Białoruś: Protesty wydają się słabnąć. Czy Aleksandr Łukaszenka opanuje sytuację? Bezpieka złamała Cichanouską

Kazimierz Sikorski
Kazimierz Sikorski
AP/Associated Press/East News
Przez trzy godziny agenci białoruskiej bezpieki "namawiali" Swietłanę Cichanouską do wyjazdu z kraju. W końcu ja złamali.

Protestujący zgromadzili się ostatniej nocy koło stacji metra Kammenaya Gorka w centrum Mińska, która przekształciła się w pole bitwy.

Milicja strzelała gazem łzawiący i granatami hukowymi, po czym przeszła przez ulicę i ruszyła na demonstrantów.

Ludzie padali uciekając, ale szybko dopadli ich milicjanci, którzy ścigali innych na podwórkach bloków mieszkalnych, gdzie wielu chciało się ukryć.

Gdy dopadli uciekinierów, oficerowie otoczyli ich i bili brutalnie pałami. Mieszkańcy obserwujący z okien wygwizdywali i przeklinali funkcjonariuszy, wzywając ich od najgorszych.

Ktoś nawet rzucił drewnianą drabiną w milicjantów, którzy bili mężczyznę pod oknami.

Wcześniej zespół BBC zaatakowali faceci ubrani na czarno. - Zabierz aparat - ryczeli, gdy do nas podeszli. Pokazaliśmy im akredytacje wydane przez władze, ale jeden z nich wyrwał koleżance jej kartę z szyi.

Gdy zażądaliśmy zwrotu akredytacji, jeden z nich uderzył nas pałką. Serwis opozycyjny Tut.by informował, że dziennikarze byli zatrzymywani także w Brześciu i Grodnie.

Niemal wszyscy zastanawiają się teraz, co zrobi Swietłana Cichanouska, główna rywalka Łukaszenki, którą zmuszono do opuszczenia Białorusi, a wcześniej do odczytania apelu, w którym prosiła rodaków o zachowanie spokoju.

Czy musiała tak postąpić? Czy zdradziła nasze ideały - pyta wielu i każdy ma swoją odpowiedź.

Wielu mówi, że to ona odgrzała nadzieje na lepsze życie, to ona przyciągała tłumy na wiece.

Zwolennicy opozycji wyszli na ulice. Domagają się ogłoszenia prawdziwych wyników wyborów

Białoruś: Wybory prezydenckie 2020. Reżim podał wyniki, zwyc...

37-letnia była nauczycielka języka angielskiego była matką opiekująca się dziećmi w domu i nagle wskoczyła w wielką politykę po aresztowaniu jej męża i zablokowaniu mu możliwości udziału w wyborach.

Była jedną z trzech kobiet, które połączyły siły, aby przewodzić opozycji. Weronika Tsepkalo uciekła z Białorusi w dniu wyborów, tylko Maria Kolesnikowa pozostaje w kraju.

Ta ostatnia mówi, że Cichanouska była eskortowana przez bezpiekę do granicy w ramach umowy umożliwiającej uwolnienie szefowej jej kampanii, Marii Moroz, którą aresztowano w piątek wieczorem.

W poniedziałek Cichanouska przyszła do Centralnej Komisji Wyborczej w Mińsku, aby złożyć protest.

Została na trzy godziny w pokoju z dwoma oficerami służby bezpieczeństwa, według Kolesnikowej, która​​towarzyszyła jej i czekała na zewnątrz.

Godzinę po spotkaniu Kolesnikowa ​​widziała, jak do pokoju wchodziło kilka osób z czarnymi torbami zawierającymi coś, co wyglądało na sprzęt wideo. Po kolejnych dwóch godzinach powiedziano Kolesnikowej, że ​Cichanouska wyszła z budynku innym wejściem.

Od tamtej pory nie miała żadnych wiadomości od Cichanouskiej, ale dodała, że ​​było jasne, że rywalka Łukaszenki nagrała wypowiedź na wideo i opuściła kraj pod presją.

- Kiedy wszyscy wokół ciebie i twojej rodziny są zakładnikami, trudno jest nie wypowiadać się pod presją - mówiła w Mińsku Kolesnikowa.

Po przyjeździe na Litwę w internecie pojawiło się wideo, w którym Cichanouska zwróciła się do zwolenników (po rosyjsku), stwierdzając, że przeceniła swe siły.

Żadne życie nie jest warte tego, co się teraz dzieje - dodała. Dzieci są najważniejsze w naszym życiu, mówiła Cichanouska, która wysłała swoje pociechy na Litwę przed wyborami.

Później pojawiło się drugie wideo, które wydawało się być nakręcone podczas jej zatrzymania. Cichanouska z opuszczoną głową, nerwowo czyta apel, wzywając zwolenników do „przestrzegania prawa” i unikania ulicznych protestów.

Pojawiły się oznaki, że protesty tracą na sile w obliczu zaciekłej reakcji milicji. Konta mediów społecznościowych popierające protesty nawoływały do ​​strajku generalnego we wtorek i choć zgłoszono przestoje w pracy, nie były one powszechne.

Starcia w trzeci wieczór z rzędu były słabsze.

Ponieważ część centrum miasta jest odgrodzona - a dostęp do Internetu ograniczony, utrudnia to organizację protestów - główne punkty demonstracji przeniosły się do osiedli na obrzeżach Mińska.

Widać było grupy młodych mężczyzn, z twarzami zakrytymi maskami, maszerujących po robotniczych dzielnicach w kierunku centrum. Odpalili fajerwerki i skandowali popularny slogan ostatnich dni: Wierzymy, że możemy, wygramy!

Szanse Łukaszenki na utrzymanie się u władzy są powiązane z lojalnością sił bezpieczeństwa. Na razie taktyka władz jest agresywna: elitarne jednostki przeczesywały dzielnice, wchodząc do budynków i zatrzymując ludzi. Celem ataku są też dziennikarze.

- Zostali poddani praniu mózgu - są jak zombie - mówił Siergiej Aksimowicz, 36-letni inżynier , odnosząc się do zachowania milicjantów. Mówią, że ludziom płacono za udział w protestach.

Władze podały we wtorek, że poprzedniej nocy w kraju zatrzymano 2000 osób, a 21 milicjantów zostało rannych. Miejsce protestu w centrum Mińska zamieniło się w prowizoryczny pomnik, z setkami ludzi przynoszących kwiaty i przejeżdżającymi samochodami, która trąbią klaksonami jako wyraz poparcia. Co chwila na miejsce przyjeżdża milicja.

Wyjdę, aby protestować do końca – mówi 47-letnia Jelena Kołomicka, która pracuje w sklepie i przyniosła kwiaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl