Spis treści
Gdy Unia Europejska anulowała nałożony wcześniej zakaz eksportu ukraińskiego zboża do krajów Europy Środkowo-Wschodniej, znany od dawna problem w relacjach Kijowa z kilkoma sąsiadami z UE przybrał gwałtownie charakter niemal wojny handlowej. Mając de facto wsparcie większości UE, z Brukselą i Berlinem na czele, wykorzystując fakt, że ze „zbożowej piątki” broniącej się od wiosny przed zalewem ukraińskich produktów rolnych wyłamały się (częściowo presja, częściowo różne zachęty) Bułgaria i Rumunia, Ukraina nie zamierzała ustępować. Przeciwnie, zaostrzyła retorykę, co było szczególnie szokujące dla Polski, która od początku wojny była jednym z najbardziej wartościowych sojuszników Kijowa.
Warszawa postanowiła jednostronnie utrzymać embargo na dostawy do swojego kraju. Eskalacja szybko postępowała. Kijów zaskarżył Polskę do WTO, Zełenski na forum ONZ zarzucił Polsce, że gra w interesie Rosji, a chwilę potem premier Mateusz Morawiecki powiedział, że Polska zaprzestanie dostaw broni na Ukrainę – nie licząc oczywiście realizacji już zawartych umów. Sytuację komplikują wewnętrzne interesy obu stron. W Polsce wybory za pasem i rząd nie może pozwolić sobie na zrażenie do siebie rolniczego elektoratu. Na Ukrainie Zełenski ma ogromne problemy z korupcją, dokonuje czystek personalnych, ale to dla Zachodu (głównie USA) za mało – jest żądanie prawdziwych zmian. Co więcej, na froncie nie widać perspektyw przełamania Rosjan.
Rosja wywołała problem
Import ukraińskiego zboża stał się problemem dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej z powodu wojny na pełną skalę na Ukrainie. Główne szlaki eksportowe ukraińskich pszenicy i kukurydzy przez Morze Czarne zostały zablokowane lub ograniczone z powodu wojny. Jedną z alternatyw było dostarczanie zboża drogą lądową przez Polskę do jej portów bałtyckich i niemieckich nad Morzem Północnym oraz przez Rumunię do portów czarnomorskich. Ta opcja eksportu była bardziej skomplikowana i kosztowna, ale nadal technicznie wykonalna i bezpieczna.
Jeszcze przed zawarciem "umowy zbożowej" wiosną 2022 r. UE ogłosiła "korytarze solidarności" dla szybkiego importu produktów rolnych z Ukrainy. Trasy te przebiegały przez terytoria krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Niemal jednocześnie UE zwolniła produkty rolne z Ukrainy z wszelkich ceł przy imporcie do UE. Spowodowało to, że ukraińskie zboże było transportowane przez kraje graniczące z Ukrainą na znacznie większą skalę niż przed 24 lutego 2022 roku.
Chociaż większość z nich była przeznaczona na inne rynki, ze względu na brak kontroli niektórzy przewoźnicy woleli sprzedawać swoje produkty zaraz po przekroczeniu granicy UE. Duże ilości bezcłowego zboża pojawiły się na rynku w Polsce i innych krajach sąsiednich. Ze względu na niższe koszty pracy, warunki klimatyczne, jakość ziemi i inne czynniki, było ono znacznie tańsze niż produkty lokalnych producentów - którzy dodatkowo musieli przestrzegać licznych unijnych zasad standaryzacji. Na reakcję polskich rolników nie trzeba było długo czekać: protestowali w styczniu i marcu 2023 roku.
„Zbożowa piątka” i embargo
W kwietniu 2023 r. Warszawa wprowadziła zakaz importu ukraińskich produktów rolnych. Nieco później podobną decyzję podjęli inni sąsiedzi Ukrainy: Węgry, Rumunia, Słowacja i Bułgaria. Działania te były bezpośrednio sprzeczne z prawodawstwem Unii Europejskiej, zgodnie z którym polityka handlowa podlega kompetencjom Brukseli i żadne jednostronne embarga nie są dozwolone. Jednak gotowość krajów Europy Środkowo-Wschodniej, na czele z Polską, do utworzenia zjednoczonego frontu przeciwko importowi z Ukrainy zmusiła Komisję Europejską do ustępstw.
2 maja 2023 UE przyjęła "wyjątkowe i tymczasowe środki zapobiegawcze" - zakaz importu ukraińskiej pszenicy, kukurydzy, rzepaku i nasion słonecznika do Polski, Węgier, Rumunii, Słowacji i Bułgarii. Embargo miało obowiązywać do 5 czerwca, a następnie zakaz został przedłużony do 15 września. Jednocześnie tranzyt zboża przez ich terytorium pozostał dozwolony. Co więcej, ilość ukraińskich produktów przechodzących przez terytorium kraju faktycznie wzrosła. W szczególności, według polskiego ministra rolnictwa Roberta Telusa, w czerwcu 2023 r. do Polski wwieziono 260 tys. ton pszenicy i kukurydzy z Ukrainy (120 tys. ton w marcu). Zboże to nie zostało jednak zatrzymane na terytorium Polski i przez polskie i niemieckie porty trafiło na rynki światowe lub zostało zakupione przez kraje Europy Zachodniej.
19 lipca premier Polski Mateusz Morawiecki powiedział, że Warszawa nadal będzie utrzymywać własny zakaz importu z Ukrainy, niezależnie od decyzji Komisji Europejskiej. Tym samym pokazał, że Polska nie zamierza dostosowywać się do stanowiska Komisji Europejskiej. Stanowisko Warszawy nie mogło nie wywołać reakcji w Kijowie. Premier Ukrainy Denis Szmyhal na portalu społecznościowym X (dawniej Twitter) oskarżył Polskę o nieprzyjazne i populistyczne posunięcia.
Dyplomaci na dywaniku
31 lipca szef Biura Spraw Zagranicznych w Kancelarii Prezydenta RP Marcin Przydacz komentując kwestię embarga w TVP zapowiedział, że Warszawa ma obowiązek dbać o swoich producentów, a Ukraina powinien bardziej docenić rolę, jaką odegrało dla niej polskie wsparcie w ostatnich miesiącach. Następnego dnia Ambasador RP w Kijowie Bartosz Cichocki został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy, gdzie powiedziano mu, że takie oświadczenia są niedopuszczalne.
Tymczasem Cichocki był jedynym ambasadorem Zachodu, który nie opuścił Kijowa w przeddzień i po 24 lutego 2022 roku. Morawiecki wspomniał o tym tego samego dnia. Ponownie przypomniał, jakiej pomocy Polska udzieliła Ukrainie od pierwszych dni wojny na pełną skalę, i nazwał działania strony ukraińskiej błędem. Z kolei Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP zaprosiło przedstawicieli ambasady Ukrainy na rozmowę, aby „podzielić się oczekiwaniami i ocenami tego, co dzieje się w stosunkach dwustronnych i wielostronnych”.
Front rozbity, Kijów górą
Kijów nie miał zamiaru się wycofać. 1 września wiceminister rozwoju gospodarczego, handlu i rolnictwa Taras Kaczka zapowiedział w rozmowie z Politico, że „z całym szacunkiem i wdzięcznością wobec Polski” Ukraina złoży na nią skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO), jeśli Warszawa zdecyduje się na wprowadzenie barier w ukraińskim eksporcie. Zagroził UE takim samym pozwem, jeśli 15 września Komisja Europejska nie zniesie zakazu eksportu do pięciu krajów sąsiadujących z Ukrainą.
Komisja Europejska ostatecznie unieważniła ograniczenia zatwierdzone w maju, po czym spór zbożowy szybko wszedł w nową, ostrą fazę. Na kilka dni przed komunikatem Komisji Europejskiej, 12 września Mateusz Morawiecki potwierdził, że niezależnie od decyzji Brukseli towary objęte krajowym embargiem nie będą importowane do Polski. Do tego stanowiska przyłączyły się także Węgry, które zdecydowały się jednocześnie na demonstracyjną eskalację w postaci zakazu importu z Ukrainy niemal każdej żywności, w tym mięsa, miodu i wina. Słowacja poparła także krajowy zakaz sprzedaży ukraińskiej pszenicy, kukurydzy, nasion rzepaku i słonecznika. Ale tym razem Bułgaria i Rumunia odmówiły przyłączenia się do swoich sąsiadów. Koalicja, której skoordynowane stanowisko zmusiło Komisję Europejską do zatwierdzenia embargo na wiosnę, wyraźnie osłabła. Ale przeżyła. A Polska pozostała w nim najbardziej wpływowym państwem.
Polskie embargo, skarga ukraińska
16 września w życie weszło rozporządzenie w sprawie bezterminowego zakazu przywozu do Polski ukraińskich produktów rolnych. Polska uważa, że Ukraina nie spełniła deklaracji złożonych KE w sprawie eksportu zboża. Ukraina zobowiązała się do wprowadzenia efektywnych mechanizmów ograniczających napływ zboża i do przedstawienia regulacji prawnej rozwiązującej problem, ale zdaniem Polski nie zrobiła ani jednego, ani drugiego.
18 września władze w Kijowie zrealizowały swoją groźbę i złożyły skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO) na Polskę, Węgry i Słowację w związku z przedłużeniem przez te kraje embarga na ukraińskie produkty rolne. Polski rząd stwierdził, że skarga nie zrobiła na nim wrażenia i Warszawa nie wycofa swoich zakazów.
Następnego dnia, 19 września wiceminister gospodarki i handlu Ukrainy Taras Kaczka w rozmowie z "Rzeczpospolitą" zasygnalizował, że w ciągu kilku następnych dni Ukraina wprowadzi embargo na polską cebulę, pomidory, kapustę i jabłka. Dzień później jednak w RMF 24 przekazał, że wprowadzenie ukraińskiego embarga to ostatni punkt planu działań, i spodziewa się, że nie zostanie ono wprowadzone. Tyle że 19 września, przemawiając na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w Nowym Jorku, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oświadczył, że „niektórzy ludzie w Europie udając solidarność organizują teatr polityczny i robią thriller ze zboża”. - Wydawać by się mogło, że odgrywają swoją rolę, ale tak naprawdę przygotowują scenę dla rosyjskiego aktora – metaforycznie sformułował ukraiński przywódca.
Władze polskie nie bez powodu odebrały tę wypowiedź jako skierowaną pod swoim adresem i zareagowały ostro. Prezydent Andrzej Duda, który przebywał w Nowym Jorku, odpowiadając na pytania dziennikarzy, porównał Ukrainę do tonącego człowieka, który chwyta pierwszą rzecz, którą widzi i potrafi pociągnąć swojego wybawiciela na dno. Czyli Polskę. A Polska powinna się przed takimi zagrożeniami chronić. Po wymianie ostrych uwag zaplanowane spotkanie Dudy z Zełenskim nie doszło do skutku.
Szczyt sporu?
20 września ambasador Ukrainy w Warszawie Wasilij Zwarycz został w trybie pilnym wezwany do MSZ w celu przedstawienia notatki zawierającej ostry protest przeciwko wypowiedziom Zełenskiego. Mateusz Morawiecki ostrzegł tego samego dnia władze ukraińskie, że w przypadku kontynuowania eskalacji polski rząd rozszerzy embargo na więcej nowych ukraińskich produktów.
A następnego dnia w wywiadzie dla Polsat News polski premier oznajmił, że Polska nie dostarcza już Ukrainie broni, bo musi sama się zbroić. Chodziło oczywiście tylko o to, że oprócz dotychczas zawartych umów i bogatych dostaw broni z Polski, Warszawa nie zamierza przekazywać nowszej broni, którą sama na dużą skalę kupuje. W mediach jednak wybuchła burza i trzeba było precyzować słowa Morawieckiego. Tymczasem Zełenski w Nowym Jorku spotkał się z Ursulą von der Leyen, prezydentem Rumunii i wicepremier Bułgarii – spotkanie dotyczyło współpracy zbożowej.
Wydaje się, że to było apogeum wojny zbożowej. Później byliśmy świadkami deeskalacji, choć Zełenski w Białym Domu, pytany przez polskiego dziennikarza, z premedytacją dziękował Polsce i Polakom, nie wspominając o rządzie czy prezydencie Dudzie, a potem, wracając do kraju zza oceanu, zatrzymał się na moment w Polsce, ale nie było żadnych kontaktów ze strony oficjalnej RP.
Deeskalacja warunkowa
21 września agencja Reutera podała, że ministrowie rolnictwa Słowacji i Ukrainy uzgodnili utworzenie systemu licencji dotyczącego handlu produktami zbożowymi, co powinno umożliwić zniesienie przez Bratysławę embarga na import ukraińskiego zboża; władze w Kijowie zgodziły się wstrzymać skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO) przeciwko Słowacji.
Stopniowo pozbywamy się emocji wokół tematu zboża, praca z sąsiadami musi stać się konstruktywna - oświadczył 25 września Wołodymyr Zełenski po naradzie z członkami rządu i biura prezydenta w sprawie eksportu zboża. - Tak samo konstruktywnej wspólnej pracy, jak z Bułgarią i Rumunią, oczekujemy od naszych innych krajów sąsiedzkich - wskazał szef ukraińskiego państwa.
26 września w czeskim Znojmie odbyły się rozmowy Grupy Wyszehradzkiej, w których uczestniczył zdalnie minister polityki rolnej i żywności Ukrainy Mykoła Solski. Ministrowie rolnictwa V4 uznali, że wycofanie przez Ukrainę skargi do WTO na embargo na zboża poprawiłoby atmosferę we wzajemnych relacjach. - Na moje pytanie, czy Ukraina wycofa skargę, minister rolnictwa Ukrainy Mykoła Solski nie odpowiedział - podał w rozmowie z PAP polski wiceminister rolnictwa Ryszard Bartosik.
Premier Ukrainy Denys Szmyhal podpisał we wtorek 26 września uchwałę rządu w sprawie wprowadzenia mechanizmu weryfikacji i uzgodnienia czterech grup ukraińskiego eksportu żywnościowego do Rumunii, Bułgarii, Polski, Słowacji i Węgier. Jak napisał na Telegramie Szmyhal, ten mechanizm „Ukraina przedstawiła w ramach planu rozwiązania kryzysu zbożowego, który poparła Komisja Europejska. Cztery kraje przestudiowały ukraiński plan, przedstawiły swoje konstruktywne uwagi i propozycje i są gotowe do rozmów. I tylko jedno państwo jest przeciwko. Niestety nie mamy ani logicznego, ani ekonomicznego wyjaśnienia”. Szmyhal nie wskazał, o który kraj chodzi, ale zapewne to Węgry.
Powrót do rozmów
- Ukraina złożyła propozycję licencjonowania towarów rolnych; jeżeli Polska powie, że do końca roku nie potrzebuje czterech zbóż, to nie będą wydawane licencje. Jest to kwestia do rozważenia, ale wydaje się, że jest to dobra propozycja – powiedział 27 września minister rolnictwa i rozwoju wsi Robert Telus. Szef polskiego resortu rolnictwa rozmawiał online z ministrem polityki rolnej i żywności Ukrainy Mykołą Solskim. Jak wskazał Telus, oznacza to, że „to my będziemy decydować, nie strona ukraińska”.
Władze ukraińskie złagodziły także swoje stanowisko w sprawie ewentualnego embarga na polskie warzywa i owoce – na razie jest to możliwe jedynie w ostateczności. Nawet w najostrzejszej fazie konfliktu zbożowego kraje nie zapominają o podkreśleniu szczególnej wartości swojego związku – a zdecydowane zerwanie, zwłaszcza w czasie wojny między Ukrainą a Rosją, jest prawie niemożliwe. Jednak cała sytuacja pokazuje, że wojna zaczyna być postrzegana jako nowa norma, w ramach której nie ma już potrzeby ciągłego okazywania bezwarunkowego wsparcia ofierze agresji i krytykowanie Kijowa ze względu na głosy wyborców jest całkiem akceptowalne. To, co widać dziś w Polsce, za chwilę będzie też widać choćby w USA.
W przypadku sporu polsko-ukraińskiego nie można jednak sprowadzać wszystkiego do wyborów i wewnętrznych kalkulacji obu stron. Wielu rzeczy spornych wciąż nie załatwiono (zwłaszcza odnośnie historii). Dojdą nowe. Polska jest jednym z największych odbiorców unijnych dopłat rolnych. Zbliżenie Unii Europejskiej z takim rolniczym gigantem jak Ukraina stwarza oczywiście potencjalne zagrożenie dla interesów Warszawy. Nie można więc wykluczyć, że kwestie dostaw zbóż i generalnie handlu produktami rolnymi skomplikują w przyszłości stosunki między obydwoma krajami.
źr. PAP, Meduza.io
