Ustalanie składów komisji na ostatniej sesji łódzkiego sejmiku zakrawało na absurd. Kluby opozycji nie dogadały się z PiS w sprawie podziału stanowisk w prezydiach, ale głosowania nad składami komisji odbyło się w sposób, jakiego łódzki sejmik jeszcze nie widział.
Nie głosowano uchwał z całymi składami poszczególnych komisji, a każdego kandydata w każdej z komisji oddzielnie, co dało kilkadziesiąt głosowań. Zliczając wszystkie przerwy oraz scysje na tle wniosków formalnych i ostateczne zatwierdzanie składów, wybory zakończyły się po dziewięciu godzinach, we wtorek o północy.
Co daje taki sposób wyboru komisji, oprócz absurdalnie długiego maratonu głosowań, których wedle tych zasad było kilkadziesiąt, zamiast kilku? Otóż w ten sposób można kontrolować liczbę opozycyjnych radnych zgłoszonych do danej komisji i eliminować głosowaniami każdego następnego, który zagrażałby większości PiS w danej komisji. Co więcej, PiS w ten sposób może wręcz wybrać kogo z opozycji w danej komisji chce, a kogo nie. PiS w sejmiku ma większość o jeden mandat.
Jeszcze przed głosowaniami zapytaliśmy Piotra Adamczyka, szefa klubu PiS, czy jest prawdą, że radni opozycji zostaną dopuszczeni tylko do dwóch z trzech komisji, do których każdy z nich ma prawo. Adamczyk zaprzeczył. I do końca z prawdą się nie minął, bo nie jest tak, że sejmikowa większość PiS wszystkim radnym opozycji ucięła możliwość zasiadania w trzech komisjach.
Do trzech komisji dostała się cała czwórka radnych PSL, a spośród radnych KO tylko Joannie Skrzydlewskiej dano tę możliwość. Do komisji budżetu i finansów nie wpuszczono Pawła Bliźniuka, do komisji rozwoju regionalnego, gospodarki i bezpieczeństwa Marcina Bugajskiego, do komisji rolnictwa Ilony Rafalskiej. W trzech komisjach nie będą zasiadać, choć kandydowali, także Witold Stępień, Anna Rabiega i Paweł Kowalczyk.
- To ograniczenie możliwości pełnienia mandatu przez radnego, ograniczenie praw funkcjonariusza publicznego, a także dzielenie wyborców na tych lepszego sortu i gorszego - komentuje Marcin Bugajski, radny KO. - Zamierzamy zaskarżyć uchwały o wyborze komisji u wojewody. A jako, że nie spodziewamy się ich uchylenia, bo wojewoda nieraz udowodnił, że jest funkcjonariuszem PiS, jest pewne, że w konsekwencji pójdziemy z tym do sądu administracyjnego.