mecz Korona Kielce - Lech Poznań w śniegu
- To, że ten mecz się odbył, jest skandalem. Tak, SKANDALEM. W Gliwicach warunki były lepsze lub porównywalne i przerwano grę. Tutaj był jakiś dziwny upór. Niezrozumiałe - uważa rzecznik Lecha Poznań Maciej Henszel (cytat za portalem X).
Zdenerwowanie dało się wyczuć także na samej ławce Lecha. Komentatorzy meczu donosili o zniecierpliwieniu ze strony członków sztabu Johna van den Broma.
Mimo reakcji osób zaangażowanych w odśnieżanie, boisko w końcówce spotkania wyglądało po prostu fatalnie i groziło uszczerbkiem na zdrowiu. Były takie miejsca, gdzie śnieg sięgał kostek zawodników. Jakimś cudem Lech jednak trafił do siatki i to po składnej akcji.
- Dla mnie to kuriozum, że do tego meczu w ogóle doszło. Cieszymy się, bo mamy trzy punkty, ale to nie miało nic wspólnego z piłką nożną. Nam ani przed spotkaniem, ani w jego trakcie nie było do śmiechu - podkreślił pomocnik Lecha, Radosław Murawski.
Padający śnieg przeszkodził w grze po ziemi, ale też znacznie ograniczył widoczność. - Bartka Mrozka (bramkarza Lecha - red.) od 70 minuty widziałem może z dwa razy. Naprawdę było ciężko. Szacunek dla ludzi, którzy przed meczem i w jego trakcie próbowali ogarnąć boisko. Dziękujemy bardzo, że mogliśmy zagrać ten mecz - podkreślił bramkarz Korony Xavier Dziekoński w rozmowie z reporterką Canal+ Sport.
- Znaleźliśmy się w Krainie Lodu. To były wyjątkowo dziwne warunki. Szacunek dla sędziego, że podjął się rozegrać i dokończyć spotkanie - zaznaczył bohater Lecha, Kristoffer Velde, także przed mikrofonem Canal+ Sport.
Mniej szczęścia od wszystkich miał Adriel Ba Loua. Skrzydłowy Kolejorza poślizgnął się, upadł na bark i odnowił kontuzję. Nie dotrwał nawet do przerwy.
EKSTRAKLASA w GOL24
Prawie 800 kibiców Lecha Poznań pociągiem dotarło do Kielc. ...