Zamach na Trumpa. Ekspert: Punkt zwrotny, ale nie przesądza o wyniku. „Historia zamachu na Trumpa będzie wpisywana w partyjne narracje"

Grzegorz Kuczyński
Wideo
od 18 latprzemoc
Od kilku dekad Ameryka nie widziała próby zabójstwa kandydata na prezydenta. Strzały w Butler, w Pensylwanii, wstrząsnęły nie tylko zwolennikami Donalda Trumpa. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to jeden z kluczowych momentów kampanii. Czy decydujący? O tym rozmawiamy z amerykanistą Andrzejem Kohutem, autorem książki „Ameryka. Dom podzielony”. Książki jakże aktualnej szczególnie teraz.

Spis treści

Zamach na Trumpa. Secret Service i zamachowiec

Zacznę od pytania, które szczególnie budzi emocje po tym, co się wydarzyło w Butler: czy ten wiec był dobrze zabezpieczony? Czy Donald Trump był chroniony w odpowiedni sposób? To jest pytanie o Secret Service, o lokalne służby. Wiemy, że pojawiły się głosy krytyki ze strony Republikanów. Nawet jeden z kongresmenów GOP napisał na platformie X, że ma informacje, iż szef Homeland Security odmawiał zwiększenia ochrony Donalda Trumpa.

Słowa krytyki z całą pewnością są uzasadnione. Co do tej informacji, że Trumpowi zostało odmówione rozszerzenie tej ochrony Secret Service, szefowa tej służby dementuje. Mamy na razie słowo przeciwko słowu, śledztwo pokaże nam to w większych szczegółach. Jednak z zabezpieczeniem tak ważnego wydarzenia coś poszło nie tak, gdy w sytuacji, w której w bezpośrednim otoczeniu wiecu odbywającego się na otwartej przestrzeni, strzelec mógł znaleźć się na dachu budynku. Mało tego, są informacje od świadków, którzy twierdzą, że zauważyli go wcześniej i informowali służby, ale żadne działania w związku z tym nie zostały podjęte.

Chyba tak najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się pewne zlekceważenie zagrożenia, być może pewne niedopełnienie procedur. To pewnie w śledztwie wyjdzie. Secret Service dobrze zachowało się już w tej drugiej części wydarzenia, gdy osłaniało Trumpa, wyprowadzając go ze sceny, kiedy zajęto się zlikwidowaniem zamachowca. Natomiast to, że w ogóle do tego zdarzenia doszło, to jest jednak odpowiedzialność amerykańskich służb. Myślę, że zwłaszcza w tak gorącym politycznym okresie to będzie musiało być drobiazgowo wyjaśnione.

Niestety, to niedoskonałe zachowanie służb prowokuje pytania, dociekania, nawet pewne teorie spiskowe, czy nie było tu być może jakiegoś ukrytego działania, jakiegoś elementu, którego dziś w pełni nie widzimy. I pytanie, czy kiedykolwiek zobaczymy. Ja starałbym się trzymać jak najdalej od tego rodzaju przypuszczeń, natomiast rozumiem, że w sytuacji generującej tak dużo zainteresowania i napięcia, tego rodzaju dociekania są nieuniknione.

Pojawiły się informacje, że zamachowiec był zarejestrowanym wyborcą Republikanów, ale były też informacje, że wpłacał pieniądze na kampanię Demokratów. Jak to jest z tym amerykańskim zjawiskiem, czyli rejestrowaniem się jako wyborca tej czy drugiej partii? Jakie to ma znaczenie?

Nie mamy stuprocentowej pewności, że był to wyborca republikański. Aby zagłosować, amerykańscy wyborcy muszą się najpierw zarejestrować, a przy okazji mogą wskazać swoje polityczne preferencje - to często warunek udziału w prawyborach konkretnej partii, nie oznacza jednak, że wyborca jest zmuszony by na tą partię później zagłosować. Wiemy też, że zamachowiec dokonał kiedyś wpłaty na organizację kojarzoną raczej z Demokratami.

Z tych informacji trudno wysnuć jednoznaczny wniosek, czy on był zwolennikiem Republikanów czy Demokratów. Być może było tak, że raz głosował na tych, a innym razem na tamtych. Ten człowiek miał 20 lat, więc ten okres jego politycznej zmiany też nie był długi. To jest ten element obrazu całości, którego nie widzimy dziś jeszcze w pełni.

Zamach na Trumpa. Jak wpłynie na kampanię?

Jak próba zabicia Donalda Trumpa może wpłynąć na kampanię? Zarówno po stronie Republikanów i sztabu Trumpa, jak też po drugiej stronie, obozu Joe Bidena?

To jest moment, który na pewno wzmocni kampanię Trumpa, która była już zresztą silna przed ostatnimi wydarzeniami. To była kampania, która miała wszelkie szanse by skończyć się sukcesem Donalda Trumpa na jesieni. Teraz dostała jeszcze taki mocny, ikoniczny obrazek związany z zamachem na samego Trumpa. Myślę, że z perspektywy jego kampanii jest to również cenny moment, żeby zmobilizować tych wyborców, którzy gdzieś tam sympatyzowali z Republikanami, bliższe im były wartości republikańskie, ale z jakichś powodów sama osoba Donalda Trumpa jako kandydata nie wydawała im się atrakcyjna. Być może tych właśnie wyborców uda się zmobilizować, to może bardzo pomóc Trumpowi na jesieni.

Z drugiej strony, w jeszcze trudniejszej sytuacji znaleźli się Demokraci, którzy i tak już od dwóch tygodni właściwie nie prowadzą kampanii. Nie szukają sposobu, jak pokonać Trumpa, bardziej skupiają się na sobie. Kto też powinien zostać ich kandydatem w listopadowych wyborach? Czy dalej powinien to być Joe Biden, czy powinna nastąpić zmiana? A teraz dodatkowo znaleźli się w sytuacji, w której nie mogą prowadzić kampanii, jaką sobie zaplanowali.

Ta kampania dotychczasowa opierała się na założeniu, że ponieważ Joe Biden jest dość kiepsko oceniany za swoje dotychczasowe dokonania i jednocześnie pojawia się bardzo dużo wątpliwości dotyczących jego wieku, to taką drogą, która może doprowadzić go do zwycięstwa jest tak naprawdę przedstawienie Trumpa jako jeszcze gorszej alternatywy Bidena. Zresztą Biden wielokrotnie to powtarzał: porównujcie mnie nie do Wszechmocnego, ale do alternatywy. I to rysowanie potencjalnej dyktatury Trumpa, Trumpa który zakończy wręcz istnienie Stanów Zjednoczonych w takim kształcie, jaki znaliśmy do tej pory, było pewnym motorem i pewnym pomysłem na zwycięstwo Bidena w tej kampanii. W najbliższych tygodniach sztab Bidena będzie musiał wymyślić, jak przeformułować tę kampanię, przynajmniej na jakiś czas, bo siłą rzeczy nie będzie miejsca na tak ostrą kampanię negatywną. Gdyby Demokraci podążali dotychczasową ścieżką, szybko naraziliby się na oskarżenie o podsycanie konfliktu, prowokowanie następnego tragicznego zdarzenia. Będą musieli tę kampanię przeformułować, co sprawia, że droga Bidena do zwycięstwa staje się jeszcze trudniejsza.

Co w tej sytuacji z kwestią ewentualnego wycofania się Bidena z wyborów?

Kluczowe jest, co na ten temat myśli sam Joe Biden. Bo jeśli on będzie się trzymał tego, że wciąż jest najlepszym kandydatem by pokonać Trumpa, a to jest bardzo silne przekonanie obecnego prezydenta, to nie ma sposobu, by kandydata Demokratów wymienić. Mam wrażenie, że po debacie był taki moment, kiedy po dwóch tygodniach intensywnej wewnętrznej dyskusji, czy Bidena należy wymienić, wielu Demokratów zbliżyło się do takiego punktu, gdzie spodziewali się, że może się to udać. Była ta konferencja Bidena po szczycie NATO, i przed nią pojawiły się informacje, że wielu kongresmenów i senatorów szykuje oświadczenia wzywające Bidena do ustąpienia. Krótko mówiąc, wyglądało to tak, jakby politycy Partii Demokratycznej zakładali, że Biden znowu wypadnie wyjątkowo źle w momencie, kiedy będzie musiał wystąpić bez uprzednio przygotowanych wypowiedzi i w następstwie tej konferencji będzie doskonały moment, żeby przypieczętować kampanię Bidena i przymusić go niejako do tego, by zrobił miejsce dla nowego kandydata. Biden na tej konferencji zaliczył oczywiście takie widowiskowe potknięcia, natomiast jego występ jako całość był jednak lepszy niż na debacie. Nie podniosła się aż taka fala krytyki. Dlatego tylko kilka oświadczeń Demokratów wzywających Bidena do rezygnacji się pojawiło. No a potem zamach na Trumpa przykrył wszystko. Ten moment więc znów minął.

Im bliżej jesteśmy wyborów, tym bardziej wymiana Bidena wydaje się mniej prawdopodobna. Z perspektywy Joe Bidena to, co się wydarzyło, w takim wymiarze politycznym, nie chcę, by zabrzmiało to zbyt cynicznie, to jest taki moment wytchnienia, to jest taki moment, gdy Biden po dwóch tygodniach bycia w absolutnym centrum uwagi wszystkich komentatorów politycznych w USA nie tylko ma szansę uporządkować sytuację we własnym obozie, ale ma szansę pozbierać na nowo swoją kampanię i nadać jej jakiś nowy rozpęd. Więc myślę, że ten zamach na Trumpa w pewnym sensie oddalił szansę na wymianę Bidena, bo ta presja, która narastała w ciągu ostatnich dwóch tygodni, ulegnie pewnemu osłabieniu. Mamy już pierwsze sygnały, że również wśród Demokratów pojawiła się taka większa ostrożność w podnoszeniu wątpliwości dotyczących Bidena właśnie w aspekcie tego zamachu. No i każdy kolejny dzień mijający od czasu tej debaty, a przybliżający nas do sierpniowej konwencji Demokratów, będzie tak naprawdę umacniał Joe Bidena i powodował, że jego pozostanie w wyścigu staje się bardziej realne.

Ameryka. Dom podzielony

Wiele mediów, w tonie kategorycznym wręcz, pisze, że ten zamach to był moment decydujący kampanii, że Trump już wygrał wybory. Pan też podziela takie zdanie? Czy może jest jednak trochę za wcześnie przesądzać wynik wyborów?

Wydaje mi się, że gdyby do tego zamachu doszło na dwa tygodnie przed wyborami, czy w momencie, gdy byłaby już możliwość wczesnego głosowania, a zbliżałby się ten właściwy dzień wyborczy, to być może to wydarzenie rzeczywiście mogłoby zamknąć okres kampanii, przesądzić ją na rzecz Donalda Trumpa, który, jak już mówiłem wcześniej, jest w tej kampanii na pozycji uprzywilejowanej, ta jego droga do zwycięstwa wydaje się dużo łatwiejsza.

Natomiast przed nami jeszcze blisko cztery miesiące kampanii i tego jej najbardziej intensywnego okresu, który następuje po konwencjach, więc jeszcze bardzo dużo może się jeszcze wydarzyć i jednocześnie, myślę, że ta historia z zamachem, mimo wszystko, bo tak się dzieje z każdą historią medialną, będzie stopniowo schodzić z nagłówków. Będzie też nieco inaczej postrzegana. Bo dziś jest postrzegana jako, raz, tragedia tych, którzy stracili bliskiego, dwa, szokująca historia z zamachem na byłego prezydenta USA. Natomiast ona stopniowo, ta historia zamachu, będzie stopniowo wpisywana w jakieś partyjne narracje. To będzie gdzieś ubierane w te szaty amerykańskiej polaryzacji. Patrząc na doświadczenia historyczne kampanii wcześniejszych, nie wyobrażam sobie, żeby tego rodzaju wydarzenie na cztery miesiące przed wyborami mogło tę kampanię jednoznacznie przesądzić/ Oczywiście, jak mówiłem wcześniej, Trump wydaje się bliższy zwycięstwa. Natomiast, myślę, tutaj jeszcze wiele może się wydarzyć.

Wspomniał Pan o polaryzacji amerykańskiego społeczeństwa, elit politycznych. Przypomniał mi się cytat, do którego nawiązuje tytuł Pana książki „Ameryka. Dom podzielony”, cytat z Abrahama Lincolna: „Dom podzielony ostać się nie może”. Niezależnie od wyniku wyborów, czy ta kampania, ten zamach na Trumpa, czy to wszystko jeszcze bardziej podzieli Amerykę, czy wręcz przeciwnie, czy to jest wreszcie jakaś okazja do tego, żeby ja raczej jednoczyć? Czy w ogóle jest wola polityczna po obu stronach konfliktu, żeby do czegoś takiego miało dojść?

Mam wrażenie, że w ostatnim zdaniu tego pytania pan redaktor dotknął kwestii absolutnie kluczowej, tzn. wydaje mi się, że przez ostatnie lata, i nie dotyczy to tylko Stanów Zjednoczonych, polaryzacja, granie na tych podziałach politycznych, wzmacnianie tych podziałów, mobilizowanie swoich wyborców, bo to o to chodzi, poprzez polaryzację, stało się tak wygodnym narzędziem prowadzenia polityki i zarazem nieodzownym (trudno sobie wyobrazić, czym miałoby być zastąpione), że obawiam się, iż nie ma takiego wydarzenia, które na dłuższą metę skłoniłoby polityków do rezygnacji z używania tego narzędzia. To raz. A dwa, te podziały w następstwie używania polaryzacji do celów politycznych są już na tyle głębokie . że nie ma takiego wydarzenia, które mogłoby zasypać podziały.

Spodziewam się, że w najbliższym czasie ton debaty politycznej ulegnie pewnemu złagodzeniu, politycy będą się autocenzurować, uważając, by się nie narazić na oskarżenia o podsycanie nastrojów i prowadzenie do następnego zamachu. Ale to minie. Znamy to również z polskich doświadczeń. To po jakimś czasie ustępuje takiej normalnej politycznej walce. Czasami prowadzi do pogłębienia tych podziałów. Niestety, pesymistycznie zakładam, że podobnie będzie i w tym scenariuszu, tej dyskusji, którą obserwujemy w Stanach Zjednoczonych.

Rozmawiał Grzegorz Kuczyński

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

P
PI Grembowicz
Lewica, komuna, socyaliści, demokraty, esbecja: PRL bis - wszyscy wściekli!...

Real Life of Politik
g
gosc
Nasi swego czasu wiedzieli jak wymienić z kidawy na trzaskoskiego

Próbujcie 😊
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl