Na pozór prawdziwe wydaje się zdanie, że niewiele w polskim kolarstwie torowym się zmieniło w ciągu ostatniej dekady. Dziesięć lat temu, gdy w Polsce na torze w Pruszkowie również odbywały się mistrzostwa świata, nasi reprezentanci nie zdobyli żadnego medalu. Tym razem sięgnął po brąz tylko Mateusz Rudyk - w sprincie. Paradoksem jest to, że tam, gdzie miały nam pomagać ściany, znajomość toru i panujących warunków, mamy gorszy dorobek punktowy niż w poprzednich latach.
Rok temu polska kadra przywiozła z holenderskiego Apeldoorn również jeden medal, za to złoty - Szymona Sajnoka w omnium. Dwa lata temu w Hongkongu mieliśmy dwa medale - złoto Adriana Teklińskiego w scratchu i brąz Wojciecha Pszczolarskiego w wyścigu punktowym.
Ci dwaj ostatni zawodnicy zrobili wszystko, by powtórzyć swój sukces. Tekliński jeszcze przed startem deklarował, że myśli tylko o zwycięstwie, żadne inne miejsce go nie satysfakcjonuje. Scratch jest jednak chyba najmniej przewidywalną dyscypliną kolarstwa torowego. Polak walczył, ale tym razem nie udało się zaskoczyć rywali -zdobył dziewiąte miejsce, które uznał za porażkę.
Z kolei Wojciech Pszczolarski w Pruszkowie był dosłownie o włos od medalu w wyścigu punktowym. Zdobył tyle samo punktów co trzeci Mark Downey, przegrał medal tylko dlatego, że w ostatnim sprincie finiszował na dalszej pozycji niż Irlandczyk. Po wyścigu Pszczolarski wyrzucał sam sobie, że mógł inaczej pojechać końcówkę wyścigu, ale jak sam stwierdził: „Mądry Polak po szkodzie”.
Ten zawodnik akurat miał jeszcze jedną szansę: w ostatnim dniu mistrzostw startował wraz z Danielem Staniszewskim w madisonie. Wyścig rozgrywany był na bardzo wysokim poziomie, wszystkie znaczące pary jechały bardzo ofensywnie i szybko. Polacy do połowy stawki (madison jest rozgrywany na 200 okrążeniach) jechali świetnie, zajmowali medalowe trzecie miejsce. Końcówka jednak była słabsza, ostatecznie polska para uplasowała się na ósmym miejscu. Jest to o tyle ważne, że madison wrócił do programu igrzysk olimpijskich i będzie rozgrywany w Tokio.
Zaskoczeniem pozytywnym jest z kolei ósme miejsce w madisonie kobiet duetu sióstr Pikulik: Darii i Wiktorii. Starsza od dwa lata od siostry Daria (22-latka) startowała również - bez sukcesów - w jeździe drużynowej i w omnium, gdzie zajęła 10 miejsce. W pierwszych dniach mistrzostw Daria Pikulik walczyła nie tylko z rywalkami, ale również z przeziębieniem. Podczas sobotniego madisona - jak mówiła w rozmowie z portalem Natorze.pl - w końcu czuła się lepiej i postanowiła dać z siebie wszystko. Już w czasie wyścigu powiedziała do siostry: „Witka, zróbmy wszystko, by po wyścigu spaść z roweru i powiedzieć sobie, że zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy” - opowiadała Marcie Wiśniewskiej.
Faktycznie, siostry pojechały ofensywnie, ósme miejsce jest sukcesem, zważywszy na to, że w tej dyscyplinie liczy się nie tylko moc w nogach, ale i technika, szybka orientacja w sytuacji oraz zgranie podczas zmian.
O rozczarowaniu można mówić w przypadku ubiegłorocznego mistrza świata w omnium Szymona Sajnoka. To zawodnik zupełnie nieobliczalny, ale tym razem wyraźnie widać było, że coś jest nie tak. Słabo pojechał (13 miejsce) rozpoczynający omnium wyścig scratch, jeszcze gorzej wypadł w wyścigu tempowym (19 pozycja), fatalnie pojechał w eliminacyjnym, który zazwyczaj był jego mocną stroną (16 miejsce), był bezbarwny w najbardziej istotnym w wieloboju wyścigu punktowym (zdobył zaledwie sześć punktów), choć rok temu to właśnie w nim brylował na torze w Apeldoorn.
Teraz Sajnok wraca do ścigania na szosie w barwach CCC Team (jest wyznaczony do klasyków w Belgii i Holandii) , ale nie może zapomnieć o torze - musi wciąż walczyć o kwalifikację olimpijską.
Rozczarowaniem - chyba największym dla samej zawodniczki - były występy Justyny Kaczkowskiej. Zaczęło się od fatalnego pecha w scratchu, gdzie Polka leżała w gigantycznej kraksie, a co gorsza, jej rower przełamał się na pół. Mechanicy zdołali zapewnić jej sprzęt do kolejnych startów - rower na którym, jak słyszeliśmy w polskim boksie - ma „prawie taką pozycję jak na starym”. Prawie czyni jednak wielką różnicę, zwłaszcza w jej koronnej dyscyplinie - wyścigu na dochodzenie, gdzie liczą się najdrobniejsze przewagi technologiczne.
Na koniec Mateusz Rudyk - jedyny polski medalista tych mistrzostw. Rudyk pojechał swoje sprinty znakomicie i przegrał tylko biegi z przyszłym mistrzem świata - Harrim Lavreysenem z Holandii. Nie ma przypadku w tym, że Rudyk zajął pierwsze miejsce w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata 2017/2018 w sprincie.
