Badania krwi ofiar wypadków górniczych to standard. Dlatego też i tym razem, w trakcie sekcji zwłok pobrano materiał do badań. - Podczas sekcji zwłok ofiar katastrofy w kopalni Rudna, 29 listopada 2016 roku, pobrano krew do badań na zawartość alkoholu i narkotyków. Uzyskano już wyniki badań w tym zakresie. U dwóch ofiar stwierdzono alkohol o stężeniu 0,2, 0,4 i 0,6 promila alkoholu we krwi u trzeciej ofiary - powiedziała nam Lidia Tkaczyszyn, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Takie wyniki, na tym etapie śledztwa, nie stanowią jednak o tym, że zmarli w momencie śmierci byli pod wpływem alkoholu. - Prokurator planuje powołanie instytutu naukowego, który ustali, czy nie był to alkohol endogenny - dodaje Lidia Tkaczyszyn. - W tym przypadku trzeba wziąć pod uwagę warunki panujące w kopalni, czyli wysoką temperaturę i wilgotność, a także czas od momentu zgonu do wyciągnięcia ciał ofiar na powierzchnię.
Alkohol endogenny, zgodnie z definicją, jest to alkohol etylowy powstający w wyniku fermentacji alkoholowej m.in. glukozy znajdującej się w zwłokach pod wpływem enzymów bakterii gnilnych. Jednak przy fizjologicznym stężeniu glukozy w momencie śmierci stężenie alkoholu endogennego we krwi nie przekracza zazwyczaj 0,5 promila.
Metamfetamina pod ziemią?
Jednak alkohol to niejedyny problem. U jednego z tych trzech górników wykryto we krwi twardy narkotyk. - U jednej ofiary stwierdzono obecność metamfetaminy - powiedziała nam rzecznik legnickiej prokuratury. - W tym zakresie także dodatkowo będzie wypowiadał się biegły z zakresu medycyny sądowej. Bez tej kompleksowej opinii nie możemy jednoznacznie stwierdzić, iż osoba ta, w momencie zdarzenia, była pod wpływem środków odurzających.
Lidia Tkaczyszyn przyznaje, że w związku z takimi wynikami badań zmarłych górników przesłuchano już wiele osób. Żaden ze świadków nie potwierdził, że w trakcie pracy pili alkohol bądź zażywali narkotyki. Przedstawiciele miedziowego holdingu nie chcą komentować tej sprawy.
- KGHM nie zna wyników zakończonego śledztwa i obowiązuje nas w tym zakresie tajemnica - powiedziała nam Jolanta Piątek, rzecznik prasowy Polskiej Miedzi. - My czekamy na zakończenie śledztwa i jego ostateczne wyniki, ponieważ obecność jakakolwiek, nawet śladowa, alkoholu czy narkotyków we krwi wcale nie świadczy o tym, że alkohol został spożyty, a narkotyki #zażyte.
Jolanta Piątek zapowiedziała również, że KGHM będzie się wstrzymywał z komentowaniem tej sprawy do zakończenia śledztwa.
- Przypominam tylko, że tych osób nie zabił ani alkohol, ani narkotyki. Ci ludzi zginęli w zupełnie inny sposób - dodaje.
To nie są nowe problemy pod ziemią
Problem picia alkoholu w trakcie pracy, również w kopalni nie pojawił się w ostatnich miesiącach. Od lat dochodziło również do zwolnień z tego powodu. Rocznie w zakładach pracy należących do KGHM zatrudnienie w ten sposób traci zaledwie kilka osób. Zdarzają się też przypadki, gdzie górnicy złapani na piciu dostają drugą szansę.
- Kopalnie, huty i wszystkie inne przedsiębiorstwa znajdujące się w obrębie grupy kapitałowej, nie różnią się od innych przedsiębiorstw w kraju. Spotykamy pijanych lekarzy, sędziów i prokuratorów. Z całą pewnością spotykamy również pijanych górników i hutników. Za to istnieje jedna kara i jest to dyscyplinarne zwolnienie - dodaje Piątek. - Niemniej jednak pracodawca ma dość utrudnione zadanie przy ściganiu tych przewinień, ponieważ pracownik musi się zgodzić na badanie.
W niektórych kopalniach kontrole trzeźwości przeprowadzane są na wyrywki, w innych zamontowano alkomaty. Problem jest jednak ze zbadaniem, czy pracownicy zażywali narkotyki. - Narkotesty nie nadążają za inwencją tych, którzy produkują narkotyki - dodaje rzecznik KGHM.
Niedawno Rada Bezpieczeństwa Pracy przy KGHM przyjęła propozycję, by każdy pracownik podpisał zgodę na badanie alkomatem. - Być może to ułatwi śledzenie tego procederu - mówi Jolanta Piątek.
Dbajcie o swoje rodziny!
Jeżeli górnik będzie pod wpływem alkoholu czy narkotyków i zginie, jego rodzina może nie otrzymać odszkodowania. W przypadku tragedii w ZG Rudna żadna rodzina nie została pozostawiona bez pomocy. Jednak związkowcy apelują do pracowników zjeżdżających pod ziemię. - To tragedia, która dotyka rodzinę. To nie dotknie już zmarłego - mówi Józef Czyczerski, szef górniczej Solidarności w KGHM. - Nam wszystkim powinno zależeć na tym, żeby praca była bezpieczna. Ludzie! Pamiętajcie, nie róbcie krzywdy swoim rodzinom. To wy odpowiadacie za swoje żony i dzieci. Jeżeli macie problem, przyjdźcie do nas, pomożemy wam!
Sprawie przyjrzeć ma się również Wyższy Urząd Górniczy. - Będziemy musieli na to zwrócić uwagę - powiedział nam prezes WUG Adam Mirek, który przyjechał do KGHM przy okazji seminarium na temat bezpieczeństwa w miejscu pracy.