Była dziś dyrektorka szkoły przekonuje, że musiała tak zrobić. I prawa nie złamała. Czuła się nękana przez nauczycieli. Mieli zmawiać się przeciwko niej, namawiać innych by opowiadali kłamstwa na temat jej pracy w szkole. - To był stan wyższej konieczności - mówi nam.
Chodzi o Zespół Szkół nr 4 z ul. Powstańców Śląskich. Placówka dziś już nie istnieje. Została zlikwidowana w sierpniu 2017 roku. W listopadzie 2016 roku szkoła zakupiła „kamery multimedialne” w sklepie z urządzeniami do szpiegowania. Oferującym choćby ukryte kamery w zegarku czy w pendriv’ach. Zamontowano je tak, by rejestrowały obraz i nagrywały dźwięk na zapleczu sal, z których korzystali nauczyciele matematyki i informatyki: Marta Skała - Kowalczyk i Michał Łętowski. Niedługo później jeden z uczniów zwrócił uwagę, że coś dziwnego jest z rzutnikiem. Tak odkryto kamery. Nauczyciele wezwali policję. Urządzenia zdemontowano, a komisariat Krzyki, pod nadzorem Prokuratury Rejonowej, wszczął śledztwo o nielegalną inwigilację. Sprawa została umorzona, bo prokuratura nie dopatrzyła się przestępstwa.
- Złożyliśmy zawiadomienie - mówi mecenas Magdalena Majewska pełnomocnik nauczycieli. - Sąd nakazał dalsze prowadzenie śledztwa. Jednak prokuratura znowu je umorzyła.
Nauczyciele skorzystali z przepisu, który daje im możliwość wniesienia prywatnego (tzw. subsydiarnego) aktu oskarżenia. W czwartek sąd zarządził posiedzenie pojednawcze. Ale pojawiły się proceduralne wątpliwości i odroczono je do 1 sierpnia. Czy jest szansa na pojednanie?
Obie strony zapewniają, że tak i że to ta druga strona pojednania chcieć nie będzie. Oskarżona przez byłych podwładnych Barbara N. jest pewna, że prawa nie złamała. Wszak w szkole były tabliczki, że to obiekt monitorowany. Choć urządzenia w rzutniku nie były podłączone do oficjalnego szkolnego monitoringu. Nagrywały również dźwięk, nie tylko obraz. A nagrania - na zainstalowanych w kamerkach kartach pamięci - miały trafić osobiście do rąk pani dyrektor.
Barbara N. przekonuje, że nie miała innego wyjścia. Wiedziała, że w szkole dzieje się coś złego. Obawiała się nawet o własne życie. A nikt nie chciał jej wierzyć. Mówi o częstych skargach i doniesieniach - składanych do prokuratury i innych instytucji. O namawianiu innych nauczycieli by fałszywie świadczyli przeciwko niej, o represjach - jeśli się nie zgadzali. Nawet o śledzeniu czy niszczeniu aut. W tym jej własnego. Pani dyrektor chciała ustalić kto stoi za tymi działaniami. Podejrzewała dwójkę nauczycieli: od matematyki i informatyki stąd zamontowane urządzenia. Barbara N. przyznaje, że to akt desperacji.
Mecenas Majewska zaprzecza by jej klienci prowadzili jakiekolwiek wrogie działania przeciwko pani dyrektor. - Nie było takich sytuacji, o jakich mówi Barbara N. - Owszem wiedzieli o nieprawidłowościach w zarządzaniu szkołą. To wynikało z protokołów różnych kontroli.
Tymczasem prokuratura skierowała jednak swój własny akt oskarżenia przeciwko Barbarze N. choć nie o nielegalny podsłuch tylko o „poświadczenie nieprawdy w dokumencie”. Chodzi o fakturę za zakup kamer w sklepie ze szpiegowskimi gadżetami. Rzekomo źle opisaną.