Zdesperowane, by ratować synów i mężów przed wysłaniem na front na Ukrainie, Rosjanki wywierają coraz większą presję na Kreml. To najnowszy przejaw niezadowolenia spowodowanego wojną.
Protesty przeciw wysyłaniu krewnych na front odbyły się w 15 regionach, z których największy miał miejsce przy granicy z Ukrainą - podała Verstka, niezależne media, które śledzą działalność tego ruchu.
Żądania rodzin zwykle nie mają charakteru politycznego, koncentrując się na zapewnieniu ich bliskim odpowiedniego szkolenia i wyposażenia.
Putin upomniał odpowiedzialnych za mobilizację, aby upewnili się, że obawy kobiet zostały rozwiązane. Gubernatorzy niektórych regionów w pobliżu granicy z Ukrainą obiecali pomoc, choć aktywiści twierdzą, że nic nie zrobili. Inni urzędnicy odrzucili apel, twierdząc, że żołnierze na froncie żyją i mają się dobrze.
- Ci ludzie nie chcą powstrzymać wojny, chcą poprawić warunki życia żołnierzy – mówi Ekaterina Schulmann, politolog i stypendystka Akademii Roberta Boscha w Berlinie. I z tego powodu władzom trudniej jest je ignorować lub traktować protesty jako ekstremizm lub obcy wpływ.
Matki żołnierzy od dawna są siłą polityczną w Rosji, bo starały się ratować synów wcielonych do wojska przed surowym traktowaniem. Ruch wzmocnił się w latach 90., dążąc do sprowadzenia żołnierzy wysłanych do Czeczenii. Tym razem grupa, która twierdzi, że reprezentuje rodziny żołnierzy, ma zwolenników w 89 miastach.
Telewizja państwowa nie poświęca uwagi protestom rodzin. Można zobaczyć w mediach społecznościowych filmy przedstawiające wściekłe kobiety udające się w pobliże strefy działań wojennych, aby uratować bliskich.
mm
