Na wizytę amerykańskiego profesora, już od niedzieli rano z niecierpliwością i ogromną nadzieją czekali rodzice małych i większych pacjentów z różnych stron Polski. Na gdańskim lotnisku profesor Peter Neligan wylądował około południa, zameldował się w hotelu i już ok. godz. 14, wraz z dr. Dariuszem Wyrzykowskim, chirurgiem dziecięcym specjalizującym się m. in. w leczeniu naczyniaków, w tym malformacji naczyniowych, zaczął konsultować swoich stałych pacjentów oraz kwalifikować do operacji nowych.
To nietypowi pacjenci. Bardzo poszkodowani przez los.
Z powodu różnych chorób, wrodzonych wad i urazów a także zabiegów chirurgicznych, doszło u nich do uszkodzenia nerwów twarzowych. Z tego powodu dziecięce twarze są jak maski, nie są w stanie wyrazić żadnych emocji - gniewu, złości, rozpaczy, radości czy strachu. Jest szansa, że po operacjach przeprowadzonych przez wybitnego amerykańskiego chirurga prof. Petera Neligana, ludzie z którym stykają się z nimi na co dzień, zaczną rozumieć co te dzieci naprawdę czują.
Jeszcze dwa lata temu buzia 10-letniego Tomka z Malborka (dziś już mieszkańca Rumi) była jak maska - pozbawiona jakiejkolwiek ekspresji. Z powodu rzadkiej choroby zwanej zespołem Moebiusa, która paraliżuje nerwy odpowiedzialne za mimikę po obu stronach twarzy, chłopczyk nie mógł się uśmiechać, mrużyć oczu, poruszać gałkami ocznymi na boki, marszczyć brwi. U innej małej pacjentki porażenie nerwu twarzowego było konsekwencją przebytej we wczesnym dzieciństwie operacji. Dziewczynka przyszła na świat z bardzo rozległą zmianą w okolicy twarzy, tzw. malformacją limfatyczną. Trzeba ją było usunąć jeszcze gdy była noworodkiem. Porażenia nerwu twarzowego podczas kilku w sumie zabiegów nie udało się uniknąć.
- Tomek przeszedł już kilka operacji, w 2016 roku jednej połowy twarzy, następnie - dwa lata temu - drugiej - tłumaczy dr Wyrzykowski. Efekt pierwszego zabiegu jest bardzo dobry, przeszczepiony mięsień kurczy się i dzięki temu udało się odtworzyć ruch kącika ust. Jest to może imitacja prawdziwego uśmiechu, ale dzisiejsza medycyna nie jest w stanie więcej zrobić ponieważ funkcja mimiczna jest bardzo złożona. Po drugiej operacji twarz chłopca stała się bardziej symetryczna, nabrała życia, ale funkcji uśmiechu nie udało się przywrócić, choć w obu przypadkach profesor zastosował tę samą metodą. Rok temu profesor wykonał Tomkowi plastykę z mięśnia skroniowego.
To wręcz koronkowa robota
W niedzielę Tomek przyjechał z mamą na kolejną kontrolę do prof. Neligana. Być może we wtorek chłopczyk będzie miał wykonaną jeszcze korekcję kącika ust za pomocą płata z mięśnia skroniowego. Również w poniedziałek rano prof. Neligan konsultował kolejnych pacjentów. Około godz. 10 rozpoczęły się operacje.
- Podczas operacji przeprowadzanych przez prof. Neligana nie tyle odtwarza się sam nerw twarzowy, co przenosi wolny segment tzw. mięśnia smukłego pobranego z uda w celu odtworzenia mimiki twarzy, a dokładnie funkcji uśmiechu - tłumaczy dr Wyrzykowski. Mięsień musi jednak zostać połączony z innym nerwem na twarzy (z gałęzią tzw. żwacza, który powoduje, że zaciskamy zęby) po to by się kurczył i robił to, co nerw twarzowy. By mógł żyć, musi być również ukrwiony, pobiera się go więc razem z naczyniami krwionośnymi. Naczynia z przeszczepianego mięśnia trzeba połączyć z naczyniami krwionośnymi twarzy. To niezwykle skomplikowana operacja mikrochirurgiczna. Od chirurga wymagają niezwykłych umiejętności - precyzji i cierpliwości , bo to wręcz koronkowa robota. - Przywrócenie mimiki twarzy ma dla dziecka kolosalne znaczenie z psychologicznego punktu widzenia - dodaje dr Wyrzykowski.
Dzieci z tego typu objawami traktowane są często przez otoczenie jako niepełnosprawne intelektualnie, a to przecież nieprawda.
Prosto z Gdańska prof. Neligan poleci do Wrocławia na Kongres Polskiego Towarzystwa Chirurgów Dziecięcych. gdzie za swoje zasługi dla małych pacjentów otrzyma tytuł Honorowego Członka PTCHD.
Przegląd najważniejszych wydarzeń ostatnich dni:
POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:
