Samolot dominikańskich linii lotniczych ze 126 pasażerami i 11 członkami załogi na pokładzie rozbił się podczas lądowania na lotnisku w Miami na Florydzie.
Trzy osoby zostały ranne i trafiły do szpitali. Maszyna uległa poważnemu zniszczeniu.
– Myślałam, że umrę – opowiadała stacji telewizyjnej CBS Miami Paola Garcia, jedna z pasażerek. – Obok mnie siedział starszy pan, przytulałam go... To było straszne – dodała. – Kiedy maszyna dotknęła pasa, zaczęło nami kołysać z jednego boku na drugi. Wybuchła panika, pojawiły się płomienie – opowiadała kobieta.
Najpierw maszyna ślizgała się po pasie, po chwili samolot roztrzaskał się, a z lewego skrzydła buchnęły płomienie i dym. Pasażerowie zaczęli się ewakuować, na miejsce przybywały kolejne wozy straży pożarnej.
– Panika była ogromna – mówiła Balo Delgado, inna pasażerka feralnego lotu. – To było naprawdę straszne doświadczenie. Wszystko stało się dosłownie w jednej chwili. Na szczęście ekipy strażackie szybko przybyły na miejsce i oblały płonące skrzydło pianą – opowiedziała.
Maszyna linii RED Air przyleciała do Miami z Dominikany. Prawdopodobną przyczyną wypadku była awaria podwozia.
Z powodu katastrofy inne loty były opóźnione przez kilka godzin.
