Spis treści
- Kradzieże, groźby karalne, wymachiwanie nożem, strzelanie w okna. Strach wyjść po zmroku
- Włamywacz dał się złapać. Mieszkańcy oddali go w ręce policji
- Od czasu zatrzymania jest tylko gorzej – świecenie laserami, ostrzelane szyby. "Strach wyjść po zmroku"
- Mieszkańcy wyręczyli śledczych. Znają wszystkie dane mężczyzny
- Policja odpowiada. "Funkcjonariusze stale prowadzą weryfikację"
Kradzieże, groźby karalne, wymachiwanie nożem, strzelanie w okna. Strach wyjść po zmroku
Pierwsze sygnały o tym, że na nowym osiedlu przy ul. Madalińskiego na Przedmieściu Oławskim dzieją się niepokojące rzeczy, pojawiły się w czerwcu.
– Ktoś okradł samochód naszego sąsiada. Ukradł narzędzia hydrauliczne na 13-14 tysięcy złotych. Zaczęliśmy wtedy węszyć, zamontowaliśmy prywatnie kamery na miejscach postojowych. Naszą uwagę zwrócił mężczyzna, który pojawiał się w podziemnym parkingu, ewidentnie czegoś szukając – mówią nam mieszkańcy z ul. Madalińskiego.
W wyniku kilku nagrań z monitoringu okazało się, że po osiedlu niemal codziennie przechadza się mężczyzna w średnim wieku. Mieszkańcy zaczęli śledzić jego poczynania. Na komunikatorach internetowych wymieniali się informacjami.

Ów mężczyzna z czasem był coraz bardziej bezczelny i wyrachowany. Nie zaglądał już tylko do garażu podziemnego, za cel obierał komórki lokatorskie i mieszkania. Włamywał się do klatek schodowych, niszczył osiedlowy monitoring (straty wycenia się na około 10 tys. złotych - przyp.red.), chwytał za klamki.
– Ten człowiek zna nasze osiedle jak własną kieszeń. Wchodzi do budynków jak do siebie, nęka nas, grozi. Zgłaszaliśmy to już dziesiątki razy, a policja za każdym razem twierdzi, że nie ma podstaw do zatrzymania. Patrolujący mundurowi przyjeżdżają, rozglądają się i odjeżdżają. Tłumaczą takie działania tym, że nie są w stanie ująć sprawcy, bo nikogo już na miejscu nie zastali. Gdy dzwonimy, słyszymy, że zajmujemy linię i że "nie ma zagrożenia", bo facet nikogo jeszcze nie zaatakował. Zaczęliśmy być traktowani jak intruzi, którzy niepotrzebnie zawracają głowę. A przecież codziennie coś się dzieje — zniszczone drzwi, dziury w ścianach, ślady po nożach... – wyliczają nam mieszkańcy osiedla ATAL City Square.

Włamywacz dał się złapać. Mieszkańcy oddali go w ręce policji
W końcu sąsiedzi nie wytrzymali i dokonali obywatelskiego zatrzymania, przyłapując włamywacza na gorącym uczynku.
– Kilka osób obezwładniło go na klatce schodowej. Miał przy sobie dwa noże, kastet i pistolet gazowy. Przed szarpaniną celował nim prosto w jednego z sąsiadów. Trzech dorosłych mężczyzn ledwo go utrzymało — był agresywny, miał mnóstwo siły, więc prawdopodobnie był naćpany. Policja przyjechała po godzinie, a potem usłyszeliśmy, że to tylko "przedmiot przypominający broń", więc nic mu nie grozi – relacjonują nam zdarzenie mieszkańcy.

Interwencja miała miejsce 15 października po godz. 20. Włamywacz nie siedział nawet 24 godzin w areszcie – następnego dnia znów chodził po osiedlu.
– Myśleliśmy, że policja potraktuje to poważnie. Na komisariacie Rakowiec usłyszeliśmy jednak, że większym przestępstwem jest upublicznianie jego wizerunku, bo ktoś porozwieszał po całym osiedlu plakaty z ostrzeżeniem przed tym gościem. Widoczna jest na nim jego twarz. I to jest rzekomo gorsze przewinienie od grożenia nożem i pistoletem gazowym. Jak sami policjanci stwierdzili, "przecież nie wymachiwał nimi przed twarzą", więc nie ma w ogóle sprawy – opisują mieszkańcy.

Od czasu zatrzymania jest tylko gorzej – świecenie laserami, ostrzelane szyby. "Strach wyjść po zmroku"
Mieszkańcy mówią nam, że po interwencji jest tylko gorzej. Agresywny mężczyzna nie dość, że grozi mieszkańcom nożem, to wieczorami świeci laserem w okna ich mieszkań.
– Chodzi z butelką piwa, zagląda w okna i świeci laserem do mieszkań. W jednym z okien są widoczne ślady po kulach. Sądzimy, że to efekt użycia tego pistoletu, który jest przecież „tylko” ‘przedmiotem przypominającym broń’. Wszyscy się boją, zwłaszcza po zmroku – nikt już nie wychodzi. Mieszkańcy z psami chodzą parami, a w pojedynkę na osiedlu poruszają się tylko dostawcy z jedzeniem – mówią nam mieszkańcy.

Zgłoszenia na policję więc nie ustają. Niestety dla służb, dochodzi do absurdalnych sytuacji. Pewnego wieczoru na miejsce przyjechało kilka patroli policyjnych.
– To, co się tu działo, to komedia. Policjanci wołali go po imieniu, jakby był ich znajomym. "Robert, wyjdź!" – krzyczeli przy krzakach – dodają.
Nikogo nie ujęli.
Mieszkańcy wyręczyli śledczych. Znają wszystkie dane mężczyzny
Nasi rozmówcy podkreślają, że w wolnych chwilach sami zaczęli interesować się osobą włamywacza. Doszli do tego, jak się nazywa, znaleźli jego profil w mediach społecznościowych,ustalili nawet tożsamość i miejsce pracy jego małżonki.
– Wiemy, że pracował kiedyś przy budowie tego osiedla. Zapewne dlatego z łatwością wchodzi do każdej klatki schodowej i każdego garażu podziemnego, bo dorobił sobie klucze. Niedawno szukał pracy jako hydraulik. Podejrzewamy, że do jej wykonywania brakowało mu narzędzi hydraulicznych, które ukradł latem. Wiemy o nim wszystko, w każdej chwili możemy dostarczyć tę wiedzę policji, a mimo to, funkcjonariusze nadal mają problem ze schwytaniem go. Co jeszcze musi się stać, żeby coś zrobili? – pytają retorycznie mieszkańcy.

Policja odpowiada. "Funkcjonariusze stale prowadzą weryfikację"
Na przesłane 29 listopada przez Gazetę Wrocławską pytania, funkcjonariusze z Komisariatu Policji Wrocław Rakowiec poinformowali, że zatrzymali 2 grudnia w godzinach wieczornych mężczyznę podejrzanego o zniszczenie kamer monitoringu.
– Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w tej sprawie złożyła 29 listopada br. jedna ze spółdzielni. Pokrzywdzony złożył także wniosek o ściganie sprawcy tego czynu. 42-latek usłyszał do tej pory zarzut zniszczenia mienia w postaci kamer monitoringu. Za tego typu przestępstwo grozi kara pozbawienia wolności do 5 lat – mówi nam komisarz Wojciech Jabłoński, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji.
Podaje również, że na ten moment nie mają żadnych zgłoszeń, by zatrzymany mężczyzna mógł popełniać jakiekolwiek inne przestępstwa.
– Ale funkcjonariusze stale prowadzą weryfikację i analizę podobnych czynów karalnych. Nadmieniam, że wcześniejsze informacje, jakie zgłaszali mieszkańcy w tym obszarze były przez policjantów weryfikowane i sprawdzane oraz wykorzystywane do celów wykrywczych. Za każdym razem, kiedy policjanci dojeżdżali we wskazany rejon i najbliższą okolicę, to opisywany mężczyzna nie był już tam obecny – dodaje kom. Jabłoński.
Skontaktowaliśmy się jeszcze raz z mieszkańcami przy ul. Madalińskiego. W środę (4 grudnia) 42-latek był już widziany w południe w sklepie Żabka przy Madalińskiego 3A i Pułaskiego 48.
