- Ta sprawa to prowokacja polityczna. Machina państwa policyjnego doprowadziła do tego, że ludzie są niszczeni. Ministrowie Ziobro i Kamiński kiedyś w obliczu prawa będą musieli się z tego tłumaczyć – zapowiadał dziennikarzom Józef Pinior kiedy w grudniu po raz pierwszy sąd próbował rozpocząć ten proces. Wówczas było to niemożliwe z powodów proceduralnych.
W poniedziałek okazało się, że proces, na którym Józef Pinior miał oskarżać ministrów, jawny być nie może. Przynajmniej częściowo. A to dlatego, że jeden z rzekomych łapówkodawców jest chory. Jego stan zdrowia mogłaby pogorszyć obecność mediów na sali rozpraw. Zawsze więc, gdy ów oskarżony przyjdzie do sądu, proces będzie niejawny.
- Mój klient jest zainteresowany, żeby proces był jawny – powiedział nam jeden z obrońców Piniora. Ale wyłączenie jawności oznacza, że wszystko co działo się na sali rozpraw jawne być nie może. Nie wiemy więc i nie dowiemy się czy już w poniedziałek złożył wyjaśnienia i przedstawił swój komentarz do zarzutów oskarżenia.
TU PRZECZYTASZ o co chodzi w tej sprawie
Prokuratura postawiła przed sądem pięć osób. Główni oskarżeni to były senator i legenda opozycji demokratycznej Józef Pinior oraz jego asystent Jarosław Wardęga. Trzy inne osoby to przedsiębiorcy. Zdaniem oskarżenia łapówkodawcy. Pieniądze miały być wręczane i obiecywane w 2015 roku, kiedy Pinior był senatorem. W zamian parlamentarzysta pomagał w interesach trójki biznesmenów – dowodzi oskarżenie. Chodziło o korzystne decyzje związane z budową galerii handlowej w Jeleniej Górze i prowadzeniem kopalni bazaltu koło Lądka Zdroju. Dowodów dostarczyło Centralne Biuro Antykorupcyjne. Przez dziesięć miesięcy podsłuchiwało Jarosława Wardęgę a przez miesiąc Józefa Piniora.