Twierdził, że miał dziwne życie. On - syn pirotechnika, który został aktorem. Chłopak z krakowskich Krzemionek, który - zamiast wzorem innych uciekać za karierą do stolicy czy za granicę - wybrał życie w rodzinnym mieście. Może, jak sam tłumaczył po latach, po prostu tutaj było mu dobrze. A może wcześniej zdążył się wyszumieć i poznać trochę świata.
Odkrywał go w przedwojennej i wojennej zawierusze: najpierw był wyjazd do Dęblina, potem do Warszawy, wreszcie do Lwowa, gdzie „całymi dniami bałakał z baciarami”. Stamtąd wrócił do Krakowa, ostatnim kolejowym transportem. Pewnego dnia 1942 roku w kawiarni zaczepiło go dwóch mężczyzn pytając, czy nie chciałby dołączyć do Teatru Podziemnego. Chciał. I tak to się zaczęło.
Mało jest aktorów, którzy raz wybrawszy teatr, pozostają mu wierni przez całe życie. Cebulski był właśnie takim wyjątkiem. Na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego zadebiutował w 1947 roku (miał już wtedy dyplom studium aktorskiego Starego Teatru) i potem, regularnie pojawiał się na niej przez kolejne 70 lat. Łącznie stworzył ok. 150 ról (i mówił, skromnie, że to nic niezwykłego, bo przecież Ludwik Solski miał ich w portfolio 600).
Jego ukochane kreacje to m.in.: Stiepan w „Ożenku” Gogola i Sganarel w „Don Juanie” Moliera. Grał również m.in. Księdza, Gospodarza, Dziada w trzech kolejnych inscenizacjach „Wesela” Wyspiańskiego, Starego Aktora w „Wyzwoleniu” oraz Browna w „Operze za trzy grosze”. - Są piękniejsze zawody. Lekarz, malarz, stolarz - każdy zawód może mieć swoich artystów. Aktor może zagrać każdego z nich, za każdym razem być kimś innym - mówił w wywiadzie udzielonym kilka tygodni temu „Gazecie Krakowskiej”.
Nawet jako emeryt od czasu do czasu wracał na scenę. Jeszcze niedawno widzowie mogli go podziwiać w spektaklach, w Krakowskim Salonie Poezji, a także podczas gali Międzynarodowego Dnia Teatru w 2017 roku, kiedy wzruszająco wygłosił monolog Starego Aktora z „Wyzwolenia”. Do teatru wracał chętnie, choć była w tej radości nutka goryczy. - Przyjeżdżają po mnie pracownicy teatru, pomagają mi zejść, stopień po stopniu, potem odwożą do domu. Tak Cebulski wraca do teatru - mówił.
Mimo, że Cebulski swoje życie związał ze sceną grywał również w filmach, m.in. w „Wodzireju”, „Podróży za jeden uśmiech” czy „Polskich drogach”. Za swe kreacje został odznaczony Złotym Medalem „Zasłużony kulturze Gloria Artis”, nagrodą Artystyczną Miasta Krakowa i wieloma innymi wyróżnieniami. Był też dwukrotnym zdobywcą Złotej Maski w plebiscycie „Dziennika Polskiego” na najpopularniejszego aktora Krakowa (1965, 1966). Jednak dla niego, najcenniejsza nagrodą było uznanie publiczności.
- O tym, czy jesteś aktorem, decyduje widz. Nie ma innej prawdy niż publiczność - mówił. - Dostajesz aplauz, czyli widz uznał ciebie za aktora. Grałem dla publiczności w Krakowie, bo kochałem Teatr Słowackiego i teatr w ogóle, tak można banalnie powiedzieć.
Marian Cebulski zmarł w niedzielę, miał 95 lat. O jego odejściu poinformował Teatr im. Juliusza Słowackiego.
wsp. Julia Kalęba