– Internet jest włączany raz na dobę na trzy godziny przed południem czasu kazachskiego - mówi polskatimes.pl pochodząca z Kazachstanu kobieta mająca polską rodzinę i znajomych w Kazachstanie (chce pozostać anonimowa, dlatego nie ujawniamy jej nazwiska). – Dzisiejszego poranka udało mi się o 4:30 w nocy porozmawiać z moją mamą, która mieszka w Karagandzie. Powiedziała mi, że jest tam spokojnie. Nie działa transport publiczny, ale szkoły są otwarte. Ludzie raczej chodzą do pracy – mówi kobieta.
– Ludzie tam czują się zamknięci, odcięci od wszystkiego. Niczego nie można nikomu zgłosić. Wjechały obce wojska. Ludzie są po prostu przerażeni – relacjonuje nasza rozmówczyni.
– Ogólnie sytuacja jest taka, że nie ma możliwości kontaktu z ludźmi stamtąd, poza tymi trzema godzinami włączonego internetu. Do 19 stycznia obowiązuje stan wyjątkowy – mówi.
– Nikt nie wie, co się stanie dalej. Ludzie między sobą nie mogą się kontaktować. Jest powszechny brak informacji. Nikt nic nie mówi. Ludzie siedzą w domach, bo boją się, że będą strzelać – mówi. – Wszyscy są przerażeni i przestraszeni – dodaje.
– Ile to potrwa? Może tydzień, może mniej – prognozuje nasza rozmówczyni. – Jak jeszcze przyleci 9 samolotów z Rosji to załatwią to w trzy dni – dodaje.
Protesty w Kazachstanie
Gwałtowne protesty wybuchły w Kazachstanie kilka dni temu. Powodem miały być podwyżki cen paliw (gazu). Z czasem protestujący zaczęli też żądać odejścia z polityki poprzedniego prezydenta, 81-letniego Nursułtana Nazarbajewa, który nadal posiada duże wpływy w kręgach kazachskiej władzy.
Obecny prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew poprosił w środę m.in. Rosję, Armenię i Białoruś o pomoc w zaprowadzeniu porządku. Tego samego dnia do dymisji podał się kazachski rząd. Siły rosyjskie wylądowały w Kazachstanie w czwartek. "Siły pokojowe" wysłała także Armenia oraz Białoruś.
Według piątkowych informacji kazachskich mediów jak dotąd służby i wojsko zatrzymało w sumie 3800 osób. Wśród protestujących jest 26 ofiar śmiertelnych i 18 rannych. Kazachskie MSW informowało także o 18 zabitych i 748 rannych funkcjonariuszach.
W piątkowym orędziu prezydent Tokajew nazwał protestujących "terrorystami" oraz poinformował, że wydał rozkaz, by do protestujących strzelać bez ostrzeżenia. – Kto się nie podda, zostanie zlikwidowany – powiedział Tokajew.
