Trzeci mandat europosła Elżbiety Łukacijewskiej. Bez wsparcia i pomocy partii

Anna Janik
Wygranie z jedynki to raczej norma, wygranie z ostatniego miejsca to jak wygranie meczu, którego nikt nie obstawia - napisała Elżbieta Łukacijewska.
Wygranie z jedynki to raczej norma, wygranie z ostatniego miejsca to jak wygranie meczu, którego nikt nie obstawia - napisała Elżbieta Łukacijewska. Krzysztof Kapica
Elżbieta Łukacijewska startowała z odległego 10. miejsca na liście Koalicji Europejskiej, a mimo to liczbą głosów przebiła podkarpacką jedynkę i po raz trzeci zdobyła mandat europosła.

O Elżbiecie Łukacijewskiej reprezentującej obóz Koalicji Europejskiej śmiało można już powiedzieć, że to polityczny fenomen. Bo choć w tych wyborach do europarlamentu partia wyraźnie na nią nie stawiała, proponując jej najpierw 7, a po protestach samej europosłanki 10 miejsce, potrafiła skutecznie przekonać do siebie wyborców.

Z ostatniego miejsca przebiła podkarpacką jedynkę

Elżbieta Łukacijewska zdobyła ponad 40 tys. głosów, wyprzedzając podkarpacką jedynkę, czyli Czesława Siekierskiego, pochodzącego z woj. świętokrzyskiego doświadczonego europosła wywodzącego się z PSL. Podobnego przypadku w Polsce dotąd nie było, co w swoim poście na Facebooku podkreśliła sama europoslanka.

Wygranie z jedynki to raczej norma, wygranie z ostatniego miejsca to jak wygranie meczu, którego nikt nie obstawia

- napisała.

Co więcej tak spektakularna wygrana nie była pierwszą, jaką pochodząca z Cisnej Łukacijewska ma na swoim koncie. Już raz zdarzyło jej się pokonać faworyzowanego przez partię rywala. Podczas swoich pierwszych wyborów do PE w 2009 r., kiedy startowała z drugiego miejsca na liście, zgarnęła przepustkę do Brukseli sprzed nosa Mariana Krzaklewskiego, ówczesnej „jedynki” na liście.

- Krzaklewski był wtedy polityczną tuzą, człowiekiem znanym w całym kraju. A obok niego na liście byłam ja, dziewczyna z Bieszczad, mieszkanki malutkiej gminy - uśmiecha się Elżbieta Łukacijewska. - Ale kiedy przypomnę sobie tamten czas to zdecydowanie 3/4 Platformy pracowało na mnie, na to, żeby nam wszystkim się udało. Teraz niestety nie byliśmy jedną drużyną - mówi.

O tym, że partia ewidentnie nie wspierała Łukacijewskiej w kampanii wiadomo było nie od dziś. Poszczególni kandydaci prowadzili osobne działania, prześcigając się w szukaniu poparcia u partyjnych kolegów ze znanymi nazwiskami i twarzami. Nawet w ostatnim dniu kampanii odwiedzający Podkarpacie Grzegorz Schetyna zrobił sobie zdjęcia na wałach przeciwpowodziowych z posłanką Joanną Frydrych, która też kandydowała do PE.

Tymczasem Elżbieta Łukacijewska, jak sama przyznaje, pokonała ponad 7 tys. km, jeżdżąc sama na spotkania z wyborcami, organizowane w każdym powiecie Podkarpacia. Nie wszyscy politycy KE decydowali się na takie bezpośrednie, skutkujące często nieprzyjemnymi uwagami konfrontacje z wyborcami w regionie, nazywanym matecznikiem PiS-u. Nikogo z obserwatorów nie dziwiło więc to, że Łukacijewska na wyniki wyborów nie czekała w sztabie KE w Rzeszowie, ale u siebie w domu z rodziną i współpracownikami.

Elżbieta Łukacijewska na rzeszowskich Rynku przed wyborami do europarlamentu.
Elżbieta Łukacijewska na rzeszowskich Rynku przed wyborami do europarlamentu. Krzysztof Kapica

Elżbieta Łukacijewska: mam nadzieję, że partia wyciągnie wnioski

Pytana o smak zwycięstwa właśnie w obliczu tych okoliczności, Łukacijewska nie kryje, że satysfakcję ma nie tylko ona, ale i cały jej zespół.

- My i wszyscy ludzie, którzy od początku nie zgadzali się z taką decyzją partii i którzy sami komunikowali, że dla nich jako wyborców jest niezrozumiała - mówiła nam wczoraj na gorąco nowa-stara europosłanka.

- Mam nadzieję, że partia wyciągnie z tej sytuacji wnioski, bo przed nami kolejna kampania wyborcza. Ona musi być prowadzona inaczej, musi dotyczyć całej listy, a nie wybranych osób, bo wyborcy nie lubią, kiedy próbuje się promować rodzynki. A jeśli chodzi o nasz elektorat na Podkarpaciu, po raz kolejny okazuje się, że wyborcy nie lubią kandydatów spoza regionu

- dodaje.

W podobnym tonie wypowiada się dr Krzysztof Malicki, socjolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego.

- Dziwnie jest powtarzać te same błędy, a Koalicja Europejska właśnie to zrobiła - komentuje krótko. - Można było zaryzykować raz, tak jak wtedy z Marianem Krzaklewskim, ale robić to drugi raz? Zwłaszcza, że Podkarpacie miało swoją rozpoznawalną już europosłankę - dziwi się.

Sama Łukacijewska także przyznaje, że mogłaby zdobyć jeszcze więcej głosów, gdyby była na pierwszym lub drugim miejscu. Pytana o to, które sprawy nadal będą bliskie jej sercu w Brukseli bez zastanowienia odpowiada, że transport. Zapowiada także swoją aktywność w komisji zdrowia i ochrony środowiska.

Za nami wybory do Parlamentu Europejskiego 2019. Sprawdźcie, jak głosowały największe miasta na Podkarpaciu.

Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego 2019. Tak głosowa...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Trzeci mandat europosła Elżbiety Łukacijewskiej. Bez wsparcia i pomocy partii - Nowiny

Wróć na i.pl Portal i.pl