Wieczne Derby Belgradu jak wehikuł czasu do lat 90. [RELACJA, ZDJĘCIA]

Tomasz Dębek
Crvena Zvezda - Partizan
Crvena Zvezda - Partizan AP/Associated Press/East News
Bilet na derby Belgradu pozwala przenieść się w czasie do lat 90. Atmosfera meczów Crvenej Zvezdy z Partizanem nieco się modernizuje, duch odwiecznej rywalizacji wciąż jest jednak odczuwalny.

W ostatni weekend derbowych emocji nie brakowało. Poza hiszpańskim El Classico grały ze sobą m.in. ekipy z Liverpoolu, Londynu (Tottenham z Arsenalem), Rzymu, Pragi (Bohemians - Slavia) i Zagrzebia. Najgłośniej i najbardziej kolorowo było jednak zdecydowanie na słynnych Wiecznych Derbach w Serbii, czyli meczu Crvenej Zvezdy Belgrad z Partizanem.

Rywalizacja najbardziej utytułowanych serbskich klubów od lat przyciąga kibiców z całej Europy. Kapitalna atmosfera, ogłuszający doping, niesamowite oprawy z potężną ilością pirotechniki, ale też zadymy kibiców z policją, rywalami i... pomiędzy fanami „po szalu”. Wieczne Derby solidnie zapracowały na swoją (nie)sławę. Na ich 159. edycję, która odbyła się w sobotę, tradycyjnie czekał nie tylko cały Belgrad, ale też Serbia (mówi się, że 95 proc. ludzi w kraju kibicuje jednej z belgradzkich drużyn, z niewielką przewagą Crvenej), a także liczni fani z zagranicy, w tym z Polski.

W dniu meczu okolice stadionów (obiekty Crvenej i Partizana dzieli niespełna kilometr) zamieniają się niemal w arenę działań wojennych. Na każdym kroku widać oddziały policji (w tym konnej), można się też natknąć na wojsko. Część oddziałów przeszukuje kibiców zmierzających na mecz, szukając broni i narkotyków. Na zmierzających na stadion z piwem zwykle nie zwracają większej uwagi. W okolicy obiektu od rana alkoholu i tak kupić nie można, prohibicja obowiązuje zarówno w restauracjach, jak też sklepach.

Jeśli ktoś wyobraża sobie tłumy ubranych na czerwono-biało i czarno-biało fanów zmierzających w stronę stadionu, może się solidnie rozczarować. Na ulicach barwy klubowe eksponuje ułamek fanów. Więcej szalików i koszulek można zobaczyć dopiero pod bramami stadionu i na trybunach.

>> TRZY MECZE W PRADZE, CZYLI CZESKI FUTBOL PIVEM I KLOBASĄ PŁYNĄCY [REPORTAŻ, ZDJĘCIA] <<

Gospodarzem sobotnich derbów była Crvena, klub starszy (o kilka miesięcy, oba powstały w 1945 r.), bardziej utytułowany (28 mistrzostw, o jedno więcej od Partizana, a do tego choćby Puchar Mistrzów z 1991 r.) i dysponujący większym obiektem. Stadion Rajko Mitić, znany też jako Marakana, pomieścił kiedyś na derbach 108 tys. kibiców. Dziś zmodernizowane trybuny z plastikowymi krzesełkami mogą pomieścić niespełna 52 tys. osób (prawie 20 tys. więcej niż na Partizanie). Oficjalna frekwencja wyniosła jednak zaledwie 35 tys. Dlaczego?

- To jakaś paranoja. Kłócą się między sobą, nie mogą nawet razem usiąść, a dostają od nas pół stadionu! - wściekał się siedzący obok nas kibic Crvenej, wskazując na trybuny. Trudno nie przyznać mu racji. W sobotę fani Partizana ustanowili chyba rekord świata, wspierając swój klub z czterech sektorów oddzielonych pustymi krzesełkami stref buforowych. To pokłosie wewnętrznych konfliktów w szeregach Czarno-Białych. Od lat piłkarzy Partizana dopingowały dwa „młyny”, które potrafiły obrzucać się na meczach nie tylko wyzwiskami, ale też pirotechniką. Po potężnej zadymie na własnym stadionie w grudniu 2017 r., podzielili się na trzy frakcje. Na marcowych derbach pojawiła się jeszcze czwarta...

>> SEKSOWNA DZIENNIKARKA SPORTOWA ROZEBRAŁA SIĘ, BY POMÓC ZWIERZĘTOM [ZDJĘCIA] <<

O ile kolejne podziały wśród fanów Partizana nie wpłynęły pozytywnie na ich doping i oprawy, to na bezpieczeństwo na stadionie już tak. Poza standardowymi scenami rzucania z trybun rac i wyrwanych krzesełek (większość i tak lądowała na bieżni okalającej boisko), do większych ekscesów nie doszło. A w przeszłości bywało z tym różnie, po wspomnianych derbach z grudnia 2017 aresztowano 26 osób, cztery lata wcześniej - 104. W 2015 r. zamieszki z policją opóźniły mecz o 45 minut. Tragicznie skończyły się derby w 1999 r., gdy nastoletni kibic Zvezdy został zabity przez racę rzuconą z sektora rywali. Rok później ucierpieli m.in. piłkarze i trener Partizana, pobici przez chuliganów, którzy przerwali mecz już w trzeciej minucie gry.

Dzięki zdecydowanym działaniom policji takie sceny to już przeszłość. Na stadion (przynajmniej w teorii, bo nas nie skontrolowano aż tak drobiazgowo) nie można wnieść nawet monet i zapalniczek. Chętni do przebieżek po boisku musieliby też pokonać liczny kordon oddziałów specjalnych. W sobotę nikt nie odważył się testować ich czasu reakcji.

Nawet dziesiątki rac (szczególnie efektowna była oprawa fanów Zvezdy z wykorzystaniem stroboskopów) nie zadymiły murawy na tyle, by trzeba było przerywać mecz. Czyżby ostatnie prawdziwe (zdaniem niektórych) derby w Europie powoli się modernizowały?

Być może tak. Tego, co w Belgradzie uznaje się za „spokojne” derby, trudno jednak doświadczyć gdziekolwiek indziej. Kapitalna atmosfera, wpadający w ucho głośny doping i efektowne (choć polscy kibice w tym polu nie mają się czego wstydzić) oprawy sprawiają, że magia Wiecznych Derbów trwa. Dla kibiców, których otoczka meczu interesuje co najmniej tak samo jak wyczyny piłkarzy to pozycja obowiązkowa. A bilet do belgradzkiego wehikułu czasu kosztuje tylko ok. 44 złotych.

Tomasz Dębek, Belgrad
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Jerzy Brzęczek o kłopotach przed eliminacjami Euro 2020: Mamy mało czasu do startu, będziemy bazować na jesiennej pracy

Wybrane dla Ciebie

Piękny wolej Casha ucieszył Stadion Śląski. Polska ukąsiła Mołdawię

Piękny wolej Casha ucieszył Stadion Śląski. Polska ukąsiła Mołdawię

Lewandowski tłumaczy się z "niespodzianki": Zaplanowałem ją tydzień temu

Lewandowski tłumaczy się z "niespodzianki": Zaplanowałem ją tydzień temu

Wróć na i.pl Portal i.pl