Rodziny rosyjskich rekrutów krytykują warunki życia żołnierzy Putina. Mówią, że młodzi mężczyźni jadą na Ukrainę „bez broni, bez ubrań i butów”. Wielu nowych żołnierzy żaliło się, że na front wyjechali już po 11 dniach od mobilizacji, a jeden z wojaków zapytany o praktykę strzelecką odpowiedział: Dostaliśmy tylko trzy broszury.
Pewien rodzic był świadkiem szkolenia nowo powołanych żołnierzy w centralnej Rosji. Powiedział, że nie mieli oni żadnych karabinów maszynowych, nic. Połowa z nich była na kacu, powinna im towarzyszyć karetka pogotowia.
Tak naprawdę to krewni świeżo powołanych żołnierzy dostarczali rekrutom zasoby, takie jak buty, berety, kamizelki kuloodporne, plecaki, śpiwory, lekarstwa, bandaże i żywność.
Są traktowani jak mięso armatnie
William Alberque, amerykański specjalista od rosyjskich sił zbrojnych, powiedział:
Dają im w najlepszym razie rzeczy podstawowe, a w najgorszym nic i rzucają ich do walki, co sugeruje, że ci goście są dosłownie mięsem armatnim.
Krytycy częściowej mobilizacji Putina twierdzą, że zamiast sprowadzać ludzi z umiejętnościami bojowymi, zgarnia się do wojska kogokolwiek. Rezultatem takiej mobilizacji jest rzucenie na linię frontu nieprzeszkolonych mężczyzn. - Czelabińsk, Jekaterynburg, Moskwa – już nadchodzą trumny cynkowe - piszą blogerzy.
Kreml potwierdził, że ponad 17 tysięcy rekrutów zostało już rozmieszczonych. Niektórzy z nich przeszli zaledwie krótkie podstawowe szkolenie, trwające od pięciu do dziesięciu dni.
W jednym z filmów opublikowanym online dowódca pułku czołgów mówił, że przed rozmieszczeniem żołnierzy na froncie nie będzie żadnych ćwiczeń strzeleckich ani nawet szkolenia teoretycznego.
lena
