Niedzielne spotkanie w Lubinie było hitem 3. kolejki PKO Ekstraklasy. Choć od rana nad całym regionem rozpościerały się ciemne chmury i dość obficie padał deszcz, to tuż przed rozpoczęciem spotkania opady ustały, a piłkarze obu zespołów stworzyli ciekawe widowisko.
Sam mecz zakończył się remisem 1:1, z którego nieco bardziej zadowoleni powinni być goście. W 50 min czerwoną kartkę zobaczył pomocnik „Kolejorza” Radosław Murawski. Miedziowi prowadzili wówczas 1:0, ale cofnęli się i mimo gry w przewadze nie zdołali wygrać. Lech wyrównał w 76 min i miał jeszcze jedną wyśmienitą okazję, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
– Pierwsza połowa była bardzo dobra w naszym wykonaniu. Myślę, że gdybyśmy zdobyli drugą bramkę, to była szansa wygrać ten mecz. Natomiast Lech miał tak dużo jakości, że nawet grając w dziesiątkę byli w stanie zagrozić naszej bramce. Widzę w moich zawodnikach sportową złość i to jest naturalne, bo niewiele zabrakło, żeby wygrać – mówił po ostatnim gwizdku trener Waldemar Fornalik.
Co ciekawe jeszcze bardziej zły na końcowy rezultat był szkoleniowiec Lecha John van den Brom.
– Myślę, że tak naprawdę nie zasłużyliśmy na więcej niż jeden punkt. Patrząc na przebieg meczu, pierwsza połowa była zła w naszym wykonaniu. Na pewno nie był to zespół, który chcę widzieć na boisku. Całościowo nie możemy być zadowoleni z naszej postawy – stwierdził Holender.
Zadowoleni byli za to kibice, którzy pobili rekord frekwencji na Stadionie Zagłębia i to w sposób znaczący. Dotychczasowy ustanowiony został w kwietniu 2018 roku i wynosił 12 721 widzów (także mecz ligowy z Lechem Poznań). Od niedzieli jest to jednak 15 813.
Już w sobotę wyprzedano ostatnie bilety, więc mieliśmy do czynienia z pierwszym w historii kompletem. Wprawdzie cały obiekt oficjalnie liczy 16 068 miejsc, ale w meczach ekstraklasy odliczyć trzeba miejsca na tzw. sektor buforowy dzielący kibiców gospodarzy od fanów gości, część miejsc z przeznaczeniem dla kamer telewizyjnych oraz karnetowiczów, którzy nie zawsze są w stanie być na każdym spotkaniu.
Tysiące pluszaków na szczytny cel
Kibice stworzyli bardzo dobrą atmosferę, a do tego licznie przystąpili do wspólnej akcji Zagłębia i jednego ze sponsorów klubu - bukmachera STS - pt. „Dorzuć MiSie”. Fani mieli przynieść ze sobą maskotki zapakowane w folię i w przerwie meczu rzucić je na murawę.
Pluszaki trafią do dzieci ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Szklarach Górnych oraz Domu Dziecka w Wilkowie. Za każdą maskotkę STS dorzuca 5 zł, a że w sumie kibice wrzucili nieco ponad 5 tys. pluszaków, to bukmacher przekaże ponad 25 tys. zł do podziału na obie te placówki.
Nieproszony "gość"
Piłkarskiego święta w Lubinie nie zepsuł nawet pseudokibic, który wbiegł na murawę i... niegoniony przez nikogo biegał między piłkarzami. W końcu sam zbiegł do tunelu prowadzącego do budynku klubowego i tam został pojmany oraz przekazany organom ścigania.
31-lubinianin w trybie przyspieszonym został postawiony przed sądem. Grozi mu 2-letni zakaz stadionowy oraz wysoka grzywna. Oby szybka reakcja sądu i nieuchronność kary wybiła z głowy podobne wybryki innym pseudokibicom.
Łukasz Tobys, prezes Gwardii Wrocław: Pewne rzeczy nam się ulały
