Decyzja ma zostać oficjalnie ogłoszona w piątek o godz. 10 podczas zarządu Platformy Obywatelskiej. Jak donosi RMF FM, Rafał Trzaskowski zgodził się zająć miejsce Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Zmiana kandydata będzie oznaczała, że komitet PO od początku będzie musiał zebrać 100 tys. podpisów, które są prawnie wymagane do zarejestrowania kandydata na prezydenta.
Nie wszyscy są jednak zadowoleni z takiego obrotu sprawy - o ile ten scenariusz się potwierdzi. Była prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz ostrzegła na Twitterze, żeby nie oddawać Warszawy komisarzowi z PiS. Taki wariant wchodziłby w grę, gdyby Trzaskowski wygrał wybory i musiał opuścić fotel prezydenta Warszawy. - Opamiętajcie się - napisała Gronkiewicz-Waltz.
W wypowiedzi dla Interii Gronkiewicz-Waltz stwierdziła, że nawet w przypadku porażki Dudy, może on urzędować nawet do 6 sierpnia i wtedy PIS mógłby wprowadzić komisarza Warszawy nawet na rok. Jej zdaniem najlepszym kandydatem PO byłby Donald Tusk. Była prezydent Warszawy wytknęła również władzom partii, że nie wspierały tak jak należy Małgorzaty Kidawy Błońskiej w kampanii wyborczej.
Porażka Kidawy-Błońskiej
Kiedy kilka miesięcy temu Małgorzata Kidawa-Błońska rozpoczynała kampanię prezydencką, w sondażach zajmowała drugie miejsce. Co prawda ze stratą do Andrzeja Dudy, ale w większości badań osiągała wynik zdecydowanie powyżej 20 proc. O kilku tygodni jasnym było, że do takiego poparcia wicemarszałek Sejmu nie była w stanie już wrócić.
A to oznaczało poważny problem dla Platformy Obywatelskiej. Jeśli kandydatkę drugiego najsilniejszego ugrupowania w Polsce wyprzedzali kandydaci Koalicji Polskiej (PSL + Kukiz'15), Lewicy, Konfederacji oraz niezależny Szymon Hołownia, to był to murowany przepis na katastrofę. Z tego powodu, choć oficjalnie politycy PO zapewniali o swoim nieustającym poparciu dla Kidawy-Błońskiej, w partii trwały przymiarki do zastąpienia jej innym kandydatem, który powalczyłby przynajmniej o odzyskanie drugiego miejsca w stawce.
Schetyna grał na osłabienie Budki
W tej sytuacji zupełnie nieoczekiwaną postawę przyjął Grzegorz Schetyna, który - choć jeszcze kilka tygodni temu otwarcie rozważał wymianę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej - niedawno stwierdził, że "jest ona w stanie dostać się do drugiej tury i wygrać z Andrzejem Dudą".
- Musimy zbudować wsparcie dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej - powiedział w RMF FM, co miało rozwścieczyć Borysa Budkę i obecne kierownictwo PO. Taki głos byłego przewodniczącego znacząco utrudniał bowiem wszelkie manewry. Obniżał też automatycznie notowania ewentualnego nowego kandydata, dając pozostałym partiom oręż do uderzania w Platformę.
Dlaczego więc Schetyna sypał piach w tryby PO? Powód był prosty - były marszałek Sejmu chce jak najbardziej osłabić pozycję Borysa Budki. Według "Rzeczpospolitej", może on nawet liczyć po cichu na powrót na stanowisko przewodniczącego PO. Niezbędna do tego byłaby klęska Budki.
- Borys Budka radzi sobie fatalnie i tak ocenia go większość posłów opozycji. Nie potrafi poradzić sobie z konfliktami i napięciami wewnątrz własnej partii. Wielu posłów PO jest nim zawiedzionych - mówi w rozmowie z nami jeden z polityków Lewicy.
Rafał Trzaskowski zastąpi Małgorzatę Kidawę Błońską
Lista polityków, którzy potencjalnie mogli zastąpić Małgorzatę Kidawę-Błońską, wcale nie była krótka, ale niektóre nazwiska, przewijające się w mediach, od początku wydawały się być absolutnie nierealne. Mimo to kierownictwo PO oceniało, że właściwie każdy z listy, kto zastąpiłby Kidawę-Błońską, osiągnąłby od niej lepszy wynik. Ostatecznie - jak twierdzi RMF FM - postanowiono, że misję walki o najwyższy urząd w państwie przejmie Rafał Trzaskowski.
Choć oficjalna decyzja nie została jeszcze ogłoszona, to Rafał Trzaskowski już dał sygnał, że coś jest na rzeczy. W czwartek oOpublikował na swoich profilach w mediach społecznościowych materiał wideo pt. "Jeszcze będzie normalnie", który przez wielu dziennikarzy i polityków został odczytany jako pierwszy spot wyborczy. Prezydent stolicy miał też sondować, kto z jego otoczenia uważa, że powinien wystartować w wyborach. Większość jego doradców miała być za takim pomysłem.
Jednak nie Sikorski, ani nie Grodzki
- Wszystkie partie w obliczu ostatnich wydarzeń dokonują nowych kalkulacji - stwierdził niedawno Sikorski w "Gościu Wydarzeń". Spekulacje o jego możliwym starcie w wyborach prezydenckich rozpoczęły się przed kilkoma tygodniami, ale ostatnio wyraźnie przybrały na sile. To on miał być drugim najpoważniejszym kandydatem do zastąpienia Kidawy-Błońskiej.
Co ma Sikorski, a czego nie ma Kidawa-Błońska? Przede wszystkim jest to charyzma - w PO zdawano sobie sprawę, że wypadającą niepewnie przed kamerami kandydatkę zastąpiłby obyty z mediami i nie dający zbić się z tropu polityk. Dodatkowo Sikorski ma o wiele większe polityczne doświadczenie, niż Kidawa-Błońska. Był ministrem zarówno w rządzie PiS, jak i rządach PO-PSL. Na jego korzyść działa też doświadczenie na arenie międzynarodowej - był europosłem, a swego czasu mówiło się o tym, że mógłby zostać sekretarzem generalnym NATO. Ostatecznie nie zdecydowano się na niego lub sam Sikorski nie zgodził się zostać kandydatem na prezydenta.
Gdy Tomasz Grodzki zostawał marszałkiem Senatu, wielu polityków PO widziało w nim osobę, która może tchnąć nowego ducha w Platformę i całą Koalicję Obywatelską. Grodzki od początku był atakowany przez polityków Prawa i Sprawiedliwości i życzliwe rządowi media i wydaje się, że z biegiem czasu utracił nieco pozycję, jaką zajmował jeszcze jesienią 2019 roku.
Jego nazwisko pojawiało się w medialnych wyliczankach, bo badal byłby dużo groźniejszym rywalem dla Andrzeja Dudy, niż Małgorzata Kidawa-Błońska. Tomasz Grodzki jest w pewien sposób symbolem walki z Prawem i Sprawiedliwością - to on, jako marszałek Senatu, ocenia i krytykuje ustawy, składane przez PiS. Od początku swojego urzędowania dba też o relacje z zagranicznymi politykami.
Tusk tylko w sferze marzeń PO
Donald Tusk to od początku była najmniej prawdopodobna kandydatura, która jednak gwarantowałaby prawdopodobnie najlepszy wynik PO. Telenowela dotycząca startu Tuska w wyborach ślimaczyła się od maja 2019 do początku 2020 roku. Ostatecznie były premier przyznał, że z badań wyszło mu, iż ma w Polsce zbyt duży elektorat negatywny, więc woli oddać miejsce komuś innemu.
Ostatnio jednak nadzieje w szeregach PO odżyły. Tusk mógłby wkroczyć do akcji, jako najbardziej doświadczony obecnie polski polityk. Był premierem, przewodniczącym Rady Europejskiej, a obecnie przewodzi Europejskiej Partii Ludowej. Znajomości polityki na najwyższym szczeblu - a tego oczekuje się od prezydenta - nie można byłoby mu odmówić.
Z drugiej strony, gdyby Tusk zaangażował się w wybory, wystartował i przegrał, to jego dorobek polityczny poważnie by na tym ucierpiał. Radosław Sikorski stwierdził ostatnio, że gdyby tylko Donald Tusk zechciał, to cała Platforma poparłaby jego kandydaturę. Wygląda więc na to, że Donald Tusk po prostu nie zmienił zdania.
Opcją "atomową" był Borys Budka, gdyby zdecydował się samemu wystartować w wyborach prezydenckich. Położyłby na szali swoje dalsze przewodzenie Platformie Obywatelskiej. Słaby wynik (nawet w okolicach 10 proc.) sprawiłby, że nie mógłby de facto pozostać liderem PO.
Z drugiej strony, gdyby Budka odrobił stratę i zostawił w tyle wszystkich oprócz Andrzeja Dudy, umocniłby na długi czas swoją pozycję w partii i przerwałby zakusy Grzegorza Schetyny. Tak czy siak, była to opcja raczej mało prawdopodobna.