Krwawe sceny przypominające zajścia rodem z Dzikiego Zachodu rozegrały się na oczach wielu ludzi w Amsterdamie w Holandii, a potem na przedmieściach miasta, kiedy policja ścigała uzbrojonych bandytów.
Pierwsze strzały padły na ulicy Meeuwenlaan w północnej części Amsterdamu, kiedy kilku zamaskowanych bandziorów napadło na furgonetkę z cennym ładunkiem. Policyjny samochód znalazł się pod silnym ostrzałem. Strzały padały między innymi na parkingu w pobliżu supermarketu. Najwyraźniej rabusie sądzili, że w tych okolicznościach policja nie będzie do nich strzelała – mówił rzecznik policji.
- To cud, że żaden policjant nie został ranny i współczuję ochroniarzom, którzy wieźli cenny ładunek - powiedziała burmistrz Femke Halsema, komentując te wydarzenia.
Momentalnie cały rejon został zablokowany przez stróżów prawa, pojawiły się policyjne apele o omijanie tego miejsca, aby nie utrudniać akcji śledczym. Świadkowie tego zajścia mówili, że nigdy nie widzieli tak wielu policjantów w czasie jednej interwencji.
Bandyci uciekli potem bez łupu dwoma pojazdami w kierunku małej wioski Broek w gminie Waterlan, kilkanaście kilometrów od Amsterdamu. Dziesiątki policjantów w kamizelkach kuloodpornych miało ich cały czas na oku. Taka sytuacja nie zdarza się często - mówił na późniejszej konferencji prasowej rzecznik policji.
- Kule latały wokół uszu, strzelanina rozgrywała się dosłownie na wyciągnięcie ręki – opowiadał Richard-Jan Roks, który pracował w swoim domu przy Galggouw. - Myślisz wtedy: co się tutaj dzieje? Ale szybko zdałem sobie sprawę, że to poważna sprawa. Policja przybywała ze wszystkich stron. Słyszeliśmy pisk opon i zobaczyliśmy przejeżdżający samochód i wszyscy policjanci po chwili ryknęli: "Zablokuj drzwi", a potem zaczęli strzelać.
Jego matka Monique też była zszokowana. Wszyscy zostaliśmy w środku, bo to było przerażające. Kule latały dosłownie wokół nas. Niania mojej córki, która mieszka kilka domów dalej, o mało nie została postrzelona, bo jedna z kul uderzyła w okno i przeleciała do sypialni dziewczynek. Na szczęście nie było rannych, tylko powstała panika, mówiła.
Film z tych dramatycznych wydarzeń umieszczony w sieci przez jednego ze świadków pościgu pokazywał, jak jeden z samochodów, którym uciekali przestępcy rozbił się w pewnym momencie w ogrodzie za domem. Z pojazdu, który momentalnie stanął w ogniu się wyskoczyli bandyci w kominiarkach i ruszyli w kierunku pobliskiej łąki. Nad ich głowami pojawił się policyjny śmigłowiec, doszło do wymiany ognia z broni maszynowej między stróżami prawa a bandziorami.
To wtedy jeden z bandytów dostał śmiertelny postrzał, inny odniósł lżejsze obrażenia. W sumie udało się pojmać siedmiu napastników, w tym dwóch, którzy schowali się w pojemniku na śmieci, ale tam ich wytropił policyjny pies.
Zdaniem policji, sprawcy napadu chcieli skraść złoto oraz diamenty warte około 50 milionów euro i zaczęli uciekać dwoma samochodami. Rzecznik amsterdamskiej policji pytany, kim są niedoszli rabusie odpowiedział tylko, że sprawa jest rozwojowa, trwa sprawdzanie wielu okoliczności. Dodał jednak, że przestępcy porozumiewali się w języku francuskim.
