- Usłyszałem krzyki przed przychodnią. Ktoś wołał o pomoc, wzywał lekarza. Przeprosiłem pacjentkę i pobiegłem - mówi nasz rozmówca.
Zobacz też: Protest ratowników medycznych w Białymstoku 30.06.2017 (zdjęcia, wideo)
W poniedziałek, po godz. 16, z apteki przy ul. Kaczorowskiego 7 wyszła kobieta w wieku około 60-70 lat. Po przejściu kilkudziesięciu metrów poczuła się źle i upadła. Wokół nieprzytomnej zebrało się kilka osób. Jedną z nich była trzydziestokilkulatka, która po sprawdzeniu funkcji życiowych rozpoczęła reanimację. Zaniepokojony krzykami z pobliskiej przychodni wybiegł lekarz. W tym czasie pogotowie było już powiadomione.
- Przejąłem reanimację i razem z pielęgniarką kontynuowaliśmy do przyjazdu karetki - mówi. - Po przyjeździe pogotowia prowadziliśmy akcję reanimacyjną już w pięć osób medycznych.
Kiedy udało się przywrócić akcję serca, pogotowie zabrało kobietę do szpitala.
- Gdyby nie szybka i zdecydowana reakcja przechodniów, kobieta miałaby małe szanse na przeżycie - mówi lekarz z 12-letnim stażem w pogotowiu.
Dlatego żaden z nas nie powinien się bać w takiej sytuacji pomóc drugiej osobie. 30 uciśnięć i 2 wdechy naprawdę ratują życie.
Zobacz też:
Ul. Kaczorowskiego. Wypadek na przejściu. Rowerzysta potrąco...
Dni otwarte Funduszy Europejskich 2017 w Białymstoku. LPR ratowało ofiarę wypadku drogowego
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE: