Przypomnijmy krótko okoliczności sprawy, która od kilu dni bulwersuje mieszkańców województwa. W ogrodzonym bloku przy kieleckiej ulicy Daszyńskiego mieszkali 41-letnia kobieta, jej 44-letni mąż oraz dwójka dzieci pary: 5-letni chłopiec i 15-letnia dziewczyna. Do Kielc sprowadzili się kilka lat temu, gdy mężczyzna (architekt) dostał tu pracę. Śledczy przekazywali, że w ostatni wtorek przed godziną 16 mężczyzna wrócił do domu, nie mógł jednak otworzyć drzwi zamkniętych od środka. Gdy zdołał to zrobić z pomocą innej osoby, w mieszkaniu znalazł ciała dwójki dzieci oraz żonę z ciętymi ranami szyi. Kobieta trafiła na oddział intensywnej opieki. W czwartek przeniesiono ją na inny oddział.
CZYTAJ TAKŻE: Kielce. Nie żyje dwójka dzieci, 41-latka w ciężkim stanie
- Jesteśmy gotowi w każdej chwili przesłuchać kobietę. Musimy jednak najpierw dostać na to zgodę od zajmujących się nią lekarzy - mówił wczoraj prokurator Daniel Prokopowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
W środowy wieczór przeprowadzono pierwszą z sekcji zwłok, w czwartek kolejną. W piątek śledczy dysponowali już ich wstępnymi wynikami.
Czytaj także:
Śmierć dzieci w Kielcach. Nowe fakty
Śmierć dzieci w Kielcach. Przedłużają się sekcje zwłok
- Z materiałów jakie otrzymaliśmy wynika, że chłopiec miał jedną ranę kłutą na szyi, a przyczyną jego śmierci były krwotok lub zator serca. Dziewczyna miała w obrębie szyi 10 ran kłuto-ciętych, a przyczyną jej śmierci był najprawdopodobniej krwotok. Biegły zlecił jeszcze szczegółowe badania - mówi prokurator Daniel Prokopowicz i dodaje: - Nie wykluczamy na razie żadnej z wersji wydarzeń.
Najprawdopodobniejsza wydaje się jednak wersja mówiąca o tak zwanym samobójstwie rozszerzonym.