Przez wiele miesięcy Michał Kamiński walczył o to, by przenieść ojca do innej placówki. Ale suwalski szpital nie zgadzał się. Pod koniec stycznia Jan Janusz Kamiński, ceniony suwalski laryngolog, zmarł. - Jestem przekonany, że gdyby leczenie było właściwie, żyłby do dziś - mówi syn.
Prokuratura wszczęła śledztwo, które ma to wyjaśnić.
Dr Kamiński, mimo 78 lat, wciąż leczył ludzi. Jak mówi syn, bardzo dobrze się trzymał. W styczniu 2016 r. doktor potknął się o krawężnik i przewrócił. Stracił przytomność. Trafił na oddział intensywnej terapii. W suwalskim szpitalu spędził niemal rok.
Stan pacjenta nie poprawiał się. Syn nabrał podejrzeń, że ojciec nie jest leczony prawidłowo.
- Sądzę, że na początku postawiono złą diagnozę - dodaje.
Dr Jan Janusz Kamiński nie żyje. Zmarł w szpitalu. Prokuratura zarządziła sekcję zwłok
Jego podejrzenia wzmogły się, gdy szpital zaproponował przeniesienie pacjenta do hospicjum, które nie kojarzy się przecież z terapią. Rodzina nie zgodziła się, więc placówka wystąpiła do sądu. Chciała, by doktora umieścić w hospicjum przymusowo. Do jego śmierci proces nie zakończył się.

- Symptomatyczna była też postawa szpitala w kwestii udostępnienia mi dokumentacji medycznej - dodaje syn. - Jakby się czegoś bali... .
Najpierw zażądano od niego kilku tysięcy zł za wykonanie kopii, potem zakwestionowano jego pełnomocnictwo. Rzecznik Praw Pacjenta w Warszawie nie miał wątpliwości, że szpital złamał w tym przypadku prawo. Jego opinia nadeszła kilka dni po śmierci doktora. Sprawa ma jednak swój ciąg dalszy, bo dwa tygodnie temu kolejne śledztwo wszczęła prokuratura.
Kamińskiemu nie udało się też przenieść ojca do innego szpitala, choć wystarał się o miejsce w Białymstoku.
- Pani ordynator z Suwałk zatelefonowała do Białegostoku i stwierdziła, że lekarze robią dla mego ojca wszystko, co możliwe, więc przenosiny nie mają sensu - wyjaśnia syn.
Co było przyczyną zgonu, na razie nie wiadomo.
- Dysponujemy dopiero wstępnymi wynikami sekcji zwłok - mówi Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy suwalskiej prokuratury. - Zastanawiamy się nad powołaniem biegłego.
Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia. Ostatnio wprawdzie nie odpowiedział na nasze pytania, ale wcześniej dyrektor placówki Adam Szałanda zapewniał, że w przypadku dr. Kamińskiego lekarze zrobili nawet więcej niż powinni.
- Ale na pogrzebie ojca żadnej oficjalnej delegacji ze szpitala, w którym tyle lat przepracował, nie było... - kwituje Michał Kamiński.