To dosyć niespodziewane odpadnięcie najwyżej rozstawionego debla na kortach Melbourne Park. O ile Struffa możemy nawet pamiętać z dobrej gry singlowej tegorocznego Australian Open (bo przyzwoitym meczu Struff odpadł w trzeciej rundzie z Rogerem Federerem), to grającego pod flagą Japonii Mclachlana niewielu znało. Wcześniej reprezentował barwy Nowej Zelandii.
Kubot i Melo mierzyli się ze Struffem w finale turnieju w Sydney. Niemiec występował wówczas w parez z Serbem Viktorem Troickim.
Ostatni raz para rozstawiona z nr 1 wygrała w Australii w 2013 r. Kubot chciał powtórzyć wyczyn z 2014 r., gdy w parze ze Szwedem Robertem Lindstedtem wygrał turniej w Australii. Wydawało się, że lubinianin może być na dobrej drodze do powtórzenia sukcesu, bo wcześniej z turnieju odpadli jedni z wielkich faworytów rozgrywki w Melbourne - para Kontinen/Peers.
Tym razem zwycięzca Wimbledonu z 2017 r. odpadł po długim i zaciętym spotkaniu. Mecz trwał dwie godziny i 53 minuty. A w nim mieliśmy dwa tie-breaki, w których zwyciężyli mnie faworyzowani Mclachlan i Struff. Presja była po stronie Kubota i Melo i to było po prostu widać na korcie Margaret Court. W decydującej partii Kubot i Melo mieli dwie piłki na przełamanie przeciwnika na 5:4 i w perspektywie własny serwis. To był kluczowy moment meczu i największa szansa Melo i Kubota na zwycięstwo
Kubot był ostatnim Polakiem w tegorocznej edycji seniorskiego Australian Open. Kilkadziesiąt minut wcześniej w ćwierćfinale debla odpadł także Marcin Matkowski. W parze z Pakistańczykiem Aisamem Qureshim przegrał z słynnym braterskim duetem: Mike i Bob Bryan 1:6, 4:6.