Minister Elżbietę Rafalską, która spotkała się z okupującymi sejmowe korytarze rodzinami, stać było jedynie na slogany typu: dołożymy starań, by zrobić wszystko co trzeba. Co w politycznym slangu oznacza nie damy wam nic.
Lepiej wypadł prezydent Andrzej Duda, tylko dlatego, że zrzucił zimny, sztywny obraz urzędnika. Premier Morawiecki zapewnił, że państwo pomoże, ale musi mieć czas, by napisać ustawę i obciążyć najbogatszych podatkiem solidarnościowym. Czuć było w tym fałsz i obłudę, bo kilka dni temu twierdził na konwencji PiS, że ma miliardy złotych na programy społeczne. Czas na opracowanie ustawy? PiS udowodnił, że potrafi ją napisać i przepchnąć przez parlament w ciągu 24 godzin.
Żaden z dotychczasowych rządów nie był zainteresowany poprawą sytuacji dzieci niepełnosprawnych i ich rodziców. Politycy nie wiedzą, ile wynosi zasiłek rehabilitacyjni (150 zł) i że nie był zwiększony od 13 lat. Wiedzą za to, że nieliczni niepełnosprawni, wybiorą się głosować, podobnie jak ich rodzice „przyspawani” do łóżek i wózków swoich dzieci. W dodatku to elektorat rozproszony, na ulice nie wyjdzie, więc nie trzeba zabiegać o jego względy.
Jeden z protestujących w Sejmie, siedząc na wózku inwalidzkim, zadał pytanie: co zrobimy gdy umrą nasi rodzice? Jak przeżyć za 500 zł? Nikt mu nie odpowiedział.
Odnoszę wrażenie, że dla wielu polityków ważniejsze jest prawo do życia od zegoty po narodziny, niż dalszy los człowieka. Jakby wierzyli, że te ułomne, zabierze Bóg i nie będą mieli kłopotu. A jak nie zabrał to nich się martwią rodzice. Ci, którzy mają usta pełne sloganów o wartości życia nie robią nic, by ulżyć tragedii niepełnosprawnych dzieci i ich rodzin, nie protestują razem z nimi w Sejmie. Nie widać tam też kościelnych hierarchów.
Prawo do życia? Przecież żyją. W czym problem?