18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Ring rodzinny

Sonia Ross
Archiwum rodzinne
Wiola Rozynek, nauczycielka j. angielskiego. Mama trojga dzieci: 12- letniego Filipa, 10 - Juliusza i 4 - letniej Heleny. W wolnych chwilach czyta literaturę angielską i ogląda filmy. Marcin to równie utalentowany, co skromny człowiek. Ma tyle umiejętności, że co jakiś czas, zaskakuje mnie czymś nowym.

Wszyscy wiedzą, że śpiewa, ale o tym, że pisze bajki dla dzieci, nie wiedzą chyba nawet nasi znajomi. A są piękne! Takie rodzinne, ciepłe przypowieści, z filozoficzną nutą. Może je niedługo wyda? Oprócz bajek, pisze jeszcze powieść, której od czasu do czasu, czyta mi fragmenty. No i maluje. Kiedyś przyszedł do nas kolega i bardzo mu się spodobał obraz, który wisi u nas na ścianie. - Świetny - ocenił - gdzie kupiliście? - zapytał. A kiedy mu powiedziałam, że to dzieło mojego męża, nie mógł uwierzyć. I tak trochę żartem, a trochę z przekąsem zapytał: No, Marcin, ale nogi na szyję nie założysz? Marcin się roześmiał, usiadł na podłodze, i… założył. Bo wyznaje zasadę, chcieć to móc. On nawet nasz dom budował. Razem z moim tatą, zrobili wszystko, od stanu surowego, aż do takiego etapu, w którym mogliśmy się wprowadzić.

Mój mąż mnie inspiruje i ciągle stara się nauczyć czegoś nowego. Choćby prostych, ale potrzebnych na co dzień rzeczy. Przez dłuższy czas nie umiałam sama wyjeżdżać z garażu. Jest bardzo wąski. Prosiłam, żeby to zrobił za mnie. - A jak mnie nie będzie, to co wtedy zrobisz? - pytał. I dając mi wskazówki, tłumacząc, do którego lusterka gdzie zerkać, nauczył mnie wyjeżdżać tyłem. Wtedy mnie to trochę irytowało. To jego pouczanie, dydaktyzm. Teraz wiem, że gdyby się wtedy nie uparł, do dziś miałabym kłopot. Tak samo było z komputerem. Bałam się próbować robić na nim jakieś trudne rzeczy. To Marcin mnie do tego zachęcił, nauczył.

Podoba mi się w nim , i bardzo cenię to, że nie jest małostkowy, zawistny. Każdemu dobrze życzy. Cieszą go sukcesy innych. Jest optymistą, chociaż napotykał w życiu wiele trudności. On ich jednak nie roztrząsał. Skupiał się zawsze na pozytywnych aspektach, każdej trudnej sprawy. Jest też logiczny i wnikliwy. Potrafi wytropić nonsensy, niedorzeczności w różnych dziedzinach. Dużo czyta, interesuje się wieloma sprawami. To mi imponuje.

Ale czasem bywa uparty, w gorącej wodzie kąpany. Niekiedy też jest surowym ojcem. Dużo wymaga od siebie, ale też dużo wymaga od innych, i dzieci o tym wiedzą. I chociaż ja też muszę podjąć czasami jakąś domową, trudna decyzję, to jednak, to właśnie Marcin jest tym ostatecznym, domowym autorytetem. Choćby od ustalania kar (śmiech).

Trochę go irytuje bałagan, który robimy, i ja , i dzieci. Bo on jest bardziej poukładany. Chociaż, kiedy czasem zajrzę do jego pokoju, mam co do tego wątpliwości.
Lubimy ze sobą rozmawiać. Często robimy to wieczorami, przy herbacie, kiedy dzieci już śpią. Albo oglądamy filmy na dvd, bo w Lesznie nie ma kina, żeby być na bieżąco z nowościami. Lubimy też, tak po prostu, posiedzieć obok siebie. Każde z nas czyta swoją książkę. Nic wielkiego się nie dzieje, a jednak nie da się nie poczuć szczęścia. Wystarcza nam nasza obecność.

Marcin także cudownie bawi się z dziećmi. Jak jedzie na rowerze, to nie tak zwyczajnie, tylko musi robić cyrkowe akrobacje. Jak się bawi piłką, to zaraz nią żongluje. Dzieci to uwielbiają. I jeszcze pani powiem, że mam taki cudowny komfort, będąc z moim mężem. Bo on mnie całkowicie akceptuje. Wiem, że jestem trochę za chuda, niepewna siebie, niezdecydowana, wszystkim się przejmująca. Ale on mnie taką kocha, i ja to czuję.

Marcin Rozynek, wokalista. Razem z zespołem Atmoshere wydał dwie płyty. Na rynku pojawiła się właśnie jego czwarta, solowa płyta, "Ubieranie do snu". Nagrał ją całkowicie samodzielnie, we własnym studio. Pisze, maluje, podróżuje. Ale zawsze wraca do Leszna, z którego pochodzi.

Moją żonę poznałem dawno temu. Mieliśmy wtedy po 18 lat. Zwróciłem uwagę na jej urodę, bo Wiola jest piękną kobietą, ale nie chciałbym się nad tym rozwodzić, bo piękno w przypadku kobiet jest często przeceniane. To właściwe piękno, wewnętrzne, widać dopiero po latach bycia ze sobą w małżeństwie. Gdy się jest bardzo młodym, takie niuanse umykają.
Boję się, że to, co powiem o mojej żonie, zabrzmi zbyt banalnie albo odwrotnie - pompatycznie. Ale nie mogę pominąć tego, że podziwiam w Wioli taką wrodzoną miłość do świata. Ona wszystkie domowe czynności wykonuje z takim pietyzmem i oddaniem, że jest to aż wzruszające. Cenię i szanuję to, że godzi obowiązki domowe, z pracą zawodową, świetnie zajmuje się dziećmi. Podziwiam jej wiedzę psychologiczno - pedagogiczną. Przeczytała na ten temat dziesiątki książek! Dlatego zawsze, kiedy mamy do rozwiązania jakiś domowy problem, ufam jej wiedzy merytorycznej. Chociaż to właśnie ja staram się być w domu głosem rozsądku i podejmować logiczne decyzje, to jednak wiem, że jeśli chodzi o wychowanie dzieci, Wiola się nie myli. W końcu jest nauczycielką.

Jest też świetną organizatorka wypraw, rewelacyjnym, domowym kwatermistrzem. Do dziś wspominamy udaną wycieczkę do Legolandu, w Danii. To dzięki dobrym, logistycznym pomysłom mojej żony, mogliśmy zarówno dużo zobaczyć, jak i nie zmęczyć się zbytnio, bo cała podróż była "usiana" różnymi atrakcjami.

Pyta pani o co się ścieramy? No cóż, czasem żywo dyskutujemy. Prezentujemy model włoskiej rodziny: mówimy jedno przez drugie, czasem się nawet przekrzykujemy. Ale choć może wolałbym, żeby na półkach był większy porządek, żeby zarówno żona , jak i dzieci nie rozsiewali po domu swoich rzeczy, to przychodzi mi też do głowy taka myśl: ten domowy chaos, to raczej mój problem, niż ich. Skoro im to nie przeszkadza, to raczej ja powinien sobie poradzić z tymi drobnymi, domowymi frustracjami, prawda?

Dobrze nam się razem żyje. Mamy dom w pięknym miejscu, koło lasu. I niedaleko swoją ulubioną polanę. Kiedy tylko przychodzi wiosna, a później lato, jeździmy tam na rowerach. Ja z chłopakami gramy w piłkę. Wiola z Helenką biegają za motylkami. Sielanka. Czasem też z całą rodziną wpadamy do kawiarni "Zielona antresola". Urokliwe miejsce. Dzieci je polubiły. I wszystkich tam znamy, i znają nas. To uroki małego miasta. Nie zamieniłbym ich na żadne inne.

Wróć na i.pl Portal i.pl