Który moment z tych igrzysk szczególnie utkwił Panu w pamięci? Co będzie Pan wspominał najdłużej?
Myślę, że to będzie samo rozpoczęcie tych igrzysk. Trudno jest oceniać igrzyska, kiedy one trwają.
Ale możemy podsumować to, co się wydarzyło do tej pory.
Oczywiście, możemy! Oceną wyników sportowych możemy się zająć po zakończeniu zawodów. Bez wątpienia XXI wiek stawia przed nami wyzwania, które nie są łatwe. Polska nie jest już potęgą, jaką była w przeszłości, kiedy regularnie zdobywaliśmy 20 lub więcej medali. Teraz jesteśmy solidną drużyną, ale raczej w kategorii „średniaków”, z kilkoma gwiazdami. Wcześniej tych gwiazd mieliśmy więcej. Wiemy też, że w sporcie losy odwracają się w jedną sekundę. Tak było na przykład z Igą Świątek, na którą bardzo liczyliśmy, ale okazało się że Chinka jest lepsza. Przychodzi taki dzień w którym jest trochę gorzej. Przeciętna polska drużyna – w stosunku do Europy i do świata – zdobędzie prawdopodobnie około 10-12 medali. Ale to nas nie powinno satysfakcjonować.
Wracając do ceremonii otwarcia – co najbardziej podobało się Panu w tym widowisku?
Miałem okazję uczestniczyć w piętnastu ceremoniach otwarcia, ta olimpiada jest szesnastą, którą oglądałem. Tym razem śledziłem ją w telewizji, wcześniejsze oglądałem na żywo. Od 1992 roku, od igrzysk w Barcelonie, zauważam, że organizatorzy przykładają ogromną wagę do ceremonii otwarcia. Kiedyś było to bardziej skromne wydarzenie – drużyny przechodziły, defilując, przez stadion, ogłaszano oficjalne formułki: „Igrzyska olimpijskie uważam za otwarte” i na tym się kończyło. Jednak od Barcelony zaczęło się to zmieniać. Organizatorzy starają się teraz pokazać swoje najlepsze strony, zrobić show, które zostanie zapamiętane. Paryż, moim zdaniem, osiągnął w tym szczyt możliwości. Można zadać sobie pytanie, co zaprezentują kolejne miasta-gospodarze, jak Los Angeles w 2028 roku czy Brisbane w 2032 roku.
Też jestem bardzo ciekawa, na ile kolejnym organizatorom uda się przeskoczyć Paryż.
Wszyscy jesteśmy tego ciekawi. Ceremonia otwarcia igrzysk stała się integralną częścią wydarzenia, a nawet jedną z jego najważniejszych części, które budzą wiele emocji i zapadają w pamięć. Pamiętam, jak w 2012 roku w Londynie pojawiła się scena z królową na spadochronie. To było dla mnie osobiście fascynujące doświadczenie, gdyż uczestniczyłem w tej ceremonii jako attaché olimpijski, maszerując z drużyną na stadionie. Nagle zdałem sobie sprawę, że skądś znam te twarze obok mnie; okazało się że to byli Rolling Stonesi którzy za chwilę na tym stadionie mieli wystąpić. Każde miasto-gospodarz dodaje coś wyjątkowego, starając się przebić poprzedników. Londyn urzekł większość widzów, prezentując historię Anglii z humorem, a dziś Paryż osiągnął nowe szczyty. Trudno więc dziś sobie wyobrazić, co mogą zaprezentować kolejne miasta, takie jak Los Angeles czy Brisbane.
Jednym słowem, otwarcie igrzysk, niezależnie od różnych wątków politycznych i innych kompletnie niepotrzebnych, musi być, bo sport wciąż jeszcze jest ważniejszy od tego co się dzieje dookoła. Mówię to z własnego doświadczenia; może nie jest prawdą, że sport rządzi światem, ale dla tych wszystkich milionów ludzi, którzy tak jak ja, kochają sport, to on się wydaje być bardzo ważny. I znowu mogę powiedzieć że mimo że świat sportu bywa skażony komercją, dopingiem i innymi problemami, to idea olimpijska, zapoczątkowana przez francuskiego barona Pierre’a de Coubertin, przetrwała i wciąż ma swoje pozytywne konotacje.
Lokalizacja igrzysk w centrum Paryża również miała ogromny wpływ na atmosferę, prawda? Szczególnie widoczne to było w kolarstwie, gdzie trasa była pełna kibiców. W Tokio tak nie było.
Proszę pamiętać, że ze względu na pandemię, w Tokio nie było to możliwe. Jednak w Londynie, w Hyde Parku, milion ludzi oglądało triathlon, a jeździectwo przy Greenwich Park przyciągnęło tłumy. Jeździectwo dla Anglików jest sportem numer jeden - tak je oceniacałe społeczeństwo. Widziałem przy Greenwich Parku ludzi z napisem na tabliczce: „Kupię bilet za 1000 funtów”. Tyle chcieli zapłacić, żeby wejść do środka. Już kilka dni po ogłoszeniu, że Londyn będzie następnym organizatorem igrzysk, a było to 7 lat wcześniej, wszystkie bilety na jeździectwo zostały sprzedane dosłownie w przeciągu dwóch czy trzech minut. Jakiś czas temu tak się stało, żeby przenieść olimpiadę do centrum miasta, ale też nie ma się co oszukiwać, bo to tylko wielkie mocarstwa mogą sobie pozwolić na organizację takiej imprezy. Kiedy byłem jeszcze rzecznikiem prasowym naszej olimpijskiej ekipy w Atenach i kiedy okazało się, że przygotowania do olimpiady stoją pod dużym znakiem zapytania, są problemy w budowie, to na czele składu komitetu olimpijskiego powołano bardzo energiczną kobietę, Giannę Angelopoulos-Daskalaki. A ponieważ bardzo popularnym człowiekiem w Grecji cały czas jest nasz trener Jacek Gmoch, to zaprowadził mnie jeszcze przed olimpiadą do Gianny i zapytałem ją naiwnie, jak to jest możliwe że Grecja liczy 10 milionów Greków, a igrzyska mają kosztować 10 miliardów dolarów, więc czy to znaczy że każdy Grek zapłaci 1000 euro?
Co odpowiedziała?
Spojrzała na mnie i powiedziała: „Zwariowałeś? To wy zapłacicie. Chcieliście igrzysk, to będziecie je mieli! Zapłacą Francuzi, Anglicy, Niemcy. I to była brutalna prawda. Zaraz po igrzyskach w Atenach, w Grecji rozpoczął się głęboki finansowy kryzys i właściwie od tamtej pory wiadomo już, że to tylko bogaci - mówię o letnich igrzyskach, bo zimowe to inna sprawa – tylko bogate kraje mogą sobie na to pozwolić, tak jak Francuzi pozwolili sobie na to, żeby w centrum Paryża zbudować tor do kajaków górskich. To wszystko są wielkie miliony i trzeba było przebudować prawie pół miasta.
Mieszkańcom Paryża to się pewnie mniej podoba?
Raczej się nie podoba, chociaż krytycznych głosów ze strony Francuzów nie słychać. Oni są szczęśliwi, że zdobywają medale. Ale jeśli chodzi o kraje biedniejsze, to ma pani rację – widziałem to w Brazylii, która była już mocno wycieńczona, bo rok wcześniej przygotowywała mistrzostwa świata w piłce nożnej i też ich te zawody kosztowały ogromnie dużo. W Brazylii na każdym kroku było słychać i widać, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto, że ich nie stać, nie stać na igrzyska tego dosyć biednego narodu. Co tu dużo mówić, nie ma porównania z tymi, którzy będą gospodarzami kolejnych igrzysk, czyli Los Angeles, a następnym Australia też da radę. Nikt inny nie będzie sobie mógł pozwolić na ich organizowanie.
Czy to spowoduje, że w którym momencie ta idea w ogóle upadnie?
Szczerze mówiąc, dziwię się że ona jeszcze żyje. Naprawdę byłem przekonany że dłużej tak być nie może.
Dlaczego?
Ano dlatego, że koszty olimpiady są gigantyczne, a zawodnicy niekoniecznie są nią zainteresowani. Broń Boże, nie chcę mówić o takich dyscyplinach jak bliski memu sercu golf, ale prawdą jest, że zawodnicy przyjeżdżają na dwa tygodnie na olimpiadę, a w tym czasie mają zawody, na których mogą zdobyć o wiele większe pieniądze. Na przykład nasz zawodnik Adrian Meronk, który jest na 50 miejscu światowej czołówki miesiąc temu wygrał trzydniowe zawody w golfie za 4 miliony dolarów. To przykład na to, że dla wielu bardziej interesująca jest komercja, niż sama idea; oczywiście nie mówię, że dla wszystkich, bo nie chcę tu nikogo skrzywdzić.
Trudno byłoby sobie wyobrazić świat bez igrzysk olimpijskich!
Zgadzam się, to rzeczywiście trudne do wyobrażenia. Ale warto zauważyć, że już przed porażką Igi Świątek z Chinką wiele najlepszych tenisistek wycofało się z olimpiady. To zjawisko widoczne jest w wielu dyscyplinach, gdzie zawodnicy wolą startować w innych zawodach, oferujących większe nagrody pieniężne. Na razie jednak brak igrzysk nam nie grozi. Ateny miały swoje problemy, Chińczyków nawet nie pytamy ile wydali - bo to było następne igrzyska w Pekinie. Potem Londyn dźwignął się, żeby wybudować ogromną wspaniałą dzielnicę na poprzemysłowym terenie. Kosztowało to miliardy funtów. Ale dzisiaj, właśnie na przykładzie Londynu, widzimy, że inwestycje te przynoszą długofalowe korzyści, takie jak odnowienie terenów poprzemysłowych, które teraz służą społeczeństwu, tam odbywają się szkolne zajęcia i różne inne imprezy, które przynoszą zyski. Generalnie skazani jesteśmy na to, że tylko najbogatsze kraje mogą sobie pozwolić na organizację tak kosztownych wydarzeń. Możliwe, że w przyszłości kilka państw będzie musiało połączyć siły, aby podołać finansowo. Paryż pokazuje jednak, że igrzyska mogą być znakomicie zorganizowane i transmitowane na niespotykaną dotąd skalę. Dzięki nowoczesnym technologiom, możemy teraz śledzić każdy występ, każdą konkurencję, każdego zawodnika, wybierając to, co nas najbardziej interesuje. Nie jesteśmy skazani tylko na państwową czy prywatną telewizję.
Jakie jest Pana największe rozczarowanie tych igrzysk?
Trudno mówić o rozczarowaniu, jeśli chodzi o Polaków, bo moje oczekiwania nie były wygórowane. Jak już powiedziałem, nasza drużyna od lat jest raczej przeciętna. Brałem raz udział w pewnej dyskusji i jakiś dziennikarz powiedział, że to nie było sprawiedliwe, bo w komunie startowali zawodowcy, którzy formalnie pracowali, ale faktycznie poświęcali się wyłącznie sportowi, co dawało przewagę nad amatorami z Zachodu, gdzie w zawodach udział brał konduktor czy sklepikarz. Dziś sport stał się jedną z dróg do promocji kraju i jest to szczególnie widoczne w małych państwach, które zdobywają medale, jak Santa Lucia, Bostwana, czy Borundi. Współczesny sport to również inwestycja, często łatwiejsza i bardziej opłacalna niż np. rozwój nauki. Proszę zauważyć, najlepszy polski uniwersytet – Uniwersytet Warszawski jest na 350 miejscu wśród najlepszych uczelni na świecie. No, to oznacza, że powoli się posuwamy w rozwoju.
To jaki obraz polskiego sportu wyłania się z tych igrzysk?
Bardzo średni. Wiele jest tego powodów. Jednym z nich jest zmiana podejścia rodziców, którzy bardziej skupiają się – i słusznie – na zapewnieniu dzieciom dobrej edukacji i stabilnej przyszłości zawodowej, niż na promowaniu sportowej kariery. W przeszłości, dla osób z mojego pokolenia, sport był jedyną z nielicznych dróg do osiągnięcia sukcesu, jeśli nie miało się talentu, żeby grać Chopina na fortepianie, albo nie miało się naukowych uzdolnień. Dzisiaj to się już zmieniło. Rodzice często wybierają inną drogę dla swoich dzieci. Ale są też rodzice świadomi, jak pan Świątek, czy inni, którzy słyszą od trenerów, że ich dziecko, córka albo syn, ma ogromny talent sportowy, no to robią wszystko, aby to w nich rozwijać, zapożyczają się, szukają sponsorów. Ale takich sportowców, którzy odniosą sukces jest kilkanaście, a obok nich są tysiące, którzy tych upragnionych wyników nie osiągną.
Wojciech Nowicki po swojej porażce w rzucie młotem powiedział, że on ma 35 a razem z nim startują zawodnicy, mający 20-25 lat. Zastanawiał się, gdzie są jego następcy.
To rzeczywiście część problemu, ale nie jedyna. Struktury organizacyjne sportu w Polsce są źle zorganizowane. Nie chcę wskazywać palcem na konkretne związki, ale posłużę się przykładem. Na igrzyskach w Atlancie w 1996 roku Polacy zdobyli wiele medali w zapasach – trzy złote, jeden brązowy i jeden srebrny. Ówczesny minister sportu, Stanisław Paszczyk, który znał się na sporcie świetnie, mogę tak powiedzieć, bo też wtedy się przy sporcie kręciłem, uznał, że zapasy są naszą wielką nadzieją i postanowił przeznaczyć na nie większość środków. Teoretycznie miał rację. W praktyce, jak pani mnie spyta, ile medali od tego 1996 roku do dzisiaj zdobyliśmy w zapasach, to mogę pani powiedzieć że jeden. A pieniędzy poszło – na obozy, zgrupowania, na co tylko chcieliśmy. I się nie udało. Podobnie było z pływaniem. Otylia Jędrzejczak, jak pani pamięta zdobyła trzy medale na jednych igrzyskach w Atenach. Mówiono wtedy: „Dajmy pieniądze na pływanie, to będzie nasz sport narodowy”. No i ile medali zdobyliśmy do tej pory? Kilka dni temu w finale po raz pierwszy wystąpiła Katarzyna Wasick, która zresztą mieszka w Ameryce i trenuje w Ameryce, a nie w Polsce, ale jest Polką. A Otylia sama dziś jest prezeską Polskiego Związku Pływackiego, wie wszystko, co trzeba zrobić, żeby mieć medale. Niestety, od tamtej pory nie udało się zdobyć kolejnych medali.
W czym więc tkwi problem?
Gdybym znał odpowiedź, byłbym mistrzem. Myślę, że problem leży w wielu naszych cechach narodowych, w tym – w braku konsekwencji.
Czy to znaczy że mamy gen przegrywania w sobie? Wolimy cierpieć z tego powodu, że się przegrało?
Nie chodzi o to, że mamy „gen przegrywania”, ale raczej brakuje nam cierpliwości i zdolności do długofalowego planowania. W sporcie potrzeba czasu, by osiągnąć sukcesy na najwyższym poziomie, ale często oczekujemy natychmiastowych rezultatów. Jeśli rodzice nie mają pieniędzy ani wsparcia sponsora, to jest bardzo trudne, nawet jeśli ich dziecko jest utalentowane. Koszty codziennych treningów, czy to na korcie tenisowym, czy w basenie, są ogromne. Kluby sportowe pomagają na ile mogą, ale one również borykają się z brakiem środków. Tymczasem minister sportu często koncentruje się na wspieraniu dyscyplin, które już przynoszą medale, zamiast inwestować w rozwój przyszłych talentów. To krótkowzroczne podejście, które utrudnia długofalowy rozwój polskiego sportu. Trzeba wspierać tych, którzy może za 5 lat będą kandydatami do medali.
Jak interpretuje Pan sukcesy takich małych krajów jak Irlandia, licząca zaledwie 5 milionów mieszkańców, a zdobywająca medale, czy Ukraina, która przecież toczy wojnę?
Prawdą jest, że kraje postradzieckie zawsze były mocne sportowo, ponieważ w czasach komunizmu przywiązywano ogromną wagę do sportu jako narzędzia propagandy. To dziedzictwo w pewnym sensie przetrwało.
Może w Polsce jesteśmy mniej zdeterminowani, by osiągać sukcesy sportowe?
Możliwe. Ale też coraz częściej słyszę, że rodziny nie mogą sobie pozwolić na wysłanie dzieci do najlepszych szkół sportowych ze względu na koszty. Tradycje sportowe również odgrywają tu rolę – na przykład Irlandia, będąca częścią brytyjskiego dziedzictwa sportowego, ma silne korzenie w wielu dyscyplinach. Przykładem może być Wielka Brytania, która po igrzyskach w Sydney w 2000 roku, gdzie zdobyła tylko jeden złoty medal, uznała to za porażkę. W odpowiedzi rząd brytyjski zainwestował ogromne środki w sport, przygotowując się do igrzysk w Londynie w 2012 roku. Te inwestycje przyniosły efekty – Brytyjczycy zdobyli liczne medale, m.in. w kolarstwie torowym, które wcześniej nie było popularne. W Londynie zdobyli około 10 złotych medali w tej dyscyplinie. To pokazało, że odpowiednie wsparcie finansowe i treningowe może przynieść sukces.
Która dyscyplina w Polsce ma potencjał na zdobycie większej liczby medali?
To bardzo dobre pytanie. Już częściowo o tym wspomniałem - kiedyś wydawało się, że taką dyscypliną są zapasy, zwłaszcza po sukcesach w 1996 roku. Później, po trzech medalach Otylii Jędrzejczak w pływaniu na igrzyskach w Atenach, myśleliśmy, że to pływanie stanie się naszą specjalnością. Niestety, brak cierpliwości, problemy organizacyjne i inne czynniki uniemożliwiły nam zbudowanie silnej pozycji w tych dyscyplinach.
Może kolarstwo, jako medalodajna dyscyplina, ma potencjał na większy rozwój?
O, świetnie! Kolarstwo w Polsce wywodziło się ze wsi; kiedyś Szurkowski i wszyscy inni kolarze pochodzili ze wsi i mogli oni z tych swoich małych grajdołków, jak Szurkowski spod Wrocławia, wyjechać wielki świat tylko na rowerze. Nie miał innych szans ten, kto nie był Einsteinem. Teraz jednak są inne możliwości. Mało tego - wielu utalentowanych ludzi wyjechało z Polski, szukając lepszych możliwości za granicą. To także wpłynęło na sytuację w polskim sporcie. Na koniec, muszę jednak powiedzieć, że dla przeciętnego Polaka sukcesy sportowe mają dziś mniejsze znaczenie niż kiedyś. Oczywiście, zawsze miło jest, gdy Polak zdobywa medal, ale nie jest to już tak ważne dla społeczeństwa, jak kiedyś. Kiedyś sport, jak Wyścig Pokoju, budził ogromne emocje. Mówiło się, że górnicy więcej węgla wydobywali, jak gole strzelali piłkarze Górnika Zabrze. Teraz już tak nie jest. Teraz te emocje są mniej intensywne i krótkotrwałe. Choć nadal interesujemy się i będziemy się interesować sportowcami, takimi jak Iga Świątek, bo, nawet jeśli przegrała, to jest wielką gwiazdą.
Zna Pan historię sportowca z tych igrzysk, która zasługuje na większą uwagę mediów i kibiców?
Generalnie, jesteśmy narodem, w którym cechą decydującą jest „chciejstwo” – chcemy sukcesów bez solidnych podstaw. Oczekujemy złotych medali, ale nie zawsze mamy do tego wystarczające umiejętności i waleczność. Zawodnicy często mają różne warunki przygotowań – niektórzy mają lepszy sprzęt, dłużej trenują na zgrupowaniach, ale brakuje im naturalnego talentu, który mają inni. Dlatego, zamiast krytykować piąte czy siódme miejsce, powinniśmy docenić każdy wysiłek. W Polsce liczy się tylko zwycięstwo i medal. Inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie sport uprawiają wszyscy, a możliwości są znacznie większe. Dlatego cieszmy się z miejsc w pierwszej dziesiątce. Weźmy przykład Igi Świątek – cała Polska była oburzona jej porażką, mimo że przez trzy lata wygrywała największe turnieje. Jedno niepowodzenie nie powinno przesłaniać jej osiągnięć.
Liczy się to, że zdobyła medal olimpijski.
Oczywiście, zdobycie brązowego medalu to ogromne osiągnięcie. Daj Boże każdemu takiego sukcesu.
Polska powinna zainwestować więcej w organizację międzynarodowych imprez sportowych, które promowałyby sport i przyciągały młode talenty?
Oczywiście, to dobry kierunek. Pani Anito, sam na przełomie wieków brałem udział w przygotowaniach do igrzysk w Zakopanem. Niestety, to przedsięwzięcie nie zostało potraktowane poważnie, to była kpina i żart. Szanse były duże i nikt ich nie poparł. A byliśmy naprawdę bardzo blisko, aby te igrzyska dostać. Organizacja letnich igrzysk olimpijskich w Polsce jest na razie poza naszym zasięgiem, zwłaszcza w tym okresie, kiedy wciąż odbudowujemy się z wieloletniej komunistycznej zapaści. Ale zimowe igrzyska to inna sprawa – mamy w tej dziedzinie tradycje i sukcesy, jak w przypadku Justyny Kowalczyk czy naszych skoczków narciarskich, którzy wciąż są tematem narodowej dumy. Zorganizowanie zimowych igrzysk jest bardziej realistyczne, zwłaszcza jeśli połączylibyśmy siły z innymi krajami, takimi jak Niemcy czy Czechy. Wspólnie moglibyśmy zrealizować takie przedsięwzięcie. To na pewno jest jakiś pomysł na przyszłość.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?