W piątek Norweski Komitet Noblowski ogłosił, że laureatem Pokojowej Nagrody Nobla został m.in. szef białoruskiego Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna" Aleś Bialacki. Nazwisko tego białoruskiego opozycjonisty stało się głośne w Polsce już przed 11 laty. W czerwcu 2011 r. strona polska udzieliła pomocy prawnej Białorusi, w wyniku czego Bialacki został aresztowany. Polska prokuratura przekazała wtedy Białorusi dane o przepływach na koncie Bialackiego, gdzie zbierane były pieniądze na działalność opozycyjną.
Zignorowała stanowisko prokuratury i prokuratora generalnego
W tym niesłychanym skandalu znaczącą rolę odegrała prokurator Anna Adamiak. To ona jako referent sprawy rozpatrywała wówczas wniosek strony białoruskiej i - mimo negatywnej opinii prokuratury w Warszawie - skierowała go do realizacji. Co więcej, zignorowała zalecenie ówczesnego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, w myśl którego wnioski z Białorusi należy traktować ze szczególną ostrożnością, gdyż mogą być one pułapką zastawianą na tamtejszych opozycjonistów.
– Jako prokurator generalny chcę powiedzieć, że jestem zawiedziony postawą niektórych podległych mi prokuratorów, albowiem wykonanie tego wniosku w takiej właśnie formie, jak to nastąpiło, oznacza zlekceważenie określonych dyspozycji i poleceń, jakie wydałem jeszcze 14 stycznia 2011 r. po spotkaniu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych – mówił wówczas Andrzej Seremet.
Dyscyplinarka i przeniesienie
Prokurator generalny podjął wówczas decyzję o wszczęciu wobec Adamiak postępowania dyscyplinarnego i przeniesieniu jej do innego departamentu. Ówczesny skandal doprowadził również do dymisji szefa departamentu współpracy międzynarodowej w Prokuraturze Generalnej Krzysztofa Karsznickiego i jego zastępczyni Anny Wiśniewskiej.
Dziś prokurator Annę Adamiak kreuje się na obrończynię praworządności i wolności obywatelskich. Jej nazwisko znalazło się w raporcie "represji w wymiarze sprawiedliwości" Stowarzyszenia Sędziów Iustitia.
i.pl, PAP
mm
