Miał wtedy 17 lat. Gosia miała piętnaście. Poznali się na dyskotece. Jak dziś pamiętał to ona go zaczepiła. Z jego relacji wynika, że była bardzo pijana. Kilka razy wyprowadzał ją na dwór i wymiotowała. Wreszcie po północy a może nawet po pierwszej – gdy był z nią na dworze przed wiejską świetlicą, w której trwała zabawa – podszedł do nich jakiś mężczyzna. Powiedział, że ma na imię Irek i że jest jej bratem. Miał pretensje, że się upiła. Powiedział, że ją zabiera. Krzysztof K. szedł z nimi jakiś czas a potem ów „Irek” poszedł z nią sam a Krzysztof wrócił na dyskotekę. O tym, ze Gosia nie żyje i została znaleziona brutalnie zgwałcona, zamarznięta, na jednej z posesji we wsi, dowiedział się 1 stycznia po południu.
Tak to dziś pamiętał i taką wersję opowiedział sądowi. Podobnie zeznał podczas pierwszego przesłuchania jeszcze w dniu odnalezienia zwłok dziewczyny. Sąd zwracał dziś świadkowi uwagę na sprzeczności w – tych sprzed lat i tej relacji, którą usłyszeliśmy dzisiaj. Nie na wszystkie wątpliwości sądu świadek umiał odpowiedzieć. Nie na wszystkie pytania sądu, pełnomocnika rodziców Gosi i obrońców potrafił precyzyjnie odpowiedzieć.
Oskarżony o zabójstwo Małgosi Ireneusz M. dopytywał świadka o wygląd owego „Irka”, który miał podawać się za brata Małgosi. Brata, którego ona nie miała. Świadek raz zeznał, ze ten Irek był od niego wyższy potem powiedział, że nie jest tego pewien w końcu, ze jednak był wyższy. Oskarżony poprosił żeby postawić go obok świadka. Okazało się, że Ireneusz M. jest niższy od Krzysztofa. A ten stwierdził, że w 1997 roku był tego samego wzrostu.
Krzysztof K. przez wiele miesięcy był podejrzewany przez policję o udział w zbrodni. Nigdy nie znaleziono dowodów. W 1997 był wiele razy przesłuchiwany. Bywało, że przyznawał się do udziału w gwałcie ale zaraz wszystko odwoływał. Już w 1997 roku skarżył się na pobicie przez policjanta. Prokuratura umorzyła jednak wówczas śledztwo choć przyznała, że do zdarzenia doszło. Z ustaleń śledztwa wynikało że Krzysztof K. naprawdę został pobity. Prokuratura uznała jednak "niską szkodliwość czynu". Uznając że policjant który bił był wzburzony zbrodnią miłoszycką. Krzysztof K. przez długi czas był nękany przez policję jako osoba podejrzewana o związek ze zbrodnią - opowiada osoba znająca szczegóły tej sprawy.
Krzysztof K. w rozmowach z różnymi osobami opowiadał różne wersje wydarzeń. Na procesie niewinnie skazanego Tomasza Komendy „rozpoznał” w nim nawet owego „Irka” rzekomego brata ofiary. Rozpłakał się podczas zeznań. Jednak później owo „rozpoznanie” odwołał.
