Dziś w nocy (1 września) doszło do potężnego pożaru chlewni w Mydlicie w gminie Czarna Dąbrówka. Straż pożarna dotarła na miejsce około godziny 2.
- W momencie przybycia jednostek część obiektu inwentarskiego objęta była ogniem, pozostała o powierzchni tysiąca metrów kwadratowych była w pełni zadymiona - mówi Fryderyk Mach, rzecznik prasowy bytowskiej straży pożarnej. - Zadymienie bardzo utrudniało prowadzenie akcji gaśniczej, strażacy pracowali w aparatach oddechowych.
Działania strażaków polegały nie tylko na opanowaniu ognia i niedopuszczeniu do rozprzestrzenienia się, ale także ewakuacji znajdujących się w środku zwierząt.
Zginęło 400 prosiąt
W całym obiekcie było około 1900 sztuk prosiąt. Niestety, część - około 400 sztuk nie udało się uratować. Straty są olbrzymie, bo wstępnie oszacowano je na 1,5 miliona złotych, z czego 1,2 w budynkach i urządzeniach, a 300 to zwierzęta. Przyczynę pożaru wyjaśnia policja. Na razie mówi się o zwarciu któregoś z urządzeń znajdujących się w chlewni.
W działaniach wzięło udział 18 zastępów straży pożarnej w tym też ochotników niemal z całego powiatu bytowskiego.
Właściciel chlewni to dość znany hodowca trzody chlewnej na Pomorzu. Prowadził hodowlę w kilku miejscach na Kaszubach, w tym też właśnie w Mydlicie. Działalność rozpoczął około4 lata temu. Głośno było o konflikcie rolnika z urzędnikami. Chciał on bowiem wybudować znacznie większy obiekt niż ostatecznie powstał. Z planami nie zgodzili się m.in. mieszkańcy, którzy obawiali się odoru. Obiekt, który spłonął mógł pomieścić około 2000 prosiąt. Znajduje się na uboczu wsi, z dala od zabudowań.
- Nie znam jeszcze dokładnych rozmiarów szkód - mówi Jan Klasa, wójt Czarnej Dąbrówki. - Urzędnicy skontaktują się z hodowcą, żeby dowiedzieć się jakiej pomocy w tej chwili oczekuje. Z pewnością będzie mógł liczyć na umorzenie podatków.
