Spis treści
Sędzia Tomasz Szmydt uciekł na Białoruś
Oczywiście internet i media społecznościowe są tylko wycinkami rzeczywistości, jednak są na tyle głośne i opiniotwórcze, że często kreują dyskusję. Tak jest również w sprawie sędziego Tomasza Szymdta, który jako „patriota” – jak się nazwał – postanowił opuścić swój kraj i udać się na Białoruś, gdyż nie podoba mu się rzekome „wciąganie Polski do wojny” którego mają dopuszczać się Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania.
Niezależnie od tego, czy jest on tzw. pożytecznym idiotą, czy współpracował z białoruskimi i/lub rosyjskimi służbami, powinno to być mocnym sygnałem dla polityków oraz osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. Ale przecież nie w polskim piekiełku, będącym polem polsko-polskiej wojny plemiennej.
Od razu zaczęło się przerzucanie gorącego – nomen omen – kartofla, czyli tego „czyj” był to sędzia. Oczywiście w poważnie zarządzanym państwie (gatunek chyba wymierający tak nawiasem mówiąc) czegoś takiego jak „czyjś” sędzia raczej nie ma, ale w Polsce, w której wymiar sprawiedliwości reprezentują tak apolityczne i niezależne osoby jak Julia Przyłębska, Ewa Wrzosek, Igor Tuleya czy Maciej Nawacki, to zjawisko spotykane na porządku dziennym.
„Czyj” był sędzia Tomasz Szmydt?
Ktoś mógłby zapytać, jakie to ma znaczenie w kontekście tego, jakie szkody mógł (i dalej może) wyrządzić nowy „bohater” białoruskiej i rosyjskiej propagandy, goszczący u tak „uznanych” postaci jak Władimir Sołowjow. I oczywiście takie pytania pojawiają się wśród osób traktujących państwo poważnie, a nie jak prywatny folwark do załatwiania porachunków politycznych.
Jakie to dziś ma znaczenie, czy tego sędziego powołał do sądu X prezydent Y, że najpierw był członkiem niesławnej grupy „Kasta” wokół byłego wiceministra sprawiedliwości, występował w jednej z telewizji, która dziś nie chce się do niego przyznawać, a potem został „świadkiem koronnym” i poszedł „spowiadać się” do mediów niespecjalnie chętnych poprzedniej ekipie rządzącej.
Przedstawiciel jednej z najważniejszych instytucji, z dostępem do zastrzeżonych dokumentów przechodzi de facto na stronę wrogich Polsce reżimów, a nasza klasa polityczna dalej w piaskownicy.
Oby tylko z piaskownicy nie zrobiło się takie pustkowie, jak w uniwersum popularnego obecnie serialu oraz serii gier „Fallout”, a jasne jest, że Białoruś jest tylko giermkiem Rosji, której arsenał nuklearny jest do takich rzeczy zdolny.
