- Jej sprawa była rozpatrywana przez rzecznika dyscyplinarnego naszej uczelni, który w styczniu br. skierował ją do Prokuratury Rejonowej Łódź- -Śródmieście - mówi Tomasz Boruszczak, rzecznik Uniwersytetu Łódzkiego.
- Tak, rzecznik dyscyplinarny dostarczył odpowiednie dokumenty i wszczęliśmy postępowanie - potwierdza Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Sprawdzamy, czy pani adiunkt dopuściła się plagiatu w swojej pracy doktorskiej i w innych późniejszych publikacjach. W sprawie tej trwa przesłuchiwanie świadków oraz badanie porównawcze tekstów.
Jak dowiedzieliśmy się w prokuraturze, przedmiotem kontrowersji jest m.in. praca doktorska, którą pani adiunkt napisała i obroniła w 2008 r. na Wydziale Humanistycznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II w Lublinie. Sprawa rzekomego plagiatu wybuchła na początku tego roku.
- W styczniu pojawiły się plotki, że pani adiunkt w swoim referacie podczas konferencji naukowej użyła treści skradzionych z innych publikacji - wspomina student Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Łódzkiego.
Pani adiunkt jest absolwentką Katedry Historii Sztuki UŁ, w której profesorem jest jej ojciec. Według informacji, które w środę przekazało Radio ZET, nieoficjalnie mówi się, że mogły być to prace doktorantek jej ojca.
Pani doktor pracuje tam od 10 lat. Najpierw była asystentem, a teraz jest adiunktem. Jest ujęta w planie zajęć jako pracownik naukowy prowadzący seminarium. Jest też członkiem łódzkiego oddziału Stowarzyszenia Historyków Sztuki.
Próbowaliśmy skontaktować się z panią adiunkt, za pośrednictwem portalu społecznościowego, ale bez powodzenia. Jeśli tylko poznamy jej stanowisko w sprawie, opublikujemy je.
To już kolejne podejrzenie o plagiat na uczelni. W środę napisaliśmy, że prokuratura sprawdza, czy plagiat popełniono na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi.
wsp.: M. Kałach