Spotkania z zausznikami Putina. USA naciskają na Ukrainę, żeby ustąpiła w sprawie rokowań?

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Podczas wizyty w Kijowie 4 listopada Jake Sullivan rozmawiał z Andrijem Jermakiem, szefem Biura Prezydenta Ukrainy
Podczas wizyty w Kijowie 4 listopada Jake Sullivan rozmawiał z Andrijem Jermakiem, szefem Biura Prezydenta Ukrainy president.gov.ua
Pierwszy raz od wielu miesięcy Waszyngton wydaje się łagodzić stanowisko wobec Rosji. Stąd nieoficjalne naciski na Kijów, aby ten „odpuścił” i zmienił zdanie w sprawie ewentualnych rokowań z Władimirem Putinem. Dzieje się to w czasie, gdy Rosjanie są w odwrocie na froncie. Poskutkowały atomowe groźby? Czy może chodzi o krajowe problemy ekipy Joe Bidena?

- Rosja jest gotowa na rozmowy ze stroną ukraińską bez żadnych wstępnych warunków. Ale Kijów powinien wyrazić otwartość na rokowania – oznajmił wiceszef rosyjskiej dyplomacji Andriej Rudenko. Zaskoczenie? Wcale nie. Wszak w ostatnich dniach dużo o naciskach USA na Zełenskiego, żeby Ukraina złagodziła swoje stanowisko w tej sprawie (Kijów ogłosił, że nie ma mowy o rokowaniach, dopóki przywódcą Rosji jest Putin). Wszystko układa się w jedną całość. Nawet jeśli Amerykanie (w osobie Sullivana) nie dogadali się z Moskwą, że trzeba zacząć rozmawiać, to Rosja wykorzystała wszystkie ostatnie doniesienia – o tym, jakoby Biden skrzyczał Zełenskiego, o tym, jakoby Waszyngton naciskał na Kijów ws. rokowań – aby tylko zasiać ziarno niezgody między Ukrainą a USA.

W co grają Amerykanie?

- Nie naciskamy na Ukraińców, by podjęli negocjacje z Rosją – zapewnił w poniedziałek rzecznik Departamentu Stanu Ned Price. Odniósł się w ten sposób do doniesień "Washington Post", że administracja Joe Bidena nieoficjalnie zachęca Kijów, żeby zaczął sygnalizować otwarcie na negocjacje z Rosją. Z jednej strony Price mówi, że nie ma nacisków na Ukrainę, ale z drugiej podkreślił, że wojny nie da się rozstrzygnąć militarnie i tak czy owak negocjacje stron muszą nastąpić.

Strona amerykańska zapewnia, że to od Kijowa zależy kiedy i na jakich warunkach będzie chciał rozpocząć rozmowy. Rzeczniczka Białego Domu Karine Jean-Pierre podkreśliła, że USA kontynuują stosowanie się do podstawowej zasady „nic o Ukrainie bez Ukrainy”. Ale też dodała, że administracja Bidena „rezerwuje sobie prawo, by bezpośrednio rozmawiać z Rosją na wysokim szczeblu o problemach ważnych dla Stanów Zjednoczonych”. - To miało miejsce w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a nasze rozmowy skupiały się tylko na redukcji ryzyka w relacjach USA-Rosja – powiedziała, potwierdzając de facto doniesienia „Wall Street Journal” i „New York Times” o rozmowach doradcy prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Jake'a Sullivana z sekretarzem Rady Bezpieczeństwa FR Nikołajem Patruszewem i doradcą Putina ds. polityki zagranicznej Jurijem Uszakowem.

Jedna rzecz, to zrozumiałe dwustronne i konfidencjonalne kontakty USA z Rosją mające pozwolić uniknąć eskalacji napięcia między tymi krajami, nie tylko na Ukrainie. Druga jednak, to naciski Waszyngtonu na Kijów – a takie są, jeśli wierzyć medialnym przeciekom – żeby zrezygnował on z bardzo twardej postawy ws. rokowań z Rosją.

Presja na Zełenskiego

Doniesienia o presji USA na Kijów ws. rozmów z Rosją mają coś na rzeczy, bo kilka dni po nagłej wizycie Sullivana (4 listopada) w Kijowie, Zełenski poruszył ten temat, mówiąc, że konieczne jest nakłonienie Rosji do "prawdziwych rozmów pokojowych". Otoczenie Zełenskiego dawało wcześniej do zrozumienia, że Ukraina jest gotowa do rozmów z przywódcą Rosji, ale nie z Władimirem Putinem. Wydaje się, że teraz Amerykanom zależy na tym, by Kijów publicznie cofnął ten warunek.

Amerykańscy urzędnicy mówią anonimowo, że wierzą, iż Zełenski prawdopodobnie poparłby negocjacje i ostatecznie zaakceptowałby ustępstwa, tak jak sugerował to na początku wojny. Uważają, że Kijów stara się uzyskać jak najwięcej militarnych zdobyczy przed nadejściem zimy, kiedy to może pojawić się okno dla dyplomacji.

Oczywiście, w pierwszej fazie wojny miały miejsce dwustronne rozmowy, najpierw na Białorusi, potem w Turcji. Wtedy Zełenski gotów był nawet rozważyć status neutralności Ukrainy, co było i jest jednym z celów Kremla. Problem w tym, że dziś jest zupełnie inna sytuacja. Po zbrodniach w Buczy, Mariupolu czy Izumie, po eksterminacji ludności cywilnej (choćby ostatnie ataki z użyciem rakiet i dronów), po aneksji czterech obwodów Ukrainy, teraz z punktu widzenia Kremla będących częścią Rosji, trudno sobie wyobrazić powrót do rozmów dwustronnych. Zwłaszcza, że z Moskwy wciąż płyną głosy nawołujące do starcia Ukraińców i ich państwa z powierzchni ziemi.

Biden ma problem

Skąd pewna zmiana w polityce ekipy Bidena wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej i odejście od twardego stanowiska? Źródeł należy szukać chyba przede wszystkim w polityce wewnętrznej. W Stanach Zjednoczonych sondaże pokazują słabnące poparcie zwolenników Republikanów dla kontynuacji finansowania ukraińskiego wojska na obecnym poziomie, co sugeruje, że Biały Dom może napotkać opór po wtorkowych wyborach, jeśli będzie dążył do kontynuacji programu pomocy. Podczas piątkowej podróży do Kijowa Jake Sullivan powiedział, że Stany Zjednoczone popierają sprawiedliwy i trwały pokój dla Ukrainy i powiedział, że amerykańskie wsparcie będzie kontynuowane niezależnie od polityki wewnętrznej. Ale trudno w to wierzyć. Zwłaszcza, że niedawno nawet tzw. progresywni Demokraci zasiadający w Izbie Reprezentantów skierowali do Bidena pismo, w którym wzywają go do znalezienia dyplomatycznego rozwiązania konfliktu Rosji z Ukrainą.

Od początku tej kampanii wartość wsparcia USA dla Ukrainy przekroczyła 18 mld dolarów. Lider republikańskiej mniejszości w Izbie Reprezentantów, Kevin McCarthy ostrzegł 18 października, że nie będzie więcej „czeków in blanco” dla władz Ukrainy, jeśli GOP przejmie niższą izbę Kongresu w wyniku wyborów. Ale też ze strony Partii Republikańskiej więcej jest głosów świadczących o gotowości dalszej dużej pomocy Ukrainie. W każdym razie, dużo wskazuje na to, że po wtorkowych wyborach ekipa Bidena będzie musiała bardziej liczyć się ze zdaniem Republikanów.

„Pakt z diabłem”

Nie jest przypadkiem, że to Sullivan stał się właśnie główną postacią doniesień o kontaktach USA z Rosją i Ukrainą. Kilku amerykańskich urzędników powiedziało, że jest on znany w administracji jako osoba naciskająca na kontakty z Rosją, nawet jeśli inni czołowi decydenci uważają, że rozmowy w obecnej sytuacji dyplomatycznej i wojskowej nie byłyby owocne. Urzędnicy nie podali dokładnych dat i liczby rozmów Sullivana z Rosjanami, ani nie powiedzieli, czy były one produktywne. We wrześniu Sullivan powiedział, że Stany Zjednoczone komunikowały się publicznie i prywatnie ze stroną rosyjską na temat gróźb prezydenta Rosji Władimira Putina o użyciu broni jądrowej w wojnie przeciwko Ukrainie. Po wtorkowych wyborach poglądy takich ludzi, jak Sullivan, mogą być w administracji USA jeszcze bardziej popularne.

Póki co, stanowisko Kijowa się jednak nie zmienia. O czym świadczy choćby wpis doradcy prezydenta, Mychajły Podoljaka w dniu wizyty Sullivana w stolicy Ukrainy: „Jakiekolwiek koncesje na rzecz Putina dzisiaj to pakt z diabłem”.

Ukraińcy przypominają swoim zachodnim partnerom, czym skończyły się tzw. porozumienia mińskie (2015 rok). Nie przyniosły zakończenia konfliktu, a tylko dały Rosji czas na to by przygotować inwazję na pełną skalę. Kijów pyta się też, jak ma prowadzić rokowania z przeciwnikiem, który wciąż uważa, że nie ma miejsca na suwerenną, niezależną Ukrainę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl