Fortuna urodził 6 sierpnia 1952 roku w Zakopanem. W wieku 10 lat rozpoczął treningi w klubie Wisła-Gwardia. Cztery lata później oddał swój pierwszy skok na Wielkiej Krokwi.
Nie był faworytem do wyjazdu do Japonii
- Ojciec zabierał mnie na każde zawody i tak to się zaczęło. Najpierw były usypane mini skocznie na Ciągłówce, gdzie wtedy mieszkaliśmy. To jednak szybko mi się znudziło i tuż po mistrzostwach świata FIS w Zakopanem w 1962 roku postanowiłem zapisać się do klubu – wspomina Fortuna.
W sezonie 1970/71 Wojciech Fortuna trafił do kadry Polski. Nie osiągał jednak oszałamiających wyników dlatego Polski Komitet Olimpijski i Polski Związek Narciarski nie chciały go wysłać na igrzyska do Japonii. Ostatecznie zgodziły się na wylot Fortuny do Azji m. in. pod naciskiem prasy.
- Miałem niezłe wyniki, ale powiem szczerze, nie liczyłem na wyjazd na igrzyska. Jednak trenerzy, klubowy Jan Gąsiorowski i reprezentacji Janusz Fortecki, a także zakopiańscy dziennikarze sportowi Wojciech Jarzębowski oraz Marian Matzenauer walczyli o mnie i dołączyłem do ekipy jako rezerwowy – przypomina.
Niespodziewany sukces
W pierwszym konkursie na skoczni normalnej w Sapporo Fortuna zajął 6. miejsce. W konkursie na dużej skoczni w pierwszej serii poszybował na odległość aż 111 metrów.
- Atmosfera była gorąca. Skaczący z numerem 28. Akitsugu Konno osiągnął 92 m i objął prowadzenie. Po nim na belce zasiadłem ja. Ruszyłem i już na progu czułem, że będzie dobrze. I było - 111 metrów, czyli tylko dwa mniej niż ówczesny rekord Okurayamy. Oceny sędziowskie też były wysokie – relacjonował Wojciech Fortuna.
Druga seria była zdecydowanie gorsza w wykonaniu polskiego skoczka, poszybował zaledwie na 87,5 metra. Mimo to, łączna suma dała Fortunie złoty medal igrzysk olimpijskich!
- Drugi po pierwszej serii Kasaya nie dosyć, że skoczył jeszcze mniej, to ledwo wybronił się przed upadkiem. No i stało się - wygrałem – wspomina Fortuna.
Do dziś w Japonii pan Wojciech uważany jest za jednego z największych polskich sportowców w historii.
Życie po życiu
Po wielkim sukcesie tak dobrze już nie było. Fortuna zajmował odległe miejsca w mistrzostwach świata, czy Turnieju Czterech Skoczni.
Po zakończeniu kariery był m. in. taksówkarzem, handlował ubraniami.
- I w sporcie, i w życiu bywało różnie. Startowałem póki czułem, że ma to sens. Zakończyłem karierę, popracowałem chwilę w swoim macierzystym klubie, potem wyjechałem na Śląsk, następnie do USA. Tam założyłem firmę malarską, ale cały czas myślałem o sporcie. Napisałem dwie książki, byłem na kilku igrzyskach olimpijskich. W 1994 roku w Lillehammer komentowałem dla telewizji konkursy skoków. W 2003 roku wróciłem do Polski i wraz z żoną Marylą osiadłem w Gorczycy koło Augustowa – podsumowuje Fortuna.
W 1997 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.