Z mózgiem jak z rozrusznikiem - rozmowa po śmierci młodego Kamila

Malwina Gadawa
Znajomi 17-letniego Kamila protestowali przeciw odłączeniu go od aparatury. Lekarze orzekli śmierć mózgu
Znajomi 17-letniego Kamila protestowali przeciw odłączeniu go od aparatury. Lekarze orzekli śmierć mózgu fot. Janusz Wójtowicz
Czym różni się śpiączka od śmierci mózgu? Jak lekarze podejmują trudne decyzje? Czy nie są one podejmowane zbyt szybko? I czy w medycynie jest miejsce na cud? Mówi nam o tym prof. Małgorzata Łukowicz z kliniki Budzik.

W ciągu ostatnich dni głośno było o przypadku 17-latka z Wrocławia, u którego lekarze stwierdzili śmierć mózgu. Matka jednak nie wierzyła, chciała walczyć o jego życie, mając nadzieję, że uda się je uratować...
Nie znam stanu klinicznego pacjenta. Nie mogę z kilku ogólnych informacji podawanych w mediach powiedzieć czegoś więcej o jego rokowaniach. Jedno za to wiem na pewno - ostatnia zawsze umiera nadzieja.

Klinika Budzik znana jest z kilku spektakularnych wybudzeń pacjentów ze śpiączki, to jednak nie to samo, co śmierć mózgu. Czy wtedy można pacjenta uratować?
Do nas trafiają pacjenci w śpiączce, a nie w przypadku śmierci mózgu, po okresie pobytu na oddziałach intensywnej opieki medycznej, kiedy wszystkie parametry życiowe są w normie. Nasi podopieczni są w stanie poważnych zaburzeń świadomości. Zapewniamy im kompleksową opiekę medyczną i wielozmysłową stymulację, chcąc pobudzić działanie mózgu. Mamy do dyspozycji zespół specjalistów, stymulację wzroku, słuchu, EEG biofeedback, refleksoterapię, terapię czaszkowo-mózgową, metody fizykalne, w tym hydroterapię ineurologoterapię, kończąc na opiece psychologa nad dziećmi i ich opiekunami.

Jednak większość z nas nie wie, czy i jaka jest różnica między śpiączką a śmiercią mózgową.
Bo w tych przypadkach bardzo często występują te same objawy. Lekarze muszą ocenić różne formy aktywności. W obu tych stanach nie ma świadomości, mogą także występować odruchy rdzenia.

Przy okazji 17-latka z Wrocławia rozpoczęła się ponownie dyskusja o przeszczepach. Niektórzy twierdzą, że lekarze nie chcą walczyć o życie pacjenta, kiedy szanse na przeżycie są nikłe, bo wolą pobrać od niego organy.
To stwierdzenie jest bardzo kategoryczne i trudno mi z tym dyskutować. My, lekarze, zgodnie z przysięgą Hipokratesa zobowiązani jesteśmy zawsze walczyć o życie i dobro pacjenta. Myślę, że to również sprawa sumienia. To bardzo trudny problem i nie chciałabym nigdy być na miejscu osób orzekających o śmierci mózgu. Tak naprawdę niewiele wiemy, pomimo tylu badań i wysiłków naukowych o funkcjach mózgu. Nie potrafimy dokładnie ocenić stanu przytomności, świadomości. Nasze metody są niedoskonałe, a mózg po urazie może znajdować się w stanie dezorganizacji - nazywamy to czasem szokiem mózgowym i trudno powiedzieć, czy się "podniesie". Są przypadki, że pomimo orzekania pacjent się wybudził. I właśnie to rodzi wątpliwości.

CZYTAJ TEŻ: Siedemnastoletni Kamil nie żyje. W nocy jego serce przestało bić

Miała Pani taki przypadek?
Tak, kilka lat temu. To była dziewczynka, miała może 10 lat. Lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. Miała rozpoznanie śmierci pnia mózgu, potem zamazane pisakiem. Teraz to zdrowa dziewczyna, która studiuje. Trudno niektórym w to uwierzyć, ale taka jest prawda. Nigdy nie będziemy mieli pewności - takie decyzje są niezwykle trudne i cieszę się, że nie musiałam o tym nigdy decydować. Czy w takich przypadkach możemy mówić o cudzie, ingerencji Boga? Nie wiem. Jeżeli jednak zdarzają się takie sytuacje, to można mieć wątpliwości. Na wiele pytań nie znamy jeszcze odpowiedzi.

Co jest najważniejsze w walce o wybudzenie pacjenta?
Walka z urazem wtórnym mózgu, zapobieganie powikłaniom, ich wczesne rozpoznanie, bo to wszystko odsuwa neuropla-styczność, czyli zdolność tkanki nerwowej do tworzenia nowych połączeń. W czasie, kiedy organizm walczy z infekcją i powikłaniami, procesy neuroplastyczności są hamowane. Staramy się bombardować mózg różnymi bodźcami, które mają za zadanie pobudzić twór siatkowaty. Wszystko po to, żeby wywołać jakąkolwiek odpowiedź. Przy bodźcach liczymy na to, że tak jak w samochodzie, przy uszkodzonym rozruszniku, kręcimy, kręcimy i czekamy, aż w końcu zaskoczy.

DALSZY CIĄG NA DRUGIEJ STRONIE - ZOBACZ

Wiele osób w ciężkich przypadkach nie widzi już nadziei. Pacjenci w śpiączce nazywani są często roślinami, bo nikt nie wierzy w ich powrót do normalnego życia.
Bardzo nie lubię tego określenia, ale czasami stan świadomości pacjenta nie poprawia się. Zresztą, tak jak powiedziałam, trudno ocenić, co pacjent odczuwa. Rzadko, ale pojawiają się stany minimalnej świadomości. Musimy jednak pamiętać, że w takich przypadkach ciągle mamy do czynienia z człowiekiem i tak go powinniśmy trak-tować. Mimo że ma ograniczoną świadomość.

Medycy zaznaczają, że świat idzie do przodu, ale w takich sytuacjach, jak u 17-latka z Wrocławia, są bezsilni. Naprawdę nie można nic zrobić?
Trudno mi ocenić, jak było w przypadku tego pacjenta, ale to prawda: jesteśmy bezsilni, bo nie mamy urządzeń do dokładnej oceny. Możemy zgodnie z zaleceniami wykonać testy, musimy do tego stwierdzić masywne uszkodzenie mózgu w badaniach obrazowych. Trwają natomiast dyskusje nad definicją śmierci mózgu i nie dla wszystkich jest ona jednoznaczna. Biorąc pod uwagę wiele kontrowersji, pewne jest, że temat będzie do nas powracał.

Głośno było w ostatnim czasie o słowach prof. Talara, który stwierdził, że śmierć mózgu nie istnieje, więc lekarze pobierają organy od żywych osób. Nie zgodziła się z nim znaczna większość środowiska lekarskiego. A co Pani sądzi o tych słowach?
Z różnych powodów nie chciałabym wypowiadać się na ten temat...

A może to obowiązujące przepisy, które precyzują, w jakich przypadkach należy stwierdzić śmierć mózgu, wiążą ręce lekarzom?
Przepisy pozwalają nam podejmować decyzje, które są naprawdę bardzo trudne i obciążające. Nie wyobrażam sobie, żeby takie decyzje nie były podparte wytycznymi. Ważne jest, by postępowanie w każdym przypadku było takie samo i żeby nie było rozbieżności. W przeciwnym wypadku doprowadziłoby to do zamieszania, szeregu nieporozumień czy spraw sądowych. Wiele już powiedziałam na temat niejednoznaczności, więc bez ścisłych przepisów nie można byłoby podjąć decyzji wcale, bo każda mogłaby zostać podważona. Są wyznaczone kryteria śmierci mózgu, są przepisy prawne mówiące o jej orzekaniu, ale pamiętajmy, że to tylko prawo i stworzyli je ludzie.

Jak kwestie wybudzenia ze śpiączki czy leczenie pacjentów, takich jak 17-latek z Wrocławia, rozwiązuje się w innych krajach europejskich?
To przedmiot dyskusji w wielu krajach. Pojawiły się już rozwiązania takie jak w Polsce. W każdym kraju muszą być ośrodki wyspecjalizowane, które przejmują pacjentów z oddziałów intensywnej terapii i prowadzą terapię wybudzeniową. W Stanach Zjednoczonych jest stowarzyszenie zajmujące się propagowaniem wiedzy o terapii wybudzeniowej. U nas powstał już pierwszy wzorcowy ośrodek dla dzieci - Budzik w Warszawie. Wiem, że są plany stworzenia takiego ośrodka dla dorosłych. Jest to, jak widać, bardzo pilne i konieczne. Mam nadzieję, że w końcu uda się zrealizować te zamierzenia.

Być może niepogodzenie się niektórych pacjentów z diagnozą to efekt braku zaufania do lekarzy i polskiej służby zdrowia?
Nie sądzę. Mamy do czynienia w takich przypadkach z sytuacją krytyczną - młody, zdrowy człowiek ulega wypadkowi. Trafia do szpitala i nagle jego bliscy słyszą, że już nic nie można zrobić, nie ma żadnej nadziei. Trudno w to uwierzyć. Zawsze myśli się, że to jeszcze nie koniec, że przecież trzeba próbować, walczyć. Orzekanie w takich sytuacjach jest niezwykle trudne, dlatego powstały przepisy, żeby wątpliwości można było zredukować to minimum. Na szczęście do mnie trafiają pacjenci, którzy mają jeszcze szanse. W klinice Budzik dajemy naszym podopiecznym nadzieję. Walczymy o ich życie i zdrowie. Walczymy o każdego pacjenta. Do tej pory nie musiałam być w sytuacji, w której decyduje się o życiu i śmierci. Lekarze są jednak obarczeni taką odpowiedzialnością i to się nie zmieni - bez względu na zaufanie pacjentów.

Rozmawiała: Malwina Gadawa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Z mózgiem jak z rozrusznikiem - rozmowa po śmierci młodego Kamila - Gazeta Wrocławska

Komentarze 20

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

r
racjonalny
Znalazłeś lukę prawną, której nie spostrzegłem. Choć jest to i tak tylko wynik odpowiednio sformułowanego prawa (które w innym kraju może być inne), a nie samej natury rzeczy. Ale OK, to też jest jakiś czynnik. Powiem więc trochę inaczej: jako racjonalista biorę też pod uwagę, że może istnieć jakiś ułamek ułamka promila szansy na to, że lekarz albo aparatura może się pomylić stwierdzając zgon. W związku z tym opłaca mi się poświęcić tę minutę swojego życia, żeby uniemożliwić pobranie ode mnie organów. Na tej samej zasadzie, jak opłaca mi się kupić zamek i zamknąć drzwi, nawet jeśli jestem PRAWIE pewien, że nikt mnie nie okradnie - lepiej się zabezpieczyć na zapas niż później żałować. Natomiast nadal nie mam żadnego interesu, żeby komuś oddać swoje organy.

Czyli teza dalej zachowuje moc. Moje serce i moja wątroba zgniją razem ze mną w ziemi.
r
racjonalny
A mimo to i tak je zatrzymam, bo nie mam żadnego interesu, żeby je oddać. Po prostu.
w
w
komplecie
n
not so rational now
Jeżeli nie poświęcisz ani minuty na "załatwienie różnych formalności" czyli nie zgłosisz SPRZECIWU ws. wykorzystania Twoich organów to właśnie organy zostaną od Ciebie pobrane. Nowe pytanie brzmi: Czy tylko po to aby NIE POMÓC nikomu PO ŚMIERCI opłaca się tracić czas PRZED ŚMIERCIĄ na załatwianie formalności związanych z niewyrażeniem zgody na pobranie od Ciebie narządów. Trochę się ta Twoja teza rozsypała. Problem z ludźmi, którzy twierdzą że są lub pragną być postrzegani jako racjonaliści to bardzo często brak pokory - myślą że 'pozjadali wszystkie rozumy'.
h
hahah
ale tobie czyjeś organy się należą, prawda? żebyś dalej mógł pić herbatkę.
sic, że też mózgu nie przeszczepiają....
A
A
Skoro i tak nie ma nic po śmierci (też tak uważam) to po co Ci te Twoje organy wtedy?
j
jeff
ano fikcja, ale dlatego że od kilkudziesięciu lat lekarze nie składają przysięgi hipokratesa tylko przyrzeczenie lekarskie
j
josif47
Przysiega Hipokratesa dzis to FIKCJA!
s
szyderca
żeby zobaczyć kto odpowiedział i ile jest ocen. Nudzi się widać, oj nudzi :)
r
racjonalny
Skoro wierzymy w naukę, to wiemy też, że po śmierci nic nie ma. Jaki więc mam interes w tym, żeby komuś pomóc? Nie mam żadnego. Nawet nie dowiem się, komu dano moje organy. Mam w d... wszystko, co będzie się działo po mojej śmierci. Tak więc pomoc komuś innemu PO ŚMIERCI nie jest warta nawet poświęcenia minuty PRZED ŚMIERCIĄ na załatwienie różnych formalności. Ci, co tak wściekle tu ujadają za transplantologią, to w rzeczywistości właśnie są takimi zindoktrynowanymi lemingami. Dali sobie wmówić, że należy innym pomagać, a nie pomyśleli nad tym, że w ostatecznym rachunku nic z tego nie mamy.

Mam też w nosie fakt, że ktoś inny z mojej rodziny mógłby w przyszłości skorzystać z organów jakiegoś dawcy. Wszystko i tak rozbija się o pieniądze, jak będzie miał kasę to i tak skorzysta, jak nie, to z organów skorzysta jakiś kasiasty cwaniak, a frajer straci, a nic nie zyska.

A teraz, jak na racjonalistów przystało, czekam na wiązankę inwektyw i minusy, bo nie sądzę, żebyście byli w stanie zbić argumentami moje tezy. Rozumiem też matkę, która ponad wszystko przekłada EGOISTYCZNY interes swojej rodziny. Nawet jeśli boi się na zapas. Ja też gdybym miał wybrać teraz pomiędzy szklanką herbaty z cytryną a życiem jakiegoś właśnie umierającego bezdomnego gdzieś w Australii, wybrałbym to pierwsze.

A teraz idę zaparzyć pyszną herbatkę, potem film z mordobiciem i chipsami w łapce, a potem lulu :-)
o
oli
"Restart" mózgu, ponowne uruchomienie???? Litości, niektórym za bardzo miesza się wirtualna rzeczywistość z prawdziwym życiem. Zrestartować to można sobie komputer, a nie coś tak skomplikowanego i powiązanego na zasadzie różnych sprzężeń z innymi narządami jak mózg.
U
Uważna
A co powiesz o pochopnym odłączeniu od aparatury osoby, która mogłaby żyć nadal - w pełni sprawnie lub niemal w pełni sprawnie? Ile osób (także chorych na różne choroby) medycyna skazała na śmierć, a one jednak przeżywały? Z tym, że ciężko chory człowiek może jeszcze podjąć walkę. A człowiek, który w wyniku błędu lekarskiego zostaje odłączony, choć mógłby żyć, nie ma na tę walkę żadnej szansy, bo decydują za niego inni.
n
niestety
Są znacznie gorsze rzeczy niż wyłączenie aparatury zbyt wcześnie. O wiele straszniejsze jest utrzymanie aparatury na tyle długo, aby do w miarę stabilnego życia powrócił żywy trup bliskiej Ci osoby, już bez działającego umysłu, za to pełen nierozumiejącego strachu, jedynego uczucia pozostałego w resztkach mózgu, wiedzącego tylko zwierzęco że coś złego się stało.
h
hgw45
Ale co masz do niej właściwie? Bardzo rozsądne i wyważone wypowiedzi.
No chyba że jesteś jednym z tych kuców co jak nie słyszą jednoznacznego rżenia "jest tak dokładnie i absolutnie nie inaczej" to węszą spisek.
E
Ech...
Facet, jesteś klasycznym przykładem żarliwego wyznawcy bezmyślnego "racjonalizmu". Nauka, owszem, uznała że śmierć mózgu zdiagnozowana według takich to a takich parametrów należy uznać za śmierć organizmu. Bo coś trzeba było uznać za taki wyznacznik, ponieważ jesteśmy w stanie utrzymać działanie sprawnych narządów beznadziejnego trupa przez absurdalnie długi czas.

Tylko że z tego, że nauka arbitralnie przyjęła ten stan za granicę między życiem i śmiercią w ogóle nie wynika że jest to istotnie stan nieodwracalny. Wynika jedynie, że według obecnego stanu nauki nie znamy mechanizmów zdolnych uruchomić mózg z powrotem i nie obserwujemy statystycznie istotnej liczby samorzutnych "restartów".

Ale to, k*rwa, nie znaczy że nauka stwierdza iż takie mechanizmy są niemożliwe! To tylko kuce Dawkinsa, bez własnego pomyślunku za to chętnie podpinające się pod modne światopoglądy tak twierdzą.
Wróć na i.pl Portal i.pl