Mężczyzna nie pojawił się w sądzie. Nie musiał. Już w śledztwie przyznał się do winy i chciał się dobrowolnie poddać karze. Sąd przychylił się do wnioski prokuratury i we wtorek wydał na posiedzeniu wyrok skazujący bez przeprowadzenia rozprawy. Uznał, że choć 35-latek nie był głównym inicjatorem porwania, brał udział w przestępstwie, a jego wina nie budzi wątpliwości.
Przy wymiarze kary sąd zważył "za" i "przeciw". Wziął pod uwagę okoliczności obciążające, jak uprzednia karalność Łukasza K. (skazany w 2013 r.), ale też elementy działające na jego korzyść.
- Okolicznością łagodzącą jest postawa oskarżonego w czasie popełnienia tego przestępstwa. To dzięki jego interwencji pokrzywdzone mogły opuścić pojazd i skorzystać z pomocy kolejnego kierowcy, który przejeżdżał nieopodal, wsiąść do tego samochodu i odjechać do miejsca, gdzie spotkały się z policją - uzasadniała orzeczenie sędzia Katarzyna Skindzier-Ostapa z Sądu Rejonowego w Białymstoku. - Dlatego w ocenie sądu, niezależnie od tego, jak poważne jest to przestępstwo ograniczające podstawowe wolności człowieka, kara jednego roku pozbawienia wolności jest współmierna do stopnia społecznej szkodliwości czynu i do stopnia winy oskarżonego.
Porwanie Amelki i jej mamy
Zdarzenie miało miejsce 7 marca na ul. Dziesięciny. Jak wynika z ustaleń śledczych, sprawcy czekali tam na Natalię R. i jej córeczkę. Tuż po godzinie 10, Cezary R. (ojciec Amelki) szarpiąc kobietę trzymającą dziecko na rękach, wciągnął ją do citroena i wepchnął między siedzenia. Wsiadł za kierownicę i odjechał. Na pobliskiej ul. Cedrowej porywacze zatrzymali się w miejscu, gdzie stał przygotowany drugi samochód. Z akt sprawy wynika, że Cezary R. ciągnął żonę za ubranie i zmusił, by się przesiadła do opla. To nim porywacze uciekali dalej.
Cała czwórka przemieszczała się autem bocznymi drogami woj. podlaskiego i mazowieckiego, noc spędziwszy w lesie. Według ustaleń prokuratury, drzwi w czasie postoju były blokowane, a dodatkowo do ucieczki miały zniechęcić Natalię R. groźby, że zostanie jej odebrane dziecko.
Porwanie w Białymstoku postawiło na nogi służby w całej Polsce. Uruchomiono Child Alert, kontrole drogowe i graniczne. Wszystko z uwagi na to, że ojciec mieszkający w Niemczech, mógłby chcieć wywieźć Amelkę i żonę za granicę.
Tak się nie stało. Ostatecznie Natalia R. z córeczką odzyskały wolność następnego dnia w pow. ostrołęckim. Między porywaczami doszło do kłótni. Łukasz K. miał szarpać się ze wspólnikiem, doprowadził do zatrzymania auta. Pokrzywdzone wyszły, a dalej - jak opisał sąd - Łukasz K. pomógł zatrzymać inny samochód, którym odjechały. Było to 8 marca po godzinie 15.
Kobieta i córeczka trafiły pod opiekę służb. Ich życiu nic nie zagrażało. Obdukcja wykazała jedynie lekkie obrażenia ciała Natalii R. w postaci otarć i siniaków.
Tymczasem po kłótni z Cezarym R., Łukasz K. rozdzielili się. 35-latek szedł pieszo. Został zatrzymany w miejscowości Radgoszcz w gminie Troszyn. Ojciec Amelki we wsi Ojcewo w tej samej gminie.
Po przewiezieniu do Białegostoku, obaj mężczyźni usłyszeli zarzut bezprawnego pozbawienia wolności i trafili do tymczasowego aresztu.
Łukasz K., którego wątek wyłączono z głównego postępowania, wyszedł po 3 miesiącach. Cezary R. - po pół roku. W jego sprawie śledztwo Prokuratury Okręgowej w Białymstoku wciąż trwa. Dotąd, prócz zarzutu porwania, usłyszał również zarzut bezprawnego uzyskania informacji - przez zainstalowanie samochodzie żony lokalizatora GPS. Mężczyźnie grozi kara do 5 lat więzienia.
36-letni Cezary R. nie przyznaje się do uprowadzenia. Twierdzi, że żona i córka dobrowolnie wsiadły z nim do auta.
Orzeczenie wobec Łukasza K. nie jest prawomocne. Sąd ustalił przebieg zdarzeń na postawie jego obszernych wyjaśnień i zeznań m.in. Natalii R., które były zbieżne.
