Na ławie oskarżonych zasiadają: 30-letnia Justyna Sz. z Aleksandrowa i jej 31-letni partner Arkadiusz W. z gminy Aleksandrów. Oboje przebywają w areszcie śledczym. Do sądu przywieźli ich policjanci. On przyznał się jedynie do pobicia, a nie zabicia 49-letniego Włodzimierza C., zaś ona do podcięcia nożem gardła 49-latka, ale nie do pobicia. Grozi im dożywocie.
Wpadł w amok: bił pięściami i kopał po całym ciele
Według prokuratury, do zabójstwa doszło w nocy z 12 na 13 listopada 2020 roku w mieszkaniu przy ul. Daszyńskiego w Aleksandrowie. Jego właściciel Włodzimierz C. jeden pokój wynajmował Justynie Sz.
Z zeznań Arkadiusza W. wynikało, że gdy rozmawiał z Justyną Sz. w jej pokoju, to gospodarz przychodził do nich, wtrącał się do rozmowy i dawał do zrozumienia, że oskarżony powinien wynieść się z jego mieszkania. Nagle chwycił Arkadiusza W. za gardło i zaczął dusić. Doszło do szamotaniny, podczas której oskarżony zadał Włodzimierzowi C. kilka ciosów pięścią.
Justyna Sz. odciągnęła swojego przyjaciela od gospodarza, ale wkrótce doszło do kolejnej szarpaniny i bijatyki, podczas której Arkadiusz W. wpadł w amok: pił pięściami i kopał swego rywala po całym ciele. Efekt był taki, że Włodzimierz G - skatowany, zakrwawiony i proszący, żeby go nie bić - stracił przytomność.
Nie dali rady zakopać ciała w lesie, więc...
Niebawem oskarżony opuścił mieszkanie. Gdy wrócił nazajutrz zauważył, że nieżyjący, leżący na podłodze i przykryty kocem gospodarz ma podcięte gardło, czego on z pewnością nie dokonał. Razem z Justyną Sz. chcieli zakopać zwłoki w lesie, ale stwierdzili, że nie dadzą rady zaciągnąć ciała do wykopanego dołu. Dlatego zawinęli je w dywan, pożyczonym samochodem wywieźli na most na Bzurze i przez barierki wrzucili do wody.
Na koniec Arkadiusz W. przeprosił rodzinę zamordowanego.
