Agencja wywiadowcza Välisluureamet twierdzi, że w rosnące wpływy „arcyradykalnej frakcji” w elitach rządzących Rosją sprawiają, że radykalizuje się całe rosyjskie przywództwo. Nawet te dość umiarkowane wcześniej grupy i politycy „zaczęli zwracać na siebie uwagę raczej ekstremalnymi wypowiedziami".
"Ich zachowanie może być oznaką paniki; być może zdali sobie sprawę, że wojna na Ukrainie była ogromnym błędem, którego nie da się naprawić, i że jedynym sposobem jest kontynuowanie walki, i to coraz bardziej radykalnymi metodami" - głosi raport agencji.
To może być plan Putina
Estoński wywiad nie wyklucza jednak, że to sam Putin moderuje taką sytuację w elitach politycznych.
"Może to być również część taktyki Putina, polegającej na dopuszczeniu do głosu radykałów, by pokazać, że w razie jego zniknięcia do steru dojdzie jeszcze bardziej ekstremistyczna grupa" - zaznaczyła Służba Wywiadu Zagranicznego.
Estońska agencja spekuluje, że taktyka ta wynika w dużej mierze z wczesnego faworyzowania przez Putina założyciela Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna i przywódcy Czeczenii Ramzana Kadyrowa, którzy należą do najbardziej radykalnych przedstawicieli w rosyjskich kręgach politycznych.
Prawdopodobnie w walce o utrzymanie władzy rosyjski prezydent obawia się pojawienia się konkurentów w swoim wewnętrznym kręgu. Aby tego uniknąć, daje Prigożynowi i Kadyrowowi większy autorytet, a także pozwala "postaciom władzy o dotychczas umiarkowanym wizerunku całkowicie skompromitować się radykalnymi wypowiedziami". Doskonałym tego przykładem jest Dmitrij Miedwiediew, wiceszef Rady Bezpieczeństwa Rosji, którego wypowiedzi stają się coraz bardziej skandaliczne i śmieszne.
Droga bez odwrotu?
Jeśli "rosnący wpływ radykałów w elicie rządzącej" jest rzeczywiście częścią planu Putina, to ta strategia może zaszkodzić jemu samemu - zauważa estoński wywiad. Bo w pewnym momencie rosyjski prezydent będzie miał "trudności z powstrzymaniem ultra radykałów ośmielonych przez swoje rosnące wpływy." A pod tym względem Prigożyn i Kadyrow są szczególnie niebezpieczni, bo "każdy z nich w rzeczywistości ma swoją prywatną armię" - czytamy w raporcie agencji.
źr. Välisluureamet, Bild
