W pułapkę zastawioną przez policjantów z Centralnego Biura Śledczego wpadł 34-letni biznesmen z Tarnowa. Szukał bandyty, który za pieniądze przestrzeli kolana konkurentowi z branży. Zamiast gangstera na spotkanie w Centrum Handlowym Zakopianka w Krakowie przyszedł tzw. przykrywkowiec, czyli tajny agent z elitarnego wydziału CBŚ. Biznesmen wpadł w zasadzkę, teraz usłyszał prawomocny wyrok.
Mariusz M. od 2001 r. w Tarnowie rozkręcił firmę zajmującą się usługami spawalniczymi. Ściśle współpracował z Markiem Z., który miał dobre kontakty handlowe za granicą, głównie w Niemczech. Z czasem drogi panów się rozeszły, poszło o rozliczenia finansowe.
Eliminacja na 3 lata
34-latek dalej rozwijał działalność w branży, zatrudniał 300 osób, ale w 2010 r. nabrał przekonania, że Marek Z. jest stałym źródłem jego kłopotów finansowych, że utrudnia mu zdobywanie nowych klientów. Wtedy postanowił wyeliminować konkurenta i wieloletniego współpracownika.
Mariusz M. przez jednego ze swoich pracowników dotarł do mężczyzny o kryminalnej przeszłości, który zgodził się okaleczyć Marka Z.
Biznesmen nie wiedział jednask, że za jego plecami pośrednik i kryminalista uzgodnili, że pieniądze od Mariusza M. wezmą, ale zlecenia nie wykonają. Spotkania w sprawie dokonania przestępstwa odbywały się w w Krakowie, Warszawie i na terenie Niemiec.
- Marek Z. ma być unieruchomiony na jakieś 3 lata. Najlepiej jak będzie miał przestrzelone kolana, bo taka rana się długo goi - domagał się biznesmen.
Kryminalista chciał 50 tys. euro zapłaty, zleceniodawca utargował, że zapłaci mniej, bo 35 tys. euro. Wręczył recydywiście w dwóch transzach 20 tys. euro (to ponad 80 tys. zł) zaliczki. Dodał zdjęcie Marka Z., jego domu i auta. Sugerował, by zlecenie wykonano gdzieś na terenie Niemiec.
Szantażowany... bandyta
Jednak kryminalista zlecenia nie zrealizował, gotówki nie oddał. Biznesmen starał się telefonicznie dyscyplinować recydywistę i zaczął mu nawet grozić, tak jak i swojemu pracownikowi, pośrednikowi w tej sprawie. Mówił im, że ma nagrania z ich wspólnych spotkań. W odpowiedzi obaj mężczyźni powiedzieli mu, że "nie wie, z kim zaczyna. Zrobią mu wjazd do domu i wtedy zobaczy".
34-latek zaczął więc szukać kolejnego chętnego do dokonania przestępstwa.
Niespodziewana pomoc
Niespodziewanie po kilku tygodniach odezwał się do niego telefonicznie anonimowy mężczyzna i zaoferował pomoc.
Mariusz M. spotkał się z nim w podkrakowskim Szarowie. W lokalu Azalia przekazał mu 3 tys. zł zaliczki, zdjęcia ofiary, jego numery telefonu, adresy. Mówił, że robi to, bo "współpracuje z nielojalnym człowiekiem, który podbiera mu klientów w branży". Dlatego chciał, by to nowy wykonawca przestrzelił kolana Markowi Z., tak by ten nie wychodził z domu.
- I masz mu zabrać laptopa, bo tam ma dane, które mnie interesują - domagał się biznesmen. Doradzał, że ofiarę można zwabić, bo przy okazji handluje perfumami, i zawsze ma przy sobie trochę gotówki. Można ją wziąć po dokonaniu zlecenia, zasugeruje policji rabunkowe tło napaści - przekonywał zleceniodawca.
Tajemniczy nieznajomy zgodził się wykonać zlecenie za 30 tys. zł, wziął oferowane trzy tysiące złotych zaliczki. Podczas kolejnego spotkania 4 listopada 2010 r. 34-latek został ujęty. Wpadł w pułapkę policji w Centrum Handlowym Zakopianka w Krakowie.
Okazało się, że jego "zlecenie" przyjął tzw. przykrywkowiec, agent CBŚ o numerze PO-00-48/10, a cała akcja jest tajną operacją policji. Mariusz M. częściowo przyznał się do winy. - Działałem w stresie z powodu sytuacji, w jakiej znalazła się moja firma - tłumaczył się na rozprawie.
Sąd jednak dał wiarę policjantowi, który na procesie miał status świadka incognito.
Mariusz M. został skazany na karę trzech lat i trzech miesięcy więzienia. Sąd Apelacyjny w Krakowie zmniejszył mu wyrok do półtora roku więzienia. Sprawa otarła się nawet o Sąd Najwyższy, ale ten uznał kasację oskarżonego za bezzasadną.
Biznesmen ma więc do odsiadki rok i 6 miesięcy.
"Przykrywkowcy" od operacji specjalnych
W połowie lat 90. powstał w policji elitarny wydział policji do spraw operacji specjalnych. Pracowali w nim tzw. przykrywkowcy. W 1996 r. przeniesiono ich do Wydziału V w Biurze PZ przy Komendzie Głównej Policji. Gdy w 2000 r. powstało Centralne Biuro Śledcze, "przykrywkowcy" działali dalej w Wydziale IV, tzw. Zarządzie Operacji Specjalnych (ZOS). "Przykrywkowcy" mają fałszywy PESEL, NIP, dokumenty. Udają handlarzy bronią, narkotykowych hurtowników i paserów. Wnikają w struktury mafii. Czasem podają się za obcokrajowców. Oprócz gen. Adama Rapackiego jednym z twórców "przykrywkowców" był Tomasz W., funkcjonariusz z Krakowa. By stworzyć nową strukturę, jeździł do Anglii, Niemiec i USA. Od podstaw stworzyli tajny wydział do zadań specjalnych. Wyszkolili ponad 500 osób (w tym ok. 10 proc. kobiet). Rocznie tajny wydział robi 150 operacji specjalnych.