Do 10 lat więzienia grozi 26-letniemu mieszkańcowi Radomska, który ze szczególnym okrucieństwem znęcał się w Łodzi nad 11-miesięczną córką swojej partnerki. Dziewczynka z połamaną ręką trafiła do szpitala.
W poniedziałek, 7 marca przed południem, dyspozytor pogotowia ratunekowego odebrał telefon od 23-letniej matki dziewczynki. Kobieta powiedziała, że siedzi w samochodzie z malutką Kasią (imię w transkrypcji z rumuńskiego). Dziewczynce leciała krew z nosa. Kobieta prosiła o wskazanie szpitala, do którego może pojechać z córką po pomoc. Stanowczo odmawiała przyjazdu karetki.
Dziecko zostało zbadane w szpitalu Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki przez laryngologa i wypisane do domu. Lekarz nie zauważył obrażeń, które mogłyby świadczyć o znęcaniu się nad dzieckiem. Wiadomo tylko, że wcześniej (22 lutego) lekarze ze szpitala zajmowali się złamaniem nóżki u maleńkiej Kasi. Poprosiliśmy szpital o odniesienie się do tematu. Jak to możliwe, że laryngolog nie widział w trakcie badania siniaków, blizn poparzeniowych, czy naderwanych uszek? - Lekarz nie wypuściłby dziecka ze szpitala, gdyby podejrzewał choćby że zagraża mu jakieś niebezpieczeństwo - mówi Beata Aszkielaniec, rzecznik ICZMP.
Czytaj też:Pobite dziecko w Pabianicach? Miesięczny Wiktorek trafił do szpitala
Matka z Kasią wróciła do domu. O godzinie 13.42 ponownie zadzwoniła po pomoc. Tym razem mówiła, że dziecko po powrocie z badania u laryngologa dodatkowo nie może ruszać rączką i strasznie płacze.
Na ulicę Bankową wysłani zostali ratownicy pogotowia. Podczas badania dziecka ratownicy zauważyli, że dziewczynka ma złamaną rękę oraz liczne zasinienia i ślady po oparzeniach.
Czytaj:Matka katowała 8-letniego Oskara. Dusiła synka smyczą, biła i rzucała nim o podłogę
Na miejsce przyjechali policjanci. - Na miejscu obecna była matka dziewczynki. 23-latka była trzeźwa. Nie potrafiła jednak spójnie wyjaśnić okoliczności, w jakich doszło do tych obrażeń - mówi asp. sztab. Radosław Gwis z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Dziewczynka została przewieziona do szpitala, gdzie poddano ją specjalistycznym badaniom. Wyniki były przerażające. Lewa rączka dziewczynki była złamana w trzech miejscach. Dodatkowo 11-miesięczne niemowlę miało liczne siniaki i blizny pooparzeniowe. Wyniki badań ewidentnie wskazywały na znęcanie się nad dzieckiem. Ciężko było zakładać, że dziewczynka mogła sama sobie wyrządzić taką krzywdę. Sprawą zajęli się policjanci z Wydziału Kryminalnego KMP w Łodzi.
- Na ciele dziewczynki w różnych miejscach ujawniono liczne ślady, świadczące o tym, że dziecko mogło być bite. Były to między innymi zasinienia, naderwane uszy oraz ślady po oparzeniach - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratora Okręgowego w Łodzi.
Czytaj też:7 lat znęcał się nad dzieckiem
Kobieta początkowo złożyła zeznania, które dawały swoiste alibi jej partnerowi. Z jej relacji wynikało, że partner jadąc z jej córką miał wypadek samochodowy. W jego trakcie miały powstać te obrażenia. Matka dziewczynki nie była jednak w stanie określić ani czasu ani miejsca wypadku. Powiedziała tylko, że nie było potrzeby wzywania policji i pogotowia.
Ślady poparzeń matka próbowała tłumaczyć przypadkowym oparzeniem się Kasi o rozgrzane żelazko. Opinie biegłych są jednak druzgoczące: dziecko było przypalane zapalniczką i papierosami. Na ciele maleństwa są też ślady po pogryzieniach i biciu. Dziecko ma obrażenia praktycznie na całym ciele, także na główce. Dziewczynka została wypisana już ze szpitala. Na razie decyzją prokuratury została umieszczona w domu dziecka.
23-latka ma jeszcze dwie córki w wieku 4 i 5 lat, które wychowywała samotnie. Ojciec dzieci nie miał z nimi kontaktu, gdyż na stałe przebywa za granicą. Kobieta zaś od kilku miesięcy związana była z 26-letnim mieszkańcem Radomska. Mężczyzna miał kontakt z dziećmi i mógł znęcać się nad najmłodszą dziewczynką.
Mężczyzna został zatrzymany we wtorek. Policjanci zebrali materiał dowodowy, który prokuraturze pozwolił na przedstawienie mężczyźnie zarzutów.
- Mężczyzna usłyszał zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem oraz uszkodzenia ciała - mówi Krzysztof Kopania. Grozi mu za to do 10 lat więzienia. Sąd z pewnością uwzględni też fakt, że podejrzany był wcześniej wielokrotnie notowany za konflikty z prawem.
W piątek sąd aresztował go na trzy miesiące.
Zobacz filmowy skrót najważniejszych wydarzeń minionego tygodnia - 14 marca - 20 marca 2016 roku