Jakub Osipów: Konflikt z naszym wrogiem odbywa się za granicą, więc tam jest moje miejsce
Jakub Osipów do tej pory spędził na wojnie blisko cztery miesiące. Choć dwa razy, jak sam przyznaje, "otarł się" o rakietę, nie zamierza przestać nieść pomocy. Dlaczego w ogóle zdecydował się zaangażować w misje na Ukrainie?
– Jako ratownik medyczny jestem powołany do tego, żeby ratować ludzi. Dodatkowo, jestem ratownikiem, który zajmuje się medycyną pola walki i instruktorem tego zagadnienia, więc moją misją jest być na wojnie i udzielać pomocy medycznej jej ofiarom – tłumaczy w rozmowie z portalem i.pl.
Jak przyznaje, kiedy szkolił się w tym zakresie, robił to z myślą o wykorzystaniu umiejętności nabytych w Polsce. – Jako, że w naszym kraju takiej sytuacji nie ma, a konflikt z naszym głównym wrogiem odbywa się za granicą, to tam jest moje miejsce – podkreśla.
"Dwa razy otarłem się o rakietę. Mało brakowało..."
Pytany o swoje wyjazdy na Ukrainę, Jakub Osipów opowiada, że pierwszy z nich, w ramach włoskiej fundacji, trwał nieprzerwanie dwa miesiące.
– Pracowałem wtedy jako ratownik medyczny na ambulansie i transportowałem rannych – relacjonuje. – Później, w ramach naszego centrum szkoleniowego, byłem w Kijowie, aby przeprowadzić szkolenia zaawansowane dla medyków – dodaje.
W przypadku obu misji nasz rozmówca może mówić o ogromnym szczęściu. Niewiele bowiem brakowało, a dosięgnęłaby go rosyjska rakieta. Podczas pierwszego z wyjazdów, uderzyła w szpital. Podczas drugiego zniszczyła salę wykładową.
– Na szczęście nie było ofiar. Jechaliśmy akurat na wykłady. Sala została zniszczona 15 minut przed naszym przyjazdem. Mało brakowało – mówi i dodaje: "Można powiedzieć, że dwa razy otarłem się o rakietę".
Kiedy pytamy naszego rozmówcę, jak rodzina przyjęła jego decyzję o wyjazdach na Ukrainę, czy bliscy próbowali go skłonić do zmiany planów, odpowiada krótko:
"Całe moje życie na tym polega i całe życie ryzykuję, a moja rodzina się modli za mnie. I to wszystko".
"Ukraińcy wiedzą, że nawet ich rany są słuszne..."
Jakub Osipów przyznaje, że tym, co po misjach na Ukrainie na długo zachowa w pamięci jest niesamowita odwaga ukraińskich żołnierzy oraz to, że nawet jak są ranni nie widać po nich zmartwienia.
– Można to określić jako psychologiczną ciekawostkę, że w ramach tej wojny oni wiedzą o co walczą, wiedzą dlaczego walczą, wiedzą że to jest słuszne. I w jakimś sensie, że te rany też są słuszne. Jak Polak im udziela pomocy, to oni się cieszą, dziękują. Moi poszkodowani byli raczej zadowoleni – relacjonuje.
Własnym ambulansem na Ukrainę
Obecnie Jakub Osipów zamierza nieść pomoc ukraińskim sąsiadom w ramach własnej fundacji - Obrona Terytorialna. Aktualnie potrzebuje wszelkiego wsparcia przy budowie swojego ambulansu. Nie ukrywa, że jego możliwości finansowe się wyczerpały.
– Mam sponsorów, którzy pomagają mi w tej misji, i szkoleniowej i udzielania pomocy medycznej – mówi.
W jaki sposób można włączyć się w tę pomoc? Możliwości są dwie. – Jedna to przekazać sprzęt, który jest nam niezbędny przy tej misji. Można się z nami skontaktować za pośrednictwem strony Fundacjaobrona.pl, a my prześlemy listę sprzętu, który jest potrzebny do naszego projektu. Wiele rzeczy już udało się kupić, tak jak defibrylator, środki do tamowania krwotoków – tłumaczy.
– Drugą formą pomocy jest wsparcie zrzutki: Ultrasonograf USG dla Ukrainy - Jakub Osipów. Tam można wpłacić pieniądze na USG, które chciałbym kupić dla medyków ukraińskich, których szkolę z USG. Do tej pory dzięki zbiórce udało mi się już kupić dwa urządzenia USG do szkolenia. Teraz chciałbym kupić trzecie, które już podaruję kursantom – wskazuje ratownik.
Osipów podkreśla, że w obecnej sytuacji na Ukrainie potrzebna jest właściwie każda pomoc jeśli chodzi o sprzęt.
– Braki są cały czas. Dużo sprzętu zostało zniszczone, całe ambulanse z ludźmi. W batalionie, w którym ja jestem brakuje wszystkiego. Ambulans jest właściwie pusty. Medycy mają tylko plecaki medyczne przysłane przez różne fundacje. Nijak się to ma do standardów polskich czy NATO-wskich – mówi.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
