Sąd stwierdził jednak, że nie ma adekwatnego związku przyczynowego między błędem urzędnika skarbowego a kłopotami biznesmena.
Sprawa ciągnie się od 2004 roku, bo to wtedy Robert Janeczek zaczął mieć wątpliwości, czy odprowadza podatek w prawidłowej, 7-proc. wysokości. Usłyszał, że nie, bo stawka wynosi 22 proc. i musi w krótkim czasie zapłacić fiskusowi około 400 tys. zł zaległości. Utracił zdolność finansową i zdolność kredytową, a Rafineria Trzebinia zerwała z nim umowę na dostawę rzepaku do produkcji biopaliw. Jak przekonuje Janeczek, doszły nękania fiskusa, w tym kilkanaście kontroli skarbowych, blokada jego konta, egzekucje. A po latach - bankructwo.
Sędzia Agata Stankiewicz-Rataj w uzasadnieniu wyroku mówiła, że z ustalonego stanu faktycznego, na podstawie zgromadzonych dowodów w aktach, nie wynika, by to błąd urzędnika doprowadził do bankructwa. Owszem, w grudniu 2004 roku urzędnik udzielił złej informacji o wysokości stawki podatku, bo powinna wynieść 7 proc. (a nie 22 proc.), ale już w połowie 2005 roku fiskus zwrócił Janeczkowi całą nadpłatę, niesłusznie pobraną. W tym czasie toczyły się egzekucje, także podatkowe, przeciwko biznesmenowi, ale dotyczyły też innych wierzycieli. To nie błąd urzędnika doprowadził do tego, że biznesmen utracił zdolność kredytową, a przynajmniej tego nie wykazał w tym procesie. W 2005 podpisał drugą umowę z Rafinerią Trzebinia, a jego firma działała do 2012 roku.
Sąd prowadził postępowanie dowodowe tylko co do tego, czy roszczenie jest zasadne i uznał, że nie jest. Nie przeprowadzał więc dowodów dla ustalenia wysokości szkody, którą biznesmen określił na 42 mln zł. Wyrok nie jest prawomocny.