Pasek artykułowy - wybory

Plagiat na UŁ. Córka profesora miała przepisywać prace doktorantek ojca

Wiesław Pierzchała
Do plagiatu miało dojść na Historii Sztuki UŁ
Do plagiatu miało dojść na Historii Sztuki UŁ Paweł Łacheta/archiwum Dziennika Łódzkiego
Prokuratura sprawdza, czy pani adiunkt zatrudniona w Katedrze Historii Sztuki Uniwersytetu Łódzkiego dopuściła się plagiatu.

- Jej sprawa była rozpatrywana przez rzecznika dyscyplinarnego naszej uczelni, który w styczniu br. skierował ją do Prokuratury Rejonowej Łódź- -Śródmieście - mówi Tomasz Boruszczak, rzecznik Uniwersytetu Łódzkiego.

- Tak, rzecznik dyscyplinarny dostarczył odpowiednie dokumenty i wszczęliśmy postępowanie - potwierdza Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Sprawdzamy, czy pani adiunkt dopuściła się plagiatu w swojej pracy doktorskiej i w innych późniejszych publikacjach. W sprawie tej trwa przesłuchiwanie świadków oraz badanie porównawcze tekstów.

Jak dowiedzieliśmy się w prokuraturze, przedmiotem kontrowersji jest m.in. praca doktorska, którą pani adiunkt napisała i obroniła w 2008 r. na Wydziale Humanistycznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II w Lublinie. Sprawa rzekomego plagiatu wybuchła na początku tego roku.

- W styczniu pojawiły się plotki, że pani adiunkt w swoim referacie podczas konferencji naukowej użyła treści skradzionych z innych publikacji - wspomina student Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Łódzkiego.

Pani adiunkt jest absolwentką Katedry Historii Sztuki UŁ, w której profesorem jest jej ojciec. Według informacji, które w środę przekazało Radio ZET, nieoficjalnie mówi się, że mogły być to prace doktorantek jej ojca.

Pani doktor pracuje tam od 10 lat. Najpierw była asystentem, a teraz jest adiunktem. Jest ujęta w planie zajęć jako pracownik naukowy prowadzący seminarium. Jest też członkiem łódzkiego oddziału Stowarzyszenia Historyków Sztuki.

Próbowaliśmy skontaktować się z panią adiunkt, za pośrednictwem portalu społecznościowego, ale bez powodzenia. Jeśli tylko poznamy jej stanowisko w sprawie, opublikujemy je.

To już kolejne podejrzenie o plagiat na uczelni. W środę napisaliśmy, że prokuratura sprawdza, czy plagiat popełniono na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi.

wsp.: M. Kałach

Komentarze 105

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

z
zygmunt
Warto używać programu anty-plagiat ze strony www.antyplagiat.net
P
Program Antyplagiatowy
Zapraszam to przetestowania programu antyplagiatowego pozwala on na sprawdzanie różnych tekstów typu prace dyplomowe, artykuły.
Sprawdza wszystkie zdania w tekście czy któreś z nich nie jest plagiatem następnie podkreśla na czerwono zdania w których znalazł plagiat i określa procentową ilość plagiatu.
Program pobierzesz na stronie antyplagiat.net

Filmik instruktażowy
youtube.com/watch?v=TWxQZrZMU2U&feature=youtu.be
G
Gość
Nie pozamiatane a plagiatu po prostu nie było. Sprawa umorzona, laska oczyszczona z zarzutów, a całe zamieszanie sztucznie wygenerowane. Szkoda słów.
p
podpisek
Cisza, p. Paulina S. pracuje dalej na Uniwerystecie Łódzkim. Wszystko spokojnie, pozamiatane i jest pod dywanem. Smród będzie się jednak ciagnał, Za p. Paulina i za jej tatusiem
g
gość
no to w końcu był ten plagiat? Paulina S. rżnęła z cudzej pracy czy nie? Tata pomagał? Bo pracuje dalej na hist. sztuki.
g
gosc
dr Paulina S.; - promotor pracy doktorskiej: prof. dr hab. Lechosław Lameński KUL; 10. Mgr Paulina Sztabińska, Sztuka geometryczna a postmodernizm, Przewód na Wydziale Nauk Humanistycznych KUL, zakończony publiczną obroną w dniu 11 kwietnia 2008. Recenzentam bylii: dr hab. Maria Hussakowska, prof. nadzw. UJ i dr hab. Małgorzata Kitowska-Łysiak,
prof. nadzw. KUL.
j
jeszcze UWarszawski
ten pan profesor (już na emeryturze) z Inst. Hist. Sztuki UWarszawskiego miał ciekawy zwyczaj obdzielania swoich magistrantów wynikami badań i poszukiwań tego adiunkta, który był podwładnym profesora. Magistranci, oczywiście za wiedzą i aprobatą, a najpewniej na polecenie swojego promotora (owego profesora) nie powoływali się na wyniki badań adiunkta-podwładnego profesora, który był promotorem ich prac magisterskich. Adiunkt niestety nie mógł protestować, ponieważ jego byt na Uczelni (w Instytucie Hist. Sztuki UW) był całkowicie zależny od widzimisię i humoru profesora (obecnego emeryta od kilku lat). To oczywiście była sytuacja plagiatu, którego pełną świadomość posiadał ów profesor (obecny emeryt). Kiedy w końcu usłyszał od adiunkta i swojego asystenta słowa prawdy - doprowadził do usunięcia adiunkta z Uczelni. Zrobił to starannie, uniemożliwiając adiunktowi jakikolwiek kontakt z Uczelnią i obmawiając go za plecami. Kompletne dno i łajdactwo - inaczej postępowania tego osobnika z tytułem profesorskim nie da się określić.
g
gośćXX
to skandal i kompletne dno. Taka sprawa powinna skończyć się postępowanie dyscyplinarnym w stos. do tego profesora na Uczelni, a w sądzie - sprawą o naruszenie dóbr intelektualnych i dobrego imienia pokrzywdzonego adiunkta!
g
gosc
nieźle.
g
gośćx
przeczytałem to i uważam, że ten kto za plecami poszedł do ministra i załatwił tak, żeby ten adiunkt nie dostał (jako jedyny!!! z wypromowanych jednogłośnie przez Rade Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego) nagrody min. N. i Szkol. W. postąpił nie tylko nieetycznie, ale postąpił jak zwykły TW. i po prostu "gówniarz o mentalności gnojka" (jak napisano wyżej). Dobrze byłoby znać przynajmniej inicjały tego pana, żeby uważać na niego w przyszłości. Wyjątkowy bydlaczek. Wszystko to pokazuje jakim bagnem jest środowisko badawcze w Polsce (nikt nie zareagował!!!). A skoro minister zgodził się wykreślić tylko tę jedną osobę z listy wystawionych przez Wydział do nagrody, to znaczy, że ten ktoś miał niezłe wejście w ministerstwie (!!!). Jak widzicie sami, szkoda że nie przeprowadzono lustracji na wyższych uczelniach. Pozdrawiam.
w
wydz.
to naprawdę mentalność gnojka trzeba mieć, żeby za plecami polecieć do ministra i zablokować komuś nagrodę, pomimo jednogłośnej promocji Rady Wydziału. Gówniarz z tytułem profesora i tyle.
g
gosc
doktorat to praca cenzusowa, z którą związane jest utrzymanie etatu (kwestia rotacji pracowników naukowo-dydaktycznych), tytuł naukowy i zazwyczaj awans na wyższe stanowisko w miejscu pracy. Za doktorat (strona merytoryczna i formalna, tj. także kwestia cytowania literatury przedmiotu, powoływania się itd.) odpowiada autor pracy i promotor, który kieruje autorem, jak również dwaj recenzenci, którzy sprawdzają i oceniają pracę, a także wszyscy zainteresowani (praca na 2. tygodnie przed obrona jest wyłożona do wglądu dla każdego kto chce w czytelni wydziału, na którym odbywa się publiczna obrona), w trakcie obrony autor czyta autoreferat, recenzenci swoje opinie, publiczność ma prawo zadawania pytań autorowi. Prokuratura i sąd może sobie przedawniać i umarzać w świetle przepisów prawa karnego. Jeżeli jednak doszło do plagiatu, który ma istotne znaczenie merytoryczne i to zostało udowodnione, to nie ma tu żadnych przedawnień z dwóch powodów: 1) doktorat to praca cenzusowa itd.; 2) praca została opublikowana i powinna zostać publicznie, tj. w literaturze przedmiotu we właściwy sposób omówiona w świetle literatury przedmiotu, skrytykowana i oceniana (o ile mamy do czynienia z poważnym środowiskiem naukowo-badawczym); 3) poza oceną pozostaje kwestia oceny moralnej takiego postępowania, tym bardziej, że autorka prowadzi seminarium, na którym jest sama promotorem prac licencjackich bądź magisterskich. Wszystko to oczywiście ma zastosowanie w sytuacji udowodnionego (powtarzam: udowodnionego) plagiatu. I tu nie ma żadnych przedawnień. Bez wątpienia głos w takiej sprawie (o ile plagiat udowodniono) powinna zająć Rada Wydziału, na którym praca powstała, a także Rada Wydziału, na którym autorka pracy doktorskiej jest zatrudniona (jako adiunkt, na które to stanowisko awansowała dlatego, ze napisała i obroniła pracę doktorską). Zatem jeżeli udowodniono plagiat - to dziekani Rady Wydziałów chyba wiedzą co mają robić. No, chyba że siedzimy w grajdole.
n
niegdyśUWarsz.
najbardziej interesująca w tym wszystkim i wiele mówiąca o środowisku badawczym jest ta ocena czerwona (in minus). Okazuje się, że jednak nie brakuje w tym środowisku spryciarzy "kręcących lody" na cudzej pracy (a i krzywdzie - skoro dla poprawy nastroju takich "badaczy" trzeba z pola widzenia usunąć tego, kogo się okradło i skrzywdziło, używając pretekstów - tak bywa najczęściej - administracyjnych ("to nie ja - to przepisy, to przepisy pana/panią usunęły).
n
niegdyśUWarsz.
przeczytałem poniżej o tym bulwersującym przypadku, który miał miejsce w środowisku his. sztuki na Wydz. Historycznym UW (w Inst. Hist. Sztuki). To musiało być i było b. krzywdzące (zwłaszcza to niedopuszczenie do nagrody ministra pomimo nominowania przez Wydział). Niewątpliwie dobrze byłoby wiedzieć kto to tak umiejętnie "sterował" tym swoim podwładnym, zbierał laury, a teraz odpoczywa na "zasłużonej" emeryturce. Inaczej będzie się czytało prace tego pana emeryta, zwłaszcza te powstałe w okresie "owocnej" współpracy z wyrzuconym podwładnym. Nauka - to pole, na którym powinno się dążyć do prawdy, a nie ukrywać takie przypadki.
d
dodam
dodam, ze ten pan nobliwy pan profesor nieźle się obłowił na tym swoim podwładnym adiunkcie
Wróć na i.pl Portal i.pl