Dziennikarze The Washington Post zebrali relacje żołnierzy 37. Brygady Ukrainy, którzy jako pierwsi przeprowadzili atak na terytorium okupowane przez Rosję w pierwszych dniach kontrofensywy. Wszyscy byli świeżo wyszkoleni i uzbrojeni w broń dostarczoną z Zachodu.
Trafili pod silny ostrzał
Opowiadali, że w ciągu 20 minut od rozpoczęcia ataku koło Wielkiej Nowosiłki w regionie Doniecka, wokół nich eksplodował grad pocisków moździerzwych.
30-letni żołnierz, znany jako Drwal, widział, jak dwóch kolegów w jego pojeździe opancerzonym krwawi. Jeden stracił rękę. Drwal wyskoczył z pojazdu, wczołgał się do okopu, ale odłamek przebił się przez ziemię i ranił go w ramię.
- Zostaliśmy na polu bitwy bez ciężkiego sprzętu i uzbrojenia – mówił Drwal i dodał, że byli ostrzeliwani moździerzami z trzech stron. - Nie mogliśmy nic zrobić - relacjonował.
Straty były ogromne
Powiedział, że jego jednostka liczyła 50 ludzi, a 30 nie wróciło – zostali zabici, ranni lub pojmani przez wroga. Pięć pojazdów opancerzonych zostało zniszczonych w ciągu pierwszej godziny walk.
Ale atak zwiadowczy 37. brygady pomógł innym ukraińskim oddziałom wyzwolić cztery wioski w Doniecku, zapewniając Kijowowi zwycięstwo podczas najbardziej oczekiwanej operacji wojny. W skład tej grupy wchodzili amerykańscy ochotnicy i żołnierze szkoleni w Europie.
Ich relacje pokazują, jak brutalne są walki na nowym froncie. Przywódcy Ukrainy są gotowi zapłacić najwyższą cenę i wierzą, że uda się im się wyprzeć najeźdźców oraz odzyskać utracone terytorium.

lena