Koszmarną podróż Uberem przeżył w weekend we Wrocławiu mieszkaniec Gliwic. Po rajdzie z zawrotną prędkością musiał obezwładnić kierowcę. Pędzące auto odbijało się od innych samochodów, a kierowca nie zwracał uwagi na żadne znaki. Okazało się, że prowadzący auto Ukrainiec miał ponad 2 promile alkoholu i w tym stanie woził ludzi w nocy z soboty na niedzielę po Wrocławiu. Przez miasto pędził ponad 100 km/h.
- Gdy zwolnił, lekko go przydusiłem, wykręciłem rękę, złapałem kierownicę i samochód zatrzymał się. Wyszedłem z auta, wyciągnąłem go zza kierownicy – opowiadał nam Marek Durdyn - bohater, który być może uratował nie tylko swoje życie, ale także innych uczestników ruchu.
- Kierowca zauważył policję, która kontrolowała inny pojazd i chciał skręcić w lewo. Gdy zwolnił, to lekko go przydusiłem, wykręciłem rękę, złapałem kierownicę, wyjechaliśmy na wysepkę i samochód zatrzymał się na sygnalizacji świetlnej. Wyszedłem z auta, wyciągnąłem go zza kierownicy. Próbował uciekać, ale go trzymałem. Jedna z osób się zatrzymała autem i pobiegła po policję, a policjanci dobiegli i przejęli kierowcę – opowiadał nam Marek Durdyn.
Czytaj więcej o szalonym rajdzie Uberem przez miasto
- Opisana sytuacja jest niedopuszczalna. Kierowca korzystający z naszej platformy został z niej natychmiast usunięty - poinformowała firma po lekturze tekstu portalu GazetaWroclawska.pl.
- Uber ma bardzo restrykcyjną politykę dotyczącą stosowania alkoholu czy narkotyków, jasno określoną w Kodeksie Społeczności Ubera. Wszyscy kierowcy korzystający z aplikacji muszą go zaakceptować zanim zaczną wykonywać przejazdy - podkreśla firma.
- Mimo że kierowcy i partnerzy współpracujący z platformą Uber są niezależnymi przedsiębiorcami, podlegającymi wszystkim obowiązującym przepisom, Uber wymaga od nich przedstawienia szeregu dokumentów, nie tylko podstawowych, takich jak prawo jazdy czy OC pojazdu, lecz także m.in. zaświadczenia o niekaralności - dodaje.
