Rio 2016. Rafał Majka - kolarz więcej niż bardzo skuteczny [ZDJĘCIA, WIDEO]

Arlena Sokalska
Arlena Sokalska
Rafał Majka jest pierwszym polskim kolarzem od 1980 r., który zdobył medal indywidualny na igrzyskach olimpijskich. Obiecywał, że w Rio powalczy, i tak zrobił. Bo Majka jest kolarzem, który nigdy nie rzuca słów na wiatr.

TVN24/Polska Kadra TV/x-news

W kolarstwie sukces to nie tylko nogi i głowa, trzeba mieć też dużo szczęścia - mówił przed wylotem na igrzyska Rafał Majka. I z jednej strony, trochę tego szczęścia miał - udało mu się ominąć kraksę, w której ciężkich złamań nabawili się Włoch Vincenzo Nibali oraz Kolumbijczyk Sergio Henao. Z drugiej zaś, trochę go zabrakło - bo Duńczyk Jakob Fuglsang postanowił nie kalkulować, tylko ruszył w pogoń i pociągnął za sobą Belga Grega Van Avermaeta. Wszystko inne Rafał Majka wypracował sam, z pomocą - wielką - kolegów z reprezentacji: Michała Kwiatkowskiego, Macieja Bodnara oraz Michała Gołasia. Takie jest kolarstwo, że pracuje drużyna, a medal zdobywa jeden.

Sam Majka zresztą też gotowy był się poświęcić, gdyby okazało się, że ktoś inny - np. Michał Kwiatkowski - jest w lepszej formie. Nie dlatego, że jest altruistą, ale dlatego, że na tym polega ten sport. Choć nie jest też tajemnicą, że Rafał Majka nie lubi jeździć na innych.

Gdy w 2014 r. ekipa Tinkoff-Saxo zdecydowała, że Majka ma pojechać na Tour de France, by pomagać Alberto Contadorowi, sportowiec powiedział publicznie kilka słów za dużo. Szefom ekipy wzburzył krew, musiał przepraszać, a potem schować swoje ambicje do kieszeni. Do czasu, gdy Hiszpan nie złamał piszczeli i nie wycofał się z rywalizacji. Majka dostał nowe zadanie: wygrywać etapy. Zwyciężył dwa razy, zdobył po raz pierwszy koszulkę najlepszego górala Tour de France i przy okazji uratował wyścig dla swojej ekipy. To wtedy zakochał się w Wielkiej Pętli - z wzajemnością.

Ale kibice kolarscy zwrócili na niego uwagę już wcześniej. W 2012 r., gdy miał zaledwie 22 lata, szef ekipy Saxo Bjarne Riis zdecydował, że to właśnie on będzie liderem na Giro d’Italia. Przyplątała się jednak kontuzja, więc nic z tego nie wyszło, ale Majka pojechał potem na Vuelta España w roli pomocnika Contadora i zadziwił Hiszpanów, gdy niezmordowanie pracował dla lidera. „La cabra Majka” (kozica Majka) - pisała wtedy hiszpańska „Marca”. Majka nie ma jednak duszy gregario, czyli kolarskiego pomocnika i Riis, doskonały psycholog, świetnie o tym wiedział.

Rok później Polak dostał swoją szansę: był liderem na Giro d’Italia i zajął tam siódme miejsce, był drugim zawodnikiem wyścigu w kategorii U25, przegrał tylko z Kolumbijczykiem Carlosem Betancurem, który notabene roztrwonił swój wielki talent.

Majce nigdy to nie groziło. Zawsze był pracowity, skupiony na kolarstwie, dla tego sportu poświęcił niemal wszystko. To właśnie dostrzegł w nim pierwszy trener Zbigniew Klęk, który osobiście załatwiał mu rower, bo Rafał był tak drobnym chłopcem, że wszystkie ramy rowerów w klubie kolarskim w Swoszowicach były dla niego za duże. Razem z nim zaczęło wtedy treningi 18 chłopców. Tylko on wytrzymał lata wyrzeczeń i ciężkich treningów. Może dlatego, że zawsze był bardzo uparty. - Chciałem trenować, tata woził mnie na zajęcia do Swoszowic - opowiadał o swoich początkach. - Czasem ciężko było to pogodzić z nauką, ale ja jestem już taki, że jak coś zacznę, to chcę to doprowadzić do końca. - Trzeba było się poświęcić - mówił z kolei tata, pan Piotr. - Gdybym jednak nie widział sensu w tym, co robię, to bym się nie zdecydował na pomoc Rafałowi w staniu się kolarzem.

Niedawno Majka opowiadał zresztą, że w początkach kariery tata oceniał go bardziej surowo. - Teraz jak dzwoni, to mówi, żebym się nie poddawał, podtrzymuje mnie na duchu jak jakiś psycholog - śmiał się podczas ostatniego Giro d’Italia, gdy bywały też gorsze dni.

Niewątpliwie rodzina zawsze była dla Majki bardzo ważna, to oni dawali mu wsparcie, choć z domu rodzinnego w Zegartowicach wyfrunął bardzo wcześnie - jako nastolatek pojechał do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Świdnicy, ponad 350 km od domu.

Maturę zdawał już z Włoch, bo w 2008 r. zdecydował się tam szukać kolarskiego szczęścia. Zwłaszcza, że w Polsce - w odróżnieniu od Michała Kwiatkowskiego - nie odnosił większych sukcesów jako junior. Pewnie dlatego, że w tych wyścigach trasy nie były zbyt wymagające - największy sukces w tamtych latach to wygrana etapowa w juniorskim Wyścigu Pokoju. Oczywiście na górskiej trasie.
Majka tułał się po włoskich klubach, wygrywając od czasu do czasu lokalne „ogórki”. To były ciężkie lata - w obcym kraju, z dala od rodziny, z niewielką ilością środków Aż w końcu Majka postawił wszystko na jedną kartę: pojechał na obóz treningowy Saxo na Wyspach Kanaryjskich, obóz, o którym napisano już wszystko. Polak na treningu dla potencjalnych stażystów siadł na kole Contadora i jako jedyny za nim pojechał. Trafił do profesjonalnej ekipy nie jako stażysta, od razu dostał zawodowy kontrakt.

Od tamtego czasu Polak zdołał już dwukrotnie zdobyć koszulkę najlepszego górala Tour de France, trzykrotnie wygrał etap na tym wyścigu, zwyciężył w Tour de Pologne, zameldował się na podium Vuelta España, trzykrotnie był w dziesiątce Giro d’Italia, stał na podium monumentu Il Lombardia, zdobył tytuł mistrza Polski, wreszcie w sobotę wywalczył brązowy medal na igrzyskach olimpijskich.

Od czasu gdy 8-letni Rafał po raz pierwszy wsiadł na rower, który otrzymał w prezencie na komunię i od razu się wywrócił, bo popisywał się przed rodzeństwem - upłynęło wiele czasu. Dziś Majka jest kolarzem dojrzałym, ale czy spełnionym?

- Co jest ważniejsze - pytaliśmy go przed wylotem do Rio - koszulka najlepszego górala, czy medal olimpijski? - Oczywiście, że medal - wykrzyknął bez zastanowienia.

Co zatem pozostaje największym niespełnionym marzeniem? - Wygrana w wielkim tourze - odpowiedział Majka.

Wszystko więc przed nim, sam zakłada, że będzie się ścigał jeszcze około 10 lat. W przyszłym sezonie w nowej drużynie, bo stara - Tinkoff - przestanie istnieć. Wiadomo, że Majka kontraktu jeszcze nie podpisał, interesuje się nim wiele ekip, a brązowy medal może tylko to zainteresowanie zwiększyć. Peletonowe plotki najbardziej jednak wiążą go z nowym teamem World Touru - Bora-Hansgrohe, do którego przejdą jego dotychczasowi koledzy - Peter Sagan i Maciej Bodnar. Majka byłby dla niemieckiej drużyny bardzo cenny: dobrze rokuje jako zawodnik jeżdżący na generalkę w wielkich tourach. Do tego - co jest tajemnicą poliszynela - ma czysty paszport biologiczny, a to dla Niemców jest niesłychanie istotne. Kolarstwo w Niemczech zupełnie się załamało po aferach dopingowych najbardziej znanych kolarzy Jana Ullricha czy Erika Zabela, przez wiele lat w tym kraju żadna stacja nie pokazywała wyścigów kolarskich, nawet Tour de France. Teraz sytuacja się zmienia, ale niemieccy sponsorzy przywiązują do walki z dopingiem wielką wagę.

Nieoficjalnie też wiadomo, że sam Majka stawia warunki. Jeden z najważniejszych dotyczy jazdy w Tour de France w roli lidera drużyny. - Chyba zapisałem się w historii polskiego kolarstwa z tymi dwiema koszulkami w grochy. To jeszcze nie koniec, może kiedyś uda się wystartować w Tour de France jako zawodnik na generalkę. Lubię ten wyścig, jest gorąco i jest fajna atmosfera, wielu kibiców stoi na trasie - opowiadał i podkreślał, że najbardziej lubi właśnie Wielką Pętlę, potem Vuelta España, a dopiero na końcu Giro d’Italia. A że Majka zazwyczaj realizuje to, co zapowiada, można się spodziewać, że w przyszłym sezonie pojedzie na Tour de France walczyć o klasyfikację generalną. Choć bycie liderem wcale nie jest łatwe, to nie tylko wysiłek fizyczny, ale też olbrzymi stres. - Jeszcze dużo nauki przede mną. Ale do trzydziestki już będzie dobrze, czyli jeszcze mam cztery lata - uśmiechał się Majka, mówiąc o tej roli. - Czasami muszę krzyknąć, nie mogę mówić tylko „dzięki, dzięki”. W autobusie padają niekiedy ostre słowa, muszę powiedzieć: „Chłopaki, dziś nie wyszło, musicie dać z siebie więcej”. Wiadomo, jak wszystko wychodzi, to jest dobrze. Każdy jest zadowolony, wszyscy są uśmiechnięci. A jak czasem coś nie wyjdzie, każdy spuszcza głowę w dół. Wtedy trzeba obudzić ducha w drużynie, powiedzieć: „Spokojnie, panowie, jutro będzie lepiej”. Trzeba się nawzajem napędzać. Nie można się poddawać po jednym niepowodzeniu. Mój pierwszy trener Klęk nauczył mnie, że życie się nie kończy na jednym etapie czy wyścigu. Trzeba walczyć do końca.

A do tego Majka już nas przyzwyczaił. Choćby w wyścigu olimpijskim, gdy na ostatnich pięciu kilometrach jechał jak nakręcony, a łapały go już skurcze w nogach. Na mecie był tak zmęczony, że zaczął po angielsku odpowiadać na pytania zadawane po polsku.

Bo każdy kolarski sukces okupiony jest potwornym wysiłkiem i wielkimi wyrzeczeniami, choćby tymi związanymi z dietą czy treningami. Majka w poniedziałek wraca do Polski, w końcu pobędzie trochę z rodziną. A to nie koniec sezonu. Vuelta España, trzeci wielki tour w roku, to byłoby zbyt dużo. Dlatego Majka poleci jeszcze we wrześniu do Kanady na dwa wyścigi klasyczne, a zakończy sezon w Lombardii. Już raz był tam trzeci.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl