Ten ruch wymusza zmiana granic miasta oraz przyszłoroczne wybory samorządowe, w których wybierzemy nie tylko nowego prezydenta, ale także 25 radnych.
- W Opolu trwa obecnie rewolucja obywatelska, a jednym z jej z elementów jest właśnie zmiana okręgów wyborczych - przekonuje prezydent Arkadiusz Wiśniewski. - Dziś wytyczone okręgi są nieludzkie i nieobywatelskie. Chcemy to zmienić, chcemy to zrobić uczciwie i uciec od zarzutów o polityczne przygotowywanie okręgów wyborczych.
Projekt przygotowany przez Grzegorza Marcjasza, sekretarza urzędu miasta, zakłada, że będą tylko cztery okręgi wyborcze, zamiast pięciu.
- Poprzedni układ był chaotyczny, my wprowadzamy porządek oparty o linię rzeki Odry - przekonuje Marcjasz. - Działaliśmy na podstawie prawa i reguł, które dokładnie określają, ile osób musi być w okręgu. Ci mieszkańcy, którzy zostali przejęci w trakcie zmiany granic miasta, to zbyt mała grupa, aby stworzyć dla nich osobny okręg wyborczy - przekonywał Marcjasz.
Tyle, że to oznacza wspólny okręg wyborczy dla mieszkańców Czarnowąsów i osiedla Armii Krajowej. Z kolei opolanie z peryferyjnych dzielnic Winów i Sławice będą mieć wspólnych radnych z mieszkańcami Zaodrza. W praktyce spowoduje to, że kandydaci z dzielnic peryferyjnych będą mieć niewielkie szanse wyborcze.
Z pierwszego, drugiego oraz czwartego okręgu zostanie wybranych po sześciu radnych. Z trzeciego - wytyczonego od Grotowic, przez Nową Wieś Królewską po Gosławice, do rady miasta trafi siedem osób.
- To co zaproponował prezydent jest korzystne dla dużych ugrupowań, małe komitety z dzielnic szanse będą mieć marne - ocenia Marcin Gambiec, szef klubu Mniejszość Niemiecka dla Samorządu.
Marcin Ociepa, przewodniczący rady miasta, zapowiada z kolei, że propozycja prezydenta będzie poddana analizie, a ostateczną decyzję podejmą radni jeszcze w listopadzie.